Od kilku tygodni w środowisku rajdowym w Polsce jest naprawdę gorąco. Wszystko przez nowe przepisy regulujące rejestrację i poruszanie się rajdówek po drogach. Regulacje opracowane przez Ministerstwo Infrastruktury wprowadzają pojęcie samochodu sportowego. Jego właściciel musi się liczyć m.in. z wyższym ubezpieczeniem OC, a także specjalnymi badaniami kontrolnymi.
Nowe przepisy oznaczają też, że aby poruszać się samochodem zakwalifikowanym jako sportowy, należy posiadać licencję polskiego związku sportowego, a pojazd będzie mógł pojawić się na drodze publicznej jedynie w zawodach organizowanych przez podmiot związany ze związkiem sportowym.
Zabijanie polskich rajdów?
- Nowe przepisy dotknęły najuboższych, kierowców-amatorów i początkujących - skarży się Marcin Piaścik z Automobilklubu Suwalskiego. Jego zdaniem nowe regulacje zabiją zawody zwane jako Konkursowa Jazda Samochodem. W KJS-ach swoje kariery zaczynali m.in. Krzysztof Hołowczyc, Leszek Kuzaj, Kajetan Kajetanowicz, a nawet najbogatszy obecnie Polak - Michał Sołowow.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak dziś jest legendą. "Wychowałem się na blokowisku"
W czym tkwi problem? - KJS-y przez 35 lat odbywały bez problemów. Kierowcy korzystali z aut modyfikowanych w różnym stopniu. Kiedyś człowiek brał "malucha", opony od wulkanizatora i KJS odbywał się na parkingu. Z biegiem czasu pojawiło się więcej możliwości. Kierowcy zaczęli mocniej grzebać w autach, a i same KJS-y wyszły poza parkingi - dodaje nasz rozmówca.
Tym samym przez lata żyliśmy w szarej strefie. PZM nie modyfikował przepisów, nie robiło tego też Ministerstwo Infrastruktury. Dochodziło do sytuacji, w których osoby na własną rękę zmieniały np. tłumik w samochodzie, montowały w nim klatkę bezpieczeństwa, a następnie "po znajomości" przechodził badania techniczne i otrzymywał przegląd. Dzięki temu mógł startować w rajdach.
- Było na to ciche przyzwolenie policji - mówi Marcin Piaścik. Sytuacja zmieniła się pod koniec 2021 roku, kiedy to kilku kierowców dało "popis" przy okazji Rajdu Barbórki w Warszawie. Stołeczni funkcjonariusze postanowili skontrolować ich samochody i w związku z modyfikacjami zatrzymano kilka dowodów rejestracyjnych.
Wtedy też PZM uznał, że czas najwyższy zakończyć szarą strefę i poprosił Ministerstwo Infrastruktury o rozwiązanie problemu.
Rozczarowanie w środowisku
- Wszyscy myśleliśmy, że nowe przepisy np. zalegalizują klatki bezpieczeństwa w autach, że zostaną potraktowane jak instalacja gazowa, że ktoś to sprawdzi i auto będzie mogło jeździć. Tak się jednak nie stało. Wprowadzono w zamian regulacje, które zabiją KJS-y i polskie rajdy - uważa prezes Automobilklubu Suwalskiego.
W myśl nowych regulacji rajdówka musi przejść specjalne badanie techniczne pod kątem zgodności z regulacjami. Kwalifikacja jako auto sportowe oznacza też wyższe składki OC. - Młodego, początkującego kierowcę nie stać, żeby zapłacić 8-10 tys. zł samego ubezpieczenia, aby wystąpić w kilku rajdach w roku. Nie będziemy mieć nowego Hołowczyca, Kajetanowicza czy Marczyka. Zabijamy w ten sposób szkolenie młodych - uważa Piaścik.
- Część kierowców rezygnuje z rajdów po jednych, dwóch występach. Okazuje się, że nie mają drygu do tego albo przerastają ich koszty. Teraz taka osoba będzie musiała wydać na start 70-80 tys. zł na rajdówkę. Kto się na to zdecyduje? - pyta.
Automobilklub Suwalski z powodu nowych przepisów zrezygnował z organizacji Rajdu Suwalskiego w tym roku. W poprzednich sezonach impreza miała maksymalną liczbę zgłoszeń. - Mieliśmy po 60 załóg na starcie. Z samego wpisowego nie jesteśmy w stanie zorganizować rajdu, bo potrzeba łącznie ok. 50-60 tys. zł. Dlatego chodziłem po lokalnych firmach i dostawałem wsparcie, oferując w zamian show. Teraz musiałbym odrzucić większość aut na badaniu kontrolnym i w rajdzie pojechałoby może 10 aut. Jakie to show? - kończy prezes Automobilklubu Suwalskiego.
PZM odpowiada na zarzuty
Oburzenie kierowców w mediach społecznościowych jest tak duże, że osoby z PZM nie chcą wypowiadać się pod nazwiskiem w tej sprawie. Boją się hejtu. Część działaczy zaczęła bowiem otrzymywać nieprzychylne komentarze. WP SportoweFakty udało się uzyskać stanowisko PZM, które przedstawił nam jeden z sędziów technicznych.
- Przez lata istniała szara strefa. Auta przechodziły przeglądy, choć nie powinny. Policja na Barbórce miała przynajmniej teoretycznie rację, bo samochody rajdowe były dopuszczone do ruchu drogowego, a miały przeróbki niezgodne z warunkami technicznymi dla zwykłych samochodów - tłumaczy nam osoba z PZM.
