Ostry głos ze związku ws. Thurnbichlera. "Za bardzo chciał być kolegą"

Getty Images / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler
Getty Images / Na zdjęciu: Thomas Thurnbichler

- Thomas Thurnbichler za bardzo chciał być kolegą dla zawodników. Trener musi mieć twardą rękę, lecz to przychodzi z doświadczeniem - mówi dosadnie w rozmowie z nami Rafał Kot, wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.

Kryzys najbardziej utytułowanego tercetu polskich skoczków narciarskich, w którego skład wchodzi Piotr Żyła, Kamil Stoch i Dawid Kubacki wciąż trwa. W sobotnim konkursie w Willingen tylko nowotarżanin przebrnął przez pierwszą serię, zaś jego dwaj koledzy zaprezentowali się katastrofalnie.

Tymczasem niedawno w rozmowie z nami Thomas Thurnbichler zdradził, że Żyła nie wykazał się pełnym profesjonalizmem pod koniec lata oraz jesienią, w trakcie przygotowań do sezonu (więcej -> TUTAJ). - Jeśli trener dochodzi do takich wniosków, trudno mu nie wierzyć. Nasuwa się pytanie, co było przyczyną takiego stanu rzeczy. Po drugie, trener jest odpowiedzialny za wyniki i powinien trzymać zawodników twardą ręką. Thomas Thurnbichler czasami chciał być ich kolegą, trochę zabrakło mu jaj - mówi wprost wiceprezes TZN Rafał Kot.

- Adam Małysz sugerował, że dla zawodników byłoby lepiej, gdyby potrenowali indywidualnie. Z taką tezą nie zgodził się Dawid Kubacki, mówiąc, że nie po to z wielkim trudem przygotowywał się do sezonu. Tu właśnie do gry powinien wkroczyć trener i postawić na swoim. Skoczkowie nie mogą mieć decydującego głosu. Z wyników rozlicza się tego, kto ich przygotowuje. Thomasowi zabrakło doświadczenia, ale widzę progres w tym elemencie. Słowa o Piotrku na to wskazują - dodaje.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: można im pozazdrościć. Bajeczny urlop dziennikarki i piłkarza

Nie musi obawiać się o posadę

Czy austriacki szkoleniowiec ma powody, by obawiać się o swoją przyszłość? - Absolutnie nie. Wciąż mamy do niego pełne zaufanie. Nic się nie zmieniło. To znakomity fachowiec. Cały świat przepowiada mu świetlaną przyszłość. Nie można powiedzieć, że za brak doświadczenia Thomasa zapłaciliśmy najwyższą cenę. Inny trener nie odmieniłby stanu polskich skoków. Nie nastałby żaden przełom - odpowiada Kot.

Po sobotniej rywalizacji powody do zadowolenia ma tylko Aleksander Zniszczoł. Cieszynianin zajął ósme miejsce w konkursie, a po pierwszej serii plasował się nawet na trzeciej lokacie. - Obawiałem się, że zachowanie wysokiej pozycji może mu się nie udać. Za jego plecami znajdowały się znakomite nazwiska. Warunki konkursu były loteryjne. Ciągle wiało pod narty, ale jedynie tuż za wyjściem z progu. Niektórym zabrakło noszenia w drugiej części skoku. Wysoką cenę zapłacił za to między innymi Stefan Kraft - zauważa działacz.

- Nie jestem zadowolony z wyników konkursu. Trudno, żebym był. Na plus oczywiście Olek. Fakty są niestety jednak takie, że nie mamy następców. Po co desygnować do boju skoczków, którzy nie mają szans, by przebrnąć przez kwalifikacje? To się mija z celem. Znaleźliśmy się w niełatwym położeniu - kontynuuje.

Sukcesy jeszcze nadejdą

Trudno oczekiwać, że forma Biało-Czerwonych zmieni się, jak w kalejdoskopie. Marazm trwa od samego początku sezonu i wygląda na to, że tegoroczny Puchar Świata należy spisać na straty.

- Kiedyś takie chwile musiały nadejść. Nasz najlepszy tercet potrzebuje chwili oddechu. Być może odpali w następnym sezonie. To wielcy zawodnicy, więc na pewno ich na to stać. Bieżące rozgrywki zakwalifikowałbym jako okres przejściowy - podsumowuje Rafał Kot.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
- Skandal na MŚ. "Absurd. Są równi i równiejsi"
- Bezlitosna prognoza. Zdradził, ile potrwa kryzys polskich skoków

Źródło artykułu: WP SportoweFakty