- Dziadku, było super. Zrobiłem mnóstwo zdjęć. Widziałem tyle pucharów i medali Kamila - młody chłopak wychodzi z Kamilandu, chwyta za telefon i od razu dzwoni do dziadka. Jest zachwycony tym, co zobaczył. Podczas rozmowy z dziadkiem uśmiech nie schodzi mu z twarzy.
Zaraz za nim wychodzą rodzice Kacpra: mama Iwona i tata Marek. Przyjechali na ferie do Zakopanego z Warszawy. Zostają do poniedziałku. W weekend wybierają się na skoki na Wielką Krokiew. Zanim jednak pójdą na skocznię, zdecydowali się odwiedzić wyjątkowe miejsce na mapie Zakopanego.
Nie każdy o tym wie, ale w samym centrum miasta, w pobliżu Krupówek i zaledwie kilometr od Wielkiej Krokwi, znajduje się "Kamiland. Historia Kamila Stocha". To galeria stworzona przede wszystkim przez żonę polskiego skoczka Ewę Bilan-Stoch, gdzie znajdziemy wszystkie najważniejsze puchary, medale, dyplomy z czasów startów jednego z najlepszych skoczków w historii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie jest żart. Tak trenują polscy skoczkowie
- Niewiarygodne, ile jest tych nagród. To sprawia wrażenie, jakby Kamil skakał z 50 albo więcej lat - mówi nam pani Ewa. Przyjechała wraz z partnerem aż ze Szczecina. W Zakopanem spędzają ferie, na konkursy skoków się nie wybierają. - Takie wyjście przekraczało nasz budżet. Obejrzymy zawody w telewizji albo gdzieś w okolicach skoczni - dodała.
Wejście do Kamilandu aż tak budżetu nie nadwyręży. W lipcu miną trzy lata od otwarcia galerii, a pomimo inflacji ceny biletów się nie zmieniły. To prawdopodobnie jedyne takie miejsce w Zakopanem, gdzie ceny pozostały bez zmian.
I tak bilet normalny to koszt 20 zł, ulgowy 10, a za tzw. wejściówkę rodzinną zapłacimy 50 zł. Już po otrzymaniu biletu można poczuć się wyjątkowo, bowiem na wejściówce za odwiedziny galerii dziękuje sam Kamil Stoch. Symboliczny, ale miły gest polskiego mistrza.
Od samego wejścia galeria robi ogromne wrażenie. Wszystko zostało odpowiednio zaplanowane, nie ma przypadku. Każde z pomieszczeń to osobna historia Kamila Stocha. Kilkunastominutową podróż turyści zaczynają od pokoju, gdzie podziwiają puchary i dyplomy z czasów juniorskich startów trzykrotnego mistrza olimpijskiego. Każdy z wyjątkowych sezonów Polaka i nagród w nich zdobytych ma oddzielne pomieszczenie.
Szczególne wrażenie robią przede wszystkim dwa sektory. W pierwszym już z daleka lśnią złote medale Stocha z igrzysk olimpijskich w Soczi oraz kask w barwach polskiego wojska, w którym Polak wygrywał podczas najważniejszej imprezy czterolecia w 2014 roku.
Kawałek dalej kibice przenoszą się o cztery lata później - do sezonu 2018, najlepszego w karierze Stocha. To właśnie w nim Polak wygrał m.in. Turniej Czterech Skoczni, złoty medal igrzysk w Pjongczangu, Raw Air i Puchar Świata. Trofea oczywiście mają swoje miejsce w Kamilandzie i robią wielkie wrażenie.
Odwiedzamy galerię w piątek, jeszcze przed treningami i kwalifikacjami w Zakopanem. Miejsce tętni życiem, jak w każdy dzień podczas sezonu. Dla fanów skoków narciarskich, którzy są w stolicy polskich Tatr, to obowiązkowy punkt programu. Niektórzy tutaj nawet wracają, jak pan Paweł z Krakowa, którego spotykamy podczas zwiedzenia. - Jestem tutaj drugi raz, naprawdę warto przyjść i po raz drugi zobaczyć część historii polskiego sportu - podkreślił.
W galerii, którą żona Kamila Stocha wraz z mężem i współpracownikami tworzyła przez około rok, każdy detal jest starannie zaplanowany. Nawet na schodach, które prowadzą na górę pomieszczenia, znajdziemy wyjątkowe napisy: 122, 123, itd. Są to tabliczki z numerami odpowiadającymi tym, które znajdują się z boku skoczni i informują o odległości, uzyskiwanej przez skoczków na obiekcie.
Ważne miejsce w Kamilandzie fani zobaczą także na koniec zwiedzania. To książka, w której kibice mogą wpisać swoje podziękowania i pozdrowienia. Wpisów nie brakuje. "Dziękujemy Kamil za możliwość odwiedzenia takiego miejsca" - takich wpisów znajdziemy więcej.
Z pewnością w weekend w galerii także nie zabraknie turystów. A po kilkunastominutowym zwiedzaniu fani tłumnie ruszą na Wielką Krokiew, by wspierać skoczków w konkursach Pucharu Świata i PolSKIego Turnieju.
Z Zakopanego Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także: Po kłopotach Kubackiego chcieli przerwać zawody? Mamy komentarz Borka Sedlaka