[b]
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: Romaric Guillo - pierwszy Francuz w historii polskiej ligi. Niezły tytuł, prawda?[/b]
Romaric Guillo, obrotowy PGE VIVE Kielce: Ha, tak! Chociaż tak naprawdę niewiele to zmienia, to fajnie być pierwszym. W pewien sposób zapisałem się już w historii klubu i ligi, nie? A wiadomo, że w kolejnych sezonach będą następni. Ale wolałbym móc się pochwalić tytułami wywalczonymi na parkiecie, nie statystykami. To traktuję jako ciekawostkę.
Pewnie tak samo jak fakt, że jako jedyny zawodnik VIVE nie ma pan swojego profilu na Wikipedii. W żadnym języku.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]
Jasne! Nawet nie wiedziałem, bo nigdy nie sprawdzałem. Bo tak naprawdę piłka ręczna to dla mnie przede wszystkim praca. To w ogóle szalone, że zostałem zawodowym graczem, z czego się bardzo cieszę. I chociaż bardzo lubię ten sport, to traktuję go jako zawód. Nic więcej. Najważniejsza jest dla mnie rodzina i to ona jest sensem wszystkiego. To dla nich gram i chcę, by mieli dobre życie w trudnych dzisiejszych czasach. Jestem wdzięczny, że piłka ręczna mi to umożliwia. Uważam, że takie proporcje są właściwe.
Dlatego przeprowadził się pan do Kielc wraz z najbliższymi?
Tak. To mój pierwszy klub poza Francją, niedawno urodził nam się syn, więc nie wyobrażałem sobie, by ich tutaj nie było. Zmiana jest wymagająca, bo nie znamy języka, jest tu inna kultura, pogoda, ale muszę zaznaczyć, że klub bardzo nam pomaga. Czy to z papierami, czy nawet codziennymi sprawami. Dlatego mogę skoncentrować się tylko na piłce ręcznej, na tym, co mogę dać drużynie i to jest super.
Były długie rozmowy o wyjeździe?
Nie, nie zastanawialiśmy się długo, szybko przedyskutowaliśmy temat i w ciągu kilku dni zdecydowaliśmy, że Kielce to dobry krok dla rozwoju mojej kariery, awans sportowy i muszę skorzystać z tej szansy. Rodzina wspiera mnie w mojej decyzji.
Jeszcze w czerwcu był pan czwartym do gry kołowym Nantes, a dziś wyrasta pan na jeden z ważniejszych elementów układanki trenera Dujszebajewa. To nie najbardziej oczywisty scenariusz?
Ooo, to był naprawdę szalony transfer! Myślę, że niewielu spodziewało się takiego obrotu spraw. Dla mnie też było to zaskoczenie, ale nie szok. Gdy zadzwonił do mnie agent i powiedział "Słuchaj, idziemy do Kielc", zareagowałem "Serio? Nie żartujesz sobie?". A potem pomyślałem, że "Romaric Guillo w Kielcach" to faktycznie niespodzianka, super sprawa i duża szansa, ale handball taki już jest, że wszystko może zmienić się bardzo szybko. W końcu gram w piłkę ręczną dość długo, byłem nawet w finale Ligi Mistrzów, więc byłem na to przygotowany. Cały transfer zajął tylko kilka dni.
Chcę wygrać Ligę Mistrzów i mistrzostwo Polski. Po to tutaj przyszedłem i wiem, że klub też tego chce. Dlatego muszę być bardzo skupiony na codziennej pracy i dać klubowi i kibicom to, czego ode mnie oczekują.
Transfer to skok na głęboką wodę. A tam czuje się pan podobno znakomicie.
To prawda, bez problemu nurkuję na kilkanaście metrów. Od zawsze mieszkałem w Bretanii, to nadmorska prowincja Francji, więc morze zawsze było dla mnie czymś normalnym. Najpierw dużo pływałem, potem zacząłem nurkować, w końcu polować pod wodą. Wyglądam wtedy trochę jak Posejdon, bo używam takiego samego trójzębnego harpuna! Zawsze pływam we Francji, to moje terytorium.
Gdzie jest bardziej niebezpiecznie: na szóstym metrze przepychając się z Patrickiem Wienckiem czy jednak dziesięć metrów pod wodą?
Na pewno bardziej ryzykuję idąc pod wodę, ale tu i tu łatwo można sobie coś zrobić. Dlatego do obu spraw podchodzę identycznie: moje przygotowania są takie same, muszę być maksymalnie skoncentrowany i uważny. Śmieję się czasem, że nurkuję i gram tam w piłkę ręczną. Bo handball też jest brutalny i nie wybacza błędów, choć one nie kosztują życia. Piłka ręczna to jednak twardy sport, może na szóstym metrze nie jest to MMA, ale myślę, że potrafi boleć równie mocno. Tutaj nurkowanie jest bezpieczniejsze. Uwielbiam jednak obie te dyscypliny. Rodzina, piłka ręczna i morze. W tym można zamknąć całe moje życie.
Było i o rodzinie, i o morzu. Czas na handball. W Kielcach ma być pan liderem obrony. Jak zatrzymuje pan rywali?
Na początku patrzę rywalom głęboko w oczy, starając się ocenić, jak pewni się czują danego dnia i pokazując, że ja czuję się bardzo dobrze. Choć mam ponad dwa metry wzrostu, uważam, że naprawdę dobrze się ruszam. A to wcale nie jest takie proste, by szybko ruszyć te sto kilogramów w lewo czy w prawo. Dużo nad tym pracowałem. Więc moje atuty to ustawienie i blok.
Poza tym sam dużo pracuję przy video. Zawsze oglądam poprzedni mecz drużyny, z którą mamy grać, żeby wiedzieć, czego mogę się spodziewać. Zwracam uwagę przede wszystkim na zachowanie rozgrywających: jak i gdzie biegają, jak podają do kołowego, no i jak ten kołowy się będzie ustawiał. Wtedy widzę, gdzie najlepiej, żebym stał. Taką analizę traktuję jako część mojej pracy.
Dzięki temu oszczędza pan sobie sporo siniaków. W trakcie 9 sezonów we francuskiej lidze otrzymał pan tylko trzy czerwone kartki.
Ha, jestem czysty! Wiem, że dla niektórych obrońców taki wynik to kwestia jednego sezonu i bardzo się z tego cieszę, że do nich nie należę. Piłka ręczna się zmienia, jest coraz więcej dużych facetów, ale też coraz więcej ruchu. Teraz rozgrywający mogą mierzyć po 200 cm, a ruszać się, jakby mieli metr osiemdziesiąt. Staram się podążać za tym. Bardzo pomaga w tym trener przygotowania fizycznego.
Powiem tak, po prostu nie lubię kopać tyłków, choć czasem niestety trzeba. Koniec końców płacą mi, żeby piłka nie wpadła do bramki. Tylko tyle się liczy. Największą przyjemność sprawia mi jednak dobry blok albo zatