Wtorkowe zmagania rozpoczęły się od spektakularnego startu nad oceanem. Rafał Sonik ruszył na trasę 330-kilometrowego odcinka specjalnego wraz z sześcioma innymi quadowcami i ośmioma motocyklistami. Na długiej plaży jednoślady szybko uciekły czterokołowcom. Polak przez jakiś czas utrzymywał miejsce w pierwszej piątce, ale niestety w walce o wyższe pozycje przeszkodziła mu przebita opona...
- Już na początku ścigania, przeciąłem oponę na kamieniu. Niestety dziura pojawiła się z boku i nie było szans żeby ją naprawić na odcinku. W środku mam mousse, czyli wypełnienie ze specjalnej gąbki, dzięki któremu nie byłem na straconej pozycji i mogłem kontynuować jazdę. Niestety musiałem zachować ostrożność. Koło bez powietrza jest bardziej narażone na przecięcie o felgę, a nie chciałem zrobić z gumy frędzla, bo wtedy znalazłbym się w poważnych opałach - przyznał krakowianin.
O sporym pechu może mówić Kamil Wiśniewski, który długo trzymał się blisko pierwszej "dziesiątki". Zawodnik dwukrotnie przewrócił się na trasie i utknął na pustyni na ponad półtorej godziny z powodu braku paliwa. Nie miał też wody, bo swój camelbak i rurkę wykorzystał wcześniej do przepompowania paliwa. Mimo to rajdowiec zachował doskonały humor.
- Trochę się wyrolowałem, ale nie byłem sam, bo rolował się ze mną również quad. Podnieśliśmy się, straciliśmy trochę paliwa, potem się dotankowaliśmy i Boliwijczyk Leonardo Martinez dociągnął nas na holu do mety. Teraz jedzonko, spanko i kolejny dzień ścigania, więc nie ma co dygać - powiedział z szerokim uśmiechem.
ZOBACZ WIDEO Jakub Przygoński: Robert Lewandowski dałby radę na Dakarze. Chętnie zdradzę mu wszystkie rajdowe tajemnice