Bełchatowianie przystąpili do spotkania bardzo osłabieni na pozycji przyjmujących, z powodu kontuzji na parkiecie nie mogli pojawić się Michał Winiarski, Bartosz Kurek i Michał Bąkiewicz (który jednak został zgłoszony do protokołu meczowego). Taka sytuacja kadrowa wymusiła na szkoleniowcu Skry ustawienie na przyjęciu Mariusza Wlazłego - nominalnego atakującego.
Pozwalało to Politechnice realnie myśleć o zwycięstwie. Mimo takiego ustawienia Skry, to warszawianie mieli problemy z przyjęciem, a co za tym idzie ze skończeniem ataku. Jeśli doda się do tego nerwowość w ich grze, to otrzyma się rosnącą przewagę gospodarzy (11:5). Bełchatowianie robili co chcieli na siatce, a warszawianom zdarzało się za dużo prostych błędów (jak niekończenie przechodzących piłek), przez co Skra utrzymywała wysokie prowadzenie (17:10). Pod koniec seta na boisku pojawił się Marcin Możdżonek, który z lewego skrzydła skończył kontratak (24:16)! Przy pierwszej piłce setowej swój debiut zanotował Bartosz Cedzyński, który jednak nie zagościł na parkiecie zbyt długo. Skra wygrała pewnie i wysoko, bo do 17.
Drugą odsłonę spotkania warszawianie rozpoczęli ze sportową złością, którą było widać w ich poczynaniach (1:3). Natomiast ich rywale zaczęli popełniać proste błędy w ataku (2:9). - To są nasze błędy, musimy je wyeliminować. Nie naprawimy tego żadną taktyką, musimy prostą grą - tłumaczył swoim podopiecznym Jacek Nawrocki podczas wziętego czasu. Rady trenera zadziałały od razu, bełchatowianie rozpoczęli bowiem niwelowania strat - zdobyli pięć punktów przy zaledwie jednym Politechniki (7:10). Był to jednak tylko chwilowy zryw gospodarzy (9:16). Akademicy kontrolowali całą grę, mimo że zdarzały im się błędy wynikające z niedokładności. Jakże skuteczna pogoń gospodarzy rozpoczęła się przy zagrywce Mariusza Wlazłego (12:20, 20:20). Nie prosta gra, a trudne i mocne serwisy lidera Skry, doprowadziły więc do remisu i zaciętej końcówki. Partię zakończył nie kto inny, a Mariusz Wlazły (25:23). Zwycięstwo, które było tak nierealne, stało się więc faktem.
Trzeci set rozpoczął się bardzo dobrze dla Skry, bo od skutecznej zagrywki Wlazłego (4:1). Równie dobrze w polu serwisowym poradził sobie Ardo Kreek, który miał duży udział w wyjściu na prowadzenie swojej ekipy (7:8). Gospodarze odzyskali prowadzenie, ale Akademicy nie pozostali im dłużni i szybko powrócili do poprzedniego stanu. Walka na boisku była wyrównana, a drużyny zdobywały punkty seriami, co czyniło tę partię trochę nieprzewidywalną, ale zarazem ciekawą. Po błędzie w ataku Jakuba Novotnego na drugiej przerwie technicznej prowadzili warszawianie, ale tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia (14:16). Rozegranie Bartłomieja Neroja okazało się dla gospodarzy łatwe do rozczytania, dzięki czemu odzyskali przewagę (17:16). Przy stanie 20:17 Radosław Panas starał się zmobilizować swoich zawodników. - Jeszcze gramy panowie, jeszcze! - krzyczał. Ale praktycznie bezbłędna gra gospodarzy pozwoliła im na utrzymanie przewagi do ostatniego gwizdka sędziego, po którym mogli cieszyć się z niesamowitego zwycięstwa w tak eksperymentalnym składzie (25:20).
![](http://storage.web3.sportowefakty.pl/oldphotos/4c9b17b908d78184353412.gif)
![](http://storage.web3.sportowefakty.pl/oldphotos/4c91eeb3ee32d188491920.gif)
3:0 (25:17, 25:23, 25:20)
Skra: Miguel Angel Falasca, Jakub Novotny, Karol Kłos, Daniel Pliński, Mariusz Wlazły, Stephane Antiga, Paweł Zatorski (libero) oraz Marcin Możdżonek, Bartosz Cedzyński, Paweł Woicki, Michał Bąkiewicz
Politechnika: Maikel Salas Moreno, Oleksandr Statsenko, Marcin Nowak, Ardo Kreek, Zbigniew Bartman, Michał Kubiak, Damian Wojtaszek (libero) oraz Krzysztof Wierzbowski, Bartłomiej Neroj
MVP: Mariusz Wlazły (PGE Skra Bełchatów)
Sędziwowali: Paweł Burkiewicz (pierwszy) oraz Wojciech Kasprzyk (drugi)