FIS wprowadza zmiany. Żyła: Nie mamy nic do powiedzenia

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Piotr Żyła
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Piotr Żyła

Piotr Żyła w minionym sezonie kolejny raz został mistrzem świata. Polski skoczek w szczerej rozmowie z WP SportoweFakty wypowiedział się też o ostatnich zmianach w przepisach, współpracy z trenerem czy przyszłości polskich skoków.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: W ostatnim czasie ujawniono informacje dotyczące zmniejszenia puli kwot startowych dla poszczególnych reprezentacji. Jak to odbierasz (więcej TUTAJ)?

Piotr Żyła: Dla nas zawodników na pewno nie jest to super informacja, bo może nas skakać mniej. Nie mamy jednak niestety nic do powiedzenia, więc możemy jedynie zaakceptować te realia i skakać tak, żeby się do tej piątki mieścić.

Zapewne zyskają na tym zawodnicy z Estonii, Włoch czy Turcji, którym będzie bliżej do czołowej trzydziestki.

Tak, jedno miejsce zabiera się w teorii lepszemu zawodnikowi, który miałby szansę walczyć o dobre lokaty. Nie mnie to oceniać, ja przepisów nie tworzę, tylko jestem zawodnikiem wykonującym swoją pracę. Nie mam na to wpływu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pamiętacie ją? 40-latka błyszczała w Madrycie

A jak oceniasz zmiany dotyczące elektronicznego pomiaru kombinezonów (więcej TUTAJ)?

Na tę chwilę nie wiemy, jak to będzie wyglądało. Już dwa sezony wcześniej, gdy odszedł Sepp Glatzer, przepisy się zmieniły i czasem ciężko za nimi nadążyć. Już drugi rok jest nowy kontroler. FIS chce wprowadzić kolejne zmiany i jak się one ustabilizują, to zobaczymy, jak to wyjdzie. Każdy chce iść z postępem i wnosić coś nowego. W naszej dyscyplinie sportowej możliwe są elektroniczne pomiary i te nowości to efekt podążania do przodu.

Czy patrząc od środka, jest problem z tym, że niektóre reprezentacje za bardzo starają się uzyskać przewagę kombinezonami poprzez nieuczciwe zagrania?

W zasadzie każdy robi tak, by mieć jak najlepszy sprzęt do skoków. Wszystko musi być w granicach przepisów, czasem do tych granic dochodząc i stąd czasami są dyskwalifikacje. Taki jest sport, żeby walczyć o zwycięstwa trzeba czegoś szukać. Umiejętności to jedno, ale jak dopasuje się sprzęt do swojej techniki, to w jakimś stopniu pomaga.

A czego szuka Thomas Thurnbichler w pracy z wami?

Współpracuje nam się bardzo dobrze. Mamy wspólny pomysł na to, jak mają wyglądać skoki i to jest najważniejsze. A jaki on ma pomysł? On sam wie to najlepiej. Ma swój plan, którego się trzyma i jak pokazała zeszła zima, jest on na tyle dobry, że możemy osiągać dobre wyniki.

Gdy wasz obecny trener był aktywnym skoczkiem, skakaliście przez pewien czas na podobnym poziomie. On zakończył sportową karierę, a ty poszedłeś do przodu jako skoczek. Czy często jest to temat waszych rozmów?

On poszedł od razu w doskonalenie się w zawodzie trenera i w mojej ocenie wychodzi mu to bardzo dobrze. On jako zawodnik miał inną drogę. Jest Austriakiem i trafił na złote pokolenie skoczków, którzy wygrywali wszystko. W tej sytuacji trudno jest dostać się do drużyny, bo gdy jego koledzy byli w takiej dyspozycji, zrozumiałe jest, że traci się motywację, by z nimi rywalizować. Szuka się wtedy innej drogi.

Przejdźmy do minionego sezonu. Chyba przydałoby się, by mistrzostwa świata odbywały się przynajmniej kilka razy w roku, bo masz tam patent na wygrywanie.