Zdaniem naszego rozmówcy, zmiany w przepisach homologacyjnych i warunkach technicznych dla samochodów seryjnych stale ewoluują w stronę zapewnienia coraz bardziej wyśrubowanych norm bezpieczeństwa i ekologicznych, podczas gdy rajdówki spełniają wymogi bezpieczeństwa FIA lub PZM, natomiast nie są one zbieżne z wymaganiami dla zwykłych samochodów. - Klatka bezpieczeństwa, fotele kubełkowe czy pasy bezpieczeństwa zgodne z normami FIA/PZM lub kierownica sportowa są elementami niezgodnymi z warunkami technicznymi odnoszącymi się do zwykłych samochodów. Wystarczy je zamontować, aby auto przestało być zgodne z jego homologacją - dodaje nasz rozmówca.
PZM chciał, aby zakończyć szarą strefę w przypadku samochodów rajdowych i jasno określić ich status w ruchu drogowym. Ministerstwo Infrastruktury postawiło warunek, aby auta rajdowe nie mogły się poruszać po drogach publicznych poza imprezami sportowymi. Chciano uniknąć sytuacji, w której właściciele samochodów będą nadużywać nowe przepisy do rejestracji nie tylko samochodów rajdowych, jak obecnie dzieje się to m.in. z pojazdami zabytkowymi. - Taki był warunek ministerstwa i nic z tym nie mogliśmy zrobić. Resort opierał się na przepisach, jakie funkcjonują w Czechach, czy na Słowacji - tłumaczy działacz.
- My jako PZM optowaliśmy za tym, aby auto rajdowe mogło w określonych sytuacjach wyjeżdżać na drogi publiczne, tak jak jest to dopuszczone w Niemczech np. w celu dojazdu na badanie techniczne albo na rajd, czy testy. Ministerstwo nie było skore do ustępstw, ale jest to nowa ustawa i będzie oceniana na bieżąco i może coś się tutaj zmieni - dodaje.
PZM odpiera też zarzuty o monopolizacji rynku. Zwraca uwagę na to, że skoro FIA wraz z jej przedstawicielem w Polsce, tj. PZM ustalają warunki organizacji, bezpieczeństwa i warunków technicznych samochodów, to musi brać za to pełną odpowiedzialność. Wymóg posiadania licencji PZM przez kierowcę wynika z kolei z faktu, że auta rajdowe potraktowano jako wyczynowe, do którego prowadzenia konieczne jest posiadanie specjalistycznych uprawnień.
- Nowa procedura ruszyła. Słyszę, że mamy już pierwsze auta w kraju zarejestrowane jako rajdowe. Wydziały komunikacji spotykają się z tym po raz pierwszy, co wymaga zapoznania się z procedurą przez nie, ale nie ma większych problemów, aby zarejestrować samochód rajdowy. Koszt rejestracji w urzędzie wynosi 130 zł na rok, natomiast po stronie PZM koszt wydania Książki Samochodu Sportowego PZM wynosi 500 zł w przypadku samochodu, który nigdy go nie posiadał. Jednakże jest to koszt jednorazowy na 6 lat. Stała jest coroczna opłata za Sezonowe Badanie Kontrolne i zaczyna się od 150 zł rocznie - wyjaśnia.
Rajdy mogły zniknąć
Działacz nie wierzy też w polisy OC warte 8-10 tys. zł. - Niech osoby, które tak twierdzą, pokażą ofertę OC na taką kwotę. Może to są kierowcy, którzy mają bardzo wysokie OC bazowe? Natomiast myślę, że są to po prostu nieprawdziwe informacje. Z moich informacji wynika, że ubezpieczyciel traktuje takie auto nadal jako osobowe, a nie sportowe - dodaje.
Jego zdaniem, część kierowców nie zgłaszała ubezpieczycielowi, że bierze udział w rajdach, co niejednokrotnie prowadziło do problemów, gdy taka osoba miała wypadek podczas zawodów. To może doprowadzić do wzrostu stawki OC, ale nie w aż tak dużym zakresie.
Działacz nie zgadza się też z opinią, że PZM zabija rajdy. Jego zdaniem, nadal można kupić tanio samochody rajdowe, które spełniają nowe wymogi. Jako przykład podaje Kię Picanto, którą można nabyć za 15-20 tys. zł.
- Kierowcy amatorzy muszą podjąć decyzję, czy jeżdżą autami seryjnymi, które nie mają żadnych przeróbek, czy też idą w stronę profesjonalizacji. Stworzono też poziom Mini RO, aby próg wejścia był maksymalnie obniżony. Musimy pamiętać, że rajdy mogłyby zniknąć, gdyby nie pojawiły się te nowe przepisy, bo auta rajdowe przestałaby przechodzić coroczne przeglądy i nie byłyby dopuszczone do ruchu drogowego - kończy nasz rozmówca.
Obecnie trwają bowiem prace nad zmianami w badaniach technicznych, przez co staną się bardziej szczegółowe. Wzrosnąć ma ich cena, ale zmienić się ma też sama procedura. Możliwe będzie m.in. robienie zdjęć samochodom, które pojawią się na stacji diagnostycznej. Tym samym skończy się możliwość robienia przeglądów "po znajomości".
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty