Był w śpiączce i walczył o życie. Teraz znów pomoże Stochowi wrócić do formy

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Zbigniew Klimowski
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Zbigniew Klimowski

Zbigniew Klimowski to sportowy ojciec Kamila Stocha. To on był pierwszym szkoleniowcem przyszłego mistrza, a później wyciągał go z tarapatów. Teraz ponownie ich drogi się łączą. To wspaniałe, tym bardziej że był czas, kiedy trener walczył o życie.

Zbigniew Klimowski położył podwaliny pod późniejsze sukcesy Kamila Stocha. Prowadził go już w latach 90. i był dla niego niczym Jan Szturc dla Adama Małysza. W czasie kadencji Łukasza Kruczka na stanowisku trenera polskich skoczków, Klimowski również był w sztabie i spoglądał na rozwój swojego wychowanka. Los chciał, że później ich drogi nieraz się krzyżowały - czy to w głównej kadrze, czy też poza nią.

Zdobył zaledwie trzy punkty

Kiedy Stoch łapał potężny kryzys, to był wycofywany z Pucharu Świata. Tak jest również w tym sezonie. To trzecia kampania z rzędu, gdzie trzykrotny mistrz olimpijski opuszcza starty w elicie, by skupić się na spokojnych treningach.

W 2022 roku, kiedy Stoch był skreślany z polskiej kadry na drugą część Turnieju Czterech Skoczni oraz miał kontuzję podczas konkursów w Zakopanem, to wracał do formy pod okiem Klimowskiego. Efekt? Z wydawałoby się beznadziejnej sytuacji nasz zawodnik przeszedł do walki o medale, kończąć indywidualne konkursy olimpijskie na odpowiednio 6. oraz 4. pozycji.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Zrobił to na siedząco. Po prostu magia

Gdy nadszedł sezon 2022/23, a Stoch nie punktował w Willingen, to nie pojechał następnie do Lake Placid i udał się do Polski, by się wyciszyć. Nie ma stuprocentowej pewności, w jakim konkretnie stopniu pomagał mu Klimowski, ale brak startów w PŚ ponownie wyszedł Stochowi na dobre. W mistrzostwach świata w Planicy - podobnie jak podczas igrzysk - zajmował 6. oraz 4. lokatę.

Podczas spokojnych treningów Klimowski towarzyszy bardzo często Stochowi. I to dobrze, ponieważ oczywiście z innej perspektywy może wyłapać błędy u skoczka i sposób ich naprawy.

Obaj panowie do spółki z Krzysztofem Miętusem, jednym z asystentów trenera polskich skoczków Thomasa Thurnbichlera, wyruszyli już do Eisenerz, by spróbować pokonać kryzys u mistrza w obecnym sezonie.

W czterech pierwszych konkursach Pucharu Świata 36-latek wywalczył zaledwie trzy punkty. Inaugaracyjne dwa weekendy PŚ mogły mocno obniżyć jego morale, tym bardziej że większość skoków była zespsuta. I tutaj znów z pojawia się pytanie, kto ma doradzić jak nie Klimowski? Polski Związek Narciarski, zawodnicy i cała skokowa Polska cieszą się, że taki fachowiec jest dostępny. Dwa lata temu uznany szkoleniowiec walczył o życie.

"Pamiętam tylko kilka snów"

W 2021 roku Klimowski poważnie zachorował na koronawirusa. Trafił do szpitala, a tam jego stan szybko się pogorszył. Od drugiego dnia pobytu został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, która ostatecznie trwała cztery tygodnie. Gdy już dochodził do siebie, to w rozmowie z TVP Sport wyznał, iż trzy razy był pod respiratorem w Nowym Targu.

Cztery tygodnie zostały kompletnie wyjęte z życiorysu Klimowskiego. Z feralnego okresu trener niewiele pamięta. Jest za to inna ciekawa sprawa związana z jego pobytem w szpitalu. Otóż przyznał, że kojarzy kilka snów, a śniły mu się głównie skoki narciarskie.

- Dzisiaj to się pewnie będzie wydawać śmieszne. Po części to były skoki. Śniło mi się na przykład, że do spółki ze Szwedami wydzierżawiliśmy jakiś prom. Płynęliśmy nim po Bałtyku, ale jakimś cudem przycumowaliśmy nawet do Słowenii! Byli na nim nasi zawodnicy, nasza ekipa, koledzy z pracy - powiedział Klimowski w rozmowie z portalem sport.tvp.pl.

- Tylko że nie miałem za bardzo z kim tam porozmawiać, bo wszyscy spali. To był jeden z przyjemniejszych obrazków, ale nie wszystkie tak wyglądały. Pamiętam też takie, które przedstawiały wprost, że chyba pora wybierać się już tam, no... do drugiego świata. Tych bardzo nie chciałem zapamiętać - dodawał.

Na szczęście po pewnym czasie udało się Klimowskiemu wrócić do pracy. Sporo lat szkoleniowiec spędził w głównej kadrze jako asystent, choć wówczas trafił jako drugi trener do kadry juniorów. Najważniejsze jednak, że wciąż może dzielić się z zawodnikami swoją wiedzą.

W kraju 56-latek jest doceniany. W 2019 roku za swoje zasługi na rzecz rozwoju i upowszechniania sportu został przez prezydenta RP Andrzeja Dudę odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Spójrzcie na buty Niemców. Schmitt wszystko ujawnił

Źródło artykułu: WP SportoweFakty