CEV Cup: Horror w Niemczech zwycięski dla rzeszowian - relacja ze spotkania evivo Duren - Asseco Resovia

Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami, evivo Duren postawiło Asseco Resovii twarde warunki w rewanżowym meczu ćwierćfinałowym Pucharu CEV. Rzeszowianie wygrali dopiero po tie-breaku, ale niewiele brakło, by o zwycięstwo grali w "złotym secie". Rywalem Resovii w Challenge Round będzie zespół, który odpadł z Ligi Mistrzów.

Przed tygodniem rzeszowscy siatkarze w starciu z evivo Duren dali prawdziwy popis siatkówki, wygrywając zdecydowanie w trzech setach, w których ich rywal zdobył tylko 43 oczka. Przed środowym rewanżem siatkarze niemieckiego zespołu zapowiadali, że zależy im przede wszystkim na dobrym występie przed własną publicznością i zatarciu negatywnego wrażenia. Plan udało się im wykonać tylko w połowie, bo chociaż napsuli sporo krwi rywalowi, ostatecznie to Resovia zagra w Challenge Round CEV Cup.

Podobnie jednak jak w pierwszym spotkaniu, na początku karty rozdawali rzeszowianie. Asseco Resovia szybko uzyskała 2-3 punktową przewagę, którą do drugiej przerwy technicznej powiększyła do czterech oczek. Michał Baranowicz bardzo często wykorzystywał środkowych, a Grzegorz Kosok i Ryan Millar kończyli atak za atakiem. Gdyby zagrywek nie psuł jeszcze Gyorgy Grozer (który przed meczem odebrał nagrodę dla najlepszego niemieckiego siatkarza w 2010 r.), przewaga rzeszowian byłaby dużo wyższa.

Wydawało się, że w tej partii gościom już nic złego nie może się przydarzyć, ale rzeszowianie chyba za szybko uwierzyli, że set już jest wygrany. Evivo ruszyło do odrabiania strat i po dwóch z rzędu blokach Christopha Eichbauma na jego reprezentacyjnym koledze, Gyorgy Grozerze, ekipa z Duren doprowadziła do remisu 21:21. Zupełnie podłamało to rzeszowian, którzy w końcówce oddali inicjatywę rywalowi. Nie pomogły dwie przerwy wzięte przez Ljubomira Travicę. Jego drużyna w tej partii nie podjęła już walki z rywalem i po serii własnych błędów w końcówce przegrała 22:25.

Ekipa z Podkarpacia wróciła do gry w secie drugim i szybko odskoczyła na 5:2, ale wciąż rozpamiętujący jeszcze chyba porażkę w poprzedniej odsłonie spotkania rzeszowianie nie grali pewnie. Szczególnie słabo spisywał się Grozer, który najpierw posłał atak na aut, a później dwukrotnie "nadział się" na blok niemieckiej drużyny. - I can’t fly! (Nie umiem latać! - przyp. red.) - strofował swojego rozgrywającego niemiecki atakujący na pierwszej przerwie technicznej, na której Resovia prowadziła 8:6.

Chociaż ponad tysiąc biało-czerwonych kibiców (evivo ma takie same barwy jak Resovia) dowodzonych przez klubu kibica o wdzięcznej nazwie Mosquito (Komar; od nazwiska założyciela) nie ustawało w dopingu, gospodarze jakby stanęli, a goście dopisywali do swojego dorobku punkt za punktem. Duża w tym "zasługa" Kamila Kacprzaka, byłego przyjmującego ZAKSY, który na potęgę mylił się w przyjęciu i bez dwóch zdań był w środę sprzymierzeńcem Resovii. Do drugiej przerwy technicznej polski zespół zwiększył dystans do rywala do sześciu oczek. W końcówce drużyna ze stolicy Podkarpacia nie popełniła już błędu z poprzedniej odsłony spotkania i nie dała sobie odebrać zwycięstwa w tej partii.

Evivo przegrywało już 3:5 w secie trzecim, ale cztery punkty zdobyte z rzędu przez miejscowych pozwoliły im odwrócić wynik meczu na 7:5. W tej partii, dla odmiany, to rzeszowianie musieli gonić rywala, który w niczym nie przypominał drużyny, która przed tygodniem przegrała z kretesem w Rzeszowie. W pewnym momencie miejscowi odskoczyli już nawet na 11:7, ale dobry fragment gry w wykonaniu przyjezdnych, zwieńczony blokiem Grozera na Kacprzaku, pozwolił Resovii zniwelować dystans do rywala do jednego oczka (12:11).

Wydawało się, że doprowadzenie przez rzeszowian do remisu jest kwestią czasu, ale tak się nie stało. Od drugiej przerwy technicznej, na którą miejscowi schodzili z dwoma oczkami przewagi, gra Asseco Resovii zupełnie się posypała. Drużyna z Niemiec zdobyła kilka punktów z rzędu i odskoczyła na 21:16. Rzeszowianie przebudzili się dopiero w końcówce i chociaż przegrywali już 20:24, zdołali zniwelować stratę do rywala. Matej Cernić, który wcześniej zmienił Mateusza Mikę miał nawet w górze piłkę na remis 24:24, ale posłał ją na aut, zapewniając evivo Duren wygraną w trzeciej odsłonie spotkania.

Czwarty set nie był porywającym widowiskiem. Dobre akcje przeplatały się z zagrywkami psutymi przez jedną i drugą drużynę, a szala zwycięstwa przechylała się raz na jedną raz na drugą stronę. Polski zespół schodząc na pierwszą przerwę techniczną tracił do rywala oczko, ale później, przy zagrywce Cernica, odrobił straty i wyszedł na prowadzenie 13:10. Fantastyczny fragment gry w wykonaniu Kameruńczyka Oliviera Nongny, który tak słabo wypadł przed tygodniem w Rzeszowie, a w środę szalał zarówno w bloku jak i na zagrywce, pozwolił evivo Duren odwrócić wynik na 16:15.

Końcówka tej partii była niezwykle zacięta. Gra toczyła się punkt za punkt, z minimalną przewagą po stronie Resovii. Ostatecznie to rzeszowianie tryumfowali po grze na przewagi, wygrywając 27:25 i dostali szansę na grę o zwycięstwo w tym meczu w tie-breaku.

Dopiero w piątym secie Asseco Resovia zagrała tak, jak przed tygodniem w Rzeszowie i tak, jak oczekiwali od niej wszyscy kibice. To był pokaz siły, bo przy zmianie stron rzeszowianie prowadzili już 8:2, a ostatecznie zwyciężyli 15:7. Wygrana Resovii z pewnością cieszy, ale nie tylko kibice, ale i rzeszowscy siatkarze liczyli na łatwiejszy pojedynek w środę w Duren, zwłaszcza w perspektywie trudnego sobotniego meczu z Tytanem AZS Częstochowa.

evivo Duren - Asseco Resovia Rzeszów 2:3 (25:22, 18:25, 25:23, 25:27, 7:15)

evivo: Nongny, Kacprzak, Isaak, Eichbaum, Olieman, Krüger, Lieber (libero) oraz Young, Kracht

Resovia: Mika, Akhrem, Baranowicz, Millar, Kosok, Grozer, Ignaczak (libero) oraz Buszek, Cernić, Perłowski

Źródło artykułu: