W środę w Rajdzie Dakar dobrą dyspozycję znów zaprezentowali Jakub Przygoński i Armand Monleon, którzy systematycznie odbudowują się po pechowym drugim etapie, na którym stracili ponad sześć godzin ze względu na problemy z oponami i samochodami. Czwarty etap załoga Orlen Teamu ukończyła z 13. czasem.
– Jesteśmy na mecie czwartego odcinka, bardzo trudnego zarówno dla nas, jak i pojazdu. Trasa wiodła przez wydmy. Samochód cały czas podskakiwał. Nasze kręgosłupy mocno to odczuły - przyznał Przygoński, którego samochód nie wytrzymał trudów środowego etapu.
- Do pierwszego odcinka pomiarowego mieliśmy dobre tempo, ale w okolicach 50. kilometra nasze amortyzatory przestały działać poprawnie. Auto zaczęło odbijać się jak piłka, a każda dziura była bardzo mocno odczuwalna. W nocy przed nami i inżynierami ciężka praca - dodał kierowca Orlen Teamu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Na 17. miejscu do mety dojechała inna załoga Orlen Teamu - Martin Prokop i Viktor Chytka. Czeski duet awansował na 9. miejsce w klasyfikacji generalnej rajdu. - To był bardzo piaszczysty etap. Po wtorkowych ulewach było wilgotno. Przez większość trasy była to jazda po śladach. Nie jest to mój ulubiony styl, ale to też część rajdu. Nasz silnik był przygotowany do nieco innych warunków. Głównym celem było przejechanie odcinka bez awarii i strat czasu - powiedział Prokop.
- Zaliczyliśmy też małą przygodę już po zakończeniu etapu. Sebastien Loeb doznał awarii w drodze do bazy i poprosił nas o holowanie. Mieliśmy mało benzyny, ale na ostatnich kroplach udało się szczęśliwie dotrzeć do biwaku - dodał Prokop, który w tym roku ściga się w Dakarze Fordem Raptor napędzanym pięciolitrowym silnikiem V8.
Czwarty etap w klasyfikacji samochodów wygrał właśnie Sebastien Loeb. Drugi był Stephane Peterhansel. W klasyfikacji generalnej wciąż prowadzi Nasser Al-Attiyah.
Z problemami mierzył się Kamil Wiśniewski. Quadowiec Orlen Teamu, który przed rokiem stał na podium Dakaru, na metę dojechał ósmy i w klasyfikacji generalnej zajmuje tę samą pozycję. - Na trasie były bardzo duże wydmy, ale też ostre podjazdy. Straciłem kilka minut, kiedy na jednym z nich mocno się zakopałem. Około 109. kilometra zatrzymaliśmy się, by pomóc wnieść do helikoptera poszkodowanego zawodnika. Najważniejsze, że jestem na mecie, bo mijałem na trasie quadowca, który przez problemy techniczne nie był w stanie kontynuować jazdy - powiedział Wiśniewski, który w najtrudniejszym rajdzie świata jedzie po raz siódmy.
Wśród quadowców bezkonkurencyjny jest w tym roku Alexandre Giroud. Francuz wygrał w tej edycji wszystkie etapy i pewnie zmierza po kolejny dakarowy triumf.
Czytaj także:
"Każdy chciał być jak ty". Ken Block umarł tak, jak żył
Potężny cios dla Ferrari. Kluczowe rozmowy w F1 bez Włochów