W tym sezonie nasza kadra skoczków prezentuje się zdecydowanie poniżej oczekiwań. Wielkie emocje z walki o zwycięstwo i trofea zdają się być odległym wspomnieniem. Jednak jeśli przeniesiemy się do juniorów, to sytuacja jest o wiele lepsza.
Kilkanaście dni temu Łukasz Łukaszczyk wywalczył brązowy medal na igrzyskach olimpijskich młodzieży, a gdyby nie upadek, to najpewniej zdobyłby złoto. Na mistrzostwach świata juniorów był siódmy, a o medal do końca walczył Tymoteusz Amilkiewicz (ostatecznie zajął 5. miejsce).
Prawdziwe święto oglądaliśmy w konkursie drużynowym. Biało-Czerwoni, skaczący w składzie: Łukasz Łukaszczyk, Marcin Wróbel, Klemens Joniak oraz Tymoteusz Amilkiewicz zdobyli brązowy medal. To ogromne osiągnięcie, które pokazuje, że polskie skoki mają przyszłość.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: toczyły wojny w UFC. Poznajesz, kogo odwiedziła Jędrzejczyk?
Łukaszczyk jest wymieniany od wielu lat w gronie największych talentów w swoim roczniku. Amilkiewicz zaskoczył i trafił z formą na mistrzostwa świata, udowadniając, że drzemie w nim wielki potencjał. Wróbel i Joniak też pokazali, że za kilka lat mogą sporo znaczyć w świecie seniorskich skoków. W odwodzie przecież jest jeszcze Kacper Tomasiak.
Powiedzmy sobie jasno: jak na razie nie ma co robić z nich drugiego Małysza, Stocha czy Kubackiego. To może wywierać na nich niepotrzebną presję, co może zaszkodzić ich psychice, która w skokach jest kluczowa. To jednak nie jest jedyny powód.
Niestety, w ostatnich kilkunastu latach polskie skoki przepalały talenty. Mateusz Rutkowski, Jakub Wolny, Klemens Murańka czy Krzysztof Biegun nie osiągnęli nawet cząstki tego, co im wróżono. Aleksander Zniszczoł przebił się do czołówki Pucharu Świata dopiero w wieku 30 lat.
Przez wiele lat polski system nie potrafił zaopiekować się utalentowanymi juniorami, którzy przechodzili do wieku seniorskiego. Nie potrafiono znaleźć sposobu na to, by młodzi skoczkowie się rozwijali wtedy, kiedy to jest najbardziej potrzebne. Ci skakali jeszcze słabiej, nie startowali w Pucharze Świata. Pozbawieni możliwości zarobku często za szybko rezygnowali. To w końcu przecież młodzi dorośli, którzy też potrzebują źródła utrzymania.
Najważniejszym zadaniem trenera kadry Thomasa Thurnbichlera jest zbudowanie systemu, który pozwoli rozkwitnąć młodym talentom. Program ma zostać ogłoszony już niedługo i może odmienić oblicze polskich skoków. Przecież dziura pokoleniowa i złe wyniki naszej kadry w tym sezonie nie wynikają z tego, że talentów pokroju Żyły czy Stocha brakowało, lecz bo masowo je marnowaliśmy.
Być może można by pomyśleć o finansowym wsparciu dla młodych skoczków w pierwszych sezonach seniorskich startów? W końcu sam Aleksander Zniszczoł mówił o tym, że bez pomocy rodziców i jednego sponsora byłoby mu trudno związać koniec z końcem (więcej TUTAJ). W końcu wielu jego kolegów z czasów juniorskich musiało wcześniej zakończyć karierę. Kto wie, może dzisiaj byliby tam gdzie Zniszczoł albo i jeszcze wyżej?
Młodym zawodnikom trzeba zapewnić spokojne warunki do rozwoju, bez nadmiernej presji. Musi powstać w końcu kompleksowy program dla juniorów i naboru nowych talentów. Nie możemy liczyć w dzisiejszym sporcie na geniusz w stylu Adama Małysza, który samoistnie odpali. Zorganizowany system to jedyna rzecz, która za kilka lat może przynieść nam medale.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Polski skoczek stanął przed kamerą załamany. "Aktualnie nie czerpię radości"