"Musiałem zagryźć zęby, żeby przetrwać". Zniszczoł nie ma wątpliwości, co dało mu siłę

Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Aleksander Zniszczoł
Getty Images / Daniel Kopatsch / Na zdjęciu: Aleksander Zniszczoł

Aleksander Zniszczoł notuje najlepszy sezon w karierze w wieku 29 lat. - Bez pomocy rodziców też byłbym w czterech literach. Rodzina mocno mnie wspierała - mówi WP o trudnych chwilach. Opowiada też o straconej szansie i roli lidera w kadrze.

[b]

Arkadiusz Dudziak, WP SportoweFakty: W niedzielę po pierwszej serii konkursu byłeś liderem. Miałeś ponad 12 punktów przewagi nad drugim Kobayashim. Usiadłeś w drugiej serii na belce jako ostatni. Czułeś presję przed skokiem, od którego zależało zwycięstwo?[/b]

Aleksander Zniszczoł: No właśnie nie. Podszedłem do tego bardziej na spokojnie, na zasadzie: mam przewagę, mogę powalczyć.

Naprawdę totalnie nie czułeś okazji?

Pewnie jakoś podświadomie do mnie i może dochodziło, że mam wielką szansę, że walczę o podium i zwycięstwo. Skok i warunki się nie złożyły, niestety to wszystko uciekło i skończyłem na 8. miejscu.

Pierwsza myśl, która przeszła przez głowę po wylądowaniu?

Musiałbym tutaj użyć wulgarnych słów.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza

A gdy emocje już opadły, nadal rozpatrujesz ten wynik w kategorii niewykorzystanej szansy czy może najlepszego weekendu w karierze?

To drugie. W sobotę po pierwszej serii byłem trzeci, w niedzielę prowadziłem. To pokazuje, na co mnie stać i buduje pewność siebie. Jestem w stanie walczyć z czołówką Pucharu Świata i nie być wystraszonym u góry, tylko przygotowanym do realizacji najważniejszego celu.

Jako siedemnastolatek byłeś w czołowej dziesiątce w Zakopanem, w sezonie 2014/15 regularnie zdobywałeś punkty w Pucharze Świata, ale później niemal zniknąłeś z elity.

Złożyło się na to kilka przyczyn. Byłem lepszy od moich rywali z reprezentacji, a i tak nie jeździłem na zawody, bo skład był zabetonowany. Dzięki Maciejowi Maciusiakowi przetrwałem ten okres. Razem walczyliśmy o to, bym był najlepszy, wierzył, że moje miejsce jest w Pucharze Świata.

Był taki okres, że ci trenerzy u nas się szybko zmieniali. Były przecież też takie momenty, jak w tym sezonie, że nikt nie skakał dobrze. Teraz ja sobie jakoś radzę. Były trudne lata, gdzie musiałem zagryźć zęby, żeby przetrwać. Miałem więcej cierpliwości.

Co oprócz Macieja Maciusiaka pomogło ci przetrwać ten trudny okres?

Ważna była rodzina, a zwłaszcza żona i córka. Nie mogę też pominąć przyjaciół oraz wiary.

Duży wpływ miała też praca z psychologiem?

Tak, sporo pracuję z Jakubem Bączkiem. Jestem wdzięczny, bo pokazał mi drogę, którą iść. Wyposażył mnie w techniki, których mogę się trzymać. Jesteśmy w bardzo dobrych kontaktach. Teraz w kadrze też mamy psychologa, który mocno nam pomaga. To ważne w tym sporcie, żeby głowa była wolna. Pracuję też indywidualnie i trenerzy dobrze o tym wiedzą. Chcę być nie tylko dobrym sportowcem, ale też dobrym człowiekiem.

Masz trochę żal o to do trenera Horngachera, że potencjał waszego pokolenia nie został wykorzystany?

Nie chcę tego oceniać.

Skoczkowie, którzy nie zdobywają punktów Pucharu Świata, mają problem, by związać koniec z końcem. Andrzej Stękała dorabiał jako kelner. Jak ty sobie radziłeś w tych trudnych latach?

Na szczęście miałem ciągłość sponsorską. To mi dało bezpieczeństwo, ale bez pomocy rodziców też byłbym w czterech literach. Rodzina mocno mnie wspierała. Wszyscy wierzyli, że potrafię. Jestem im za to bardzo wdzięczny.

Miałeś presję, że jak pojawiła się rodzina i dziecko, to musisz zapewniać im byt, a pieniądze nie napływały.

Oczywiście, kto jej nie ma? Jeśli jesteś mężczyzną, to masz takie zadanie do wykonania.

Jesteś zaskoczony, że w oczach wielu pełnisz rolę lidera kadry?

Nie nazwałbym się tak. To, że jestem najlepszy teraz, nie czyni mnie liderem. Skaczę na swoim poziomie i nie patrzę czy jestem lepszy od kolegów, czy mam ich ciągnąć do góry. Chcę wykonywać zadania jak najlepiej, bo to jest sport indywidualny.

Początek sezonu nie był tak udany i zostałeś odesłany do Pucharu Kontynentalnego. W jednym z wywiadów wspomniałeś, że dobrze to podziałało.

Chciałem złapać oddech i to się udało. Miałem chwilę na spokojne skoki w Pucharze Kontynentalnym, mogłem oddawać skoki przy większej prędkości. Wyczyściłem głowę, popatrzyłem wstecz, sięgnąłem po to, co znałem najlepiej.

Pojawiają się już pewnie myśli o podium. Czego potrzeba, żeby ono przyszło?

Szczęścia.

Zabrakło go w niedzielę?

Tak.

Rozmawiał Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
To koniec. Gwiazdor zwołał dziś konferencję i przekazał decyzję

Komentarze (1)
avatar
Luckyluke
7.02.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zniszczył...skoczek jednego skoku jak ma farta z wiatrem