Częściej się nie da, mistrzostwa świata są raz na dwa lata. Ja tak tego nie traktuję, może jest to kwestia dodatkowej motywacji? Zasadą jest, że przygotowuje się najwyższą dyspozycję właśnie na mistrzostwa świata. Mi udało się dwa razy z rzędu przygotować formę fizyczną i psychiczną na ten jeden dzień i może z tego wynika, że na najważniejszych zawodach jestem dobrze przygotowany i czuję się najlepiej.

Niektórych stres paraliżuje, a tobie potrafi pomóc wykrzesać nowe możliwości.

Dla mnie zawody najwyższej rangi pozwalają wzbudzić dodatkową motywację. Wiadomo, że zawody rangi Pucharu Świata są co tydzień i jak nie wyjdzie, to można w kolejny weekend się odbić. Na mistrzostwach świata nie ma miejsca na błędy, trzeba być przygotowanym na sto procent swoich możliwości.

Polscy kibice chcieliby w kolejnych latach też cieszyć się z medali mistrzostw świata. Czy masz osobiście obawy co do przyszłości polskich skoków? Czy jest życie po Piotrze Żyle, Kamilu Stochu i Dawidzie Kubackim?

Tak, jest kilku bardzo ambitnych i zdolnych zawodników, którzy już w najbliższym sezonie mogą pokazać się z dobrej strony. Jest potencjał w tych młodszych, ale nie będę rzucał tu nazwiskami, bo na pewno personalnie nie ułatwiłoby im to sprawy.

Komfortem dla młodzieży są programy typu Orlen Szukamy Następców Mistrza. Regularne starty w tego typu zawodach są istotne z twojej perspektywy?

To ważne i istotne, bo ci zawodnicy, którzy są młodzi i zaczynają dopiero swoją drogę, mają możliwość wykazać się w zawodach. To taka mała liga i to dla nich fajne - rywalizują, zdobywają punkty. To dla nich pierwszy krok do tego, by iść dalej.

A czy już w zawodach dzieci należy brać pod uwagę wyniki? Patrząc na losy roczników, które już weszły do Pucharu Świata, nie zawsze przekłada się to na seniorską karierę.

Różnie to można interpretować. Zależy jakiego typu jest zawodnik. Niektórzy gdy zaczynają, mają super predyspozycje, a później to czasami zaprzepaszczają, gdy za łatwo im to przychodzi. Cały czas myślą, że będzie łatwo, a gdy człowiek jest starszy, to musi czasami więcej pracować. To przychodzi różnie każdemu zawodnikowi. Są tacy, którzy za czasów juniora odnosili sukcesy, a potem w wieku seniorskim też walczą i pokazują jak najlepszą formę. Mamy przykłady Graneruda czy Kobayashiego, którzy od młodego wieku cały czas byli w czołówce i wygrywali. Są wahania formy na przestrzeni sezonów, ale trzeba cały czas stawiać sobie cele, by nie poprzestać na jednym. Trzeba dźwigać poprzeczkę i walczyć, by dawać z siebie wszystko.

Jesteście w trakcie przygotowań, które będą jednak nieco inne, bo po drodze czeka was występ w Igrzyskach Europejskich. Jak się na nie zapatrujesz? To zupełnie nowa sytuacja, że będziecie mogli w takim terminie rywalizować o medale takiej rangi.

Trudno mi to oceniać, bo jak powiedziałeś, jest to pierwszy raz. Sam nie wiem, jak do tego podchodzić. Póki co, skoki narciarskie są sportem zimowym i mało kto będzie specjalnie szykował formę na czerwcowe zawody. To fajna, ciekawa sprawa, ale mamy swoje priorytety. Dla mnie bardziej istotny jest sezon zimowy i do niego się przygotowuję. A fakt, że może będę mógł wystąpić? Czemu nie, to zawsze nowe doświadczenie na moje stare lata.

Rozmawiał Michał Gałęzewski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: 
Zaskakujące kulisy odejścia Maciusiaka
Kolejny skoczek kończy karierę

Komentarze (2)
avatar
markkol1
16.05.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Skoczek to źródło zarobkowania dla tych sportowców. Pracodawcą jest FIS i to oni ustalają reguły. 
avatar
Srdjan
16.05.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czego się tu dziwić, musi płacić alimenty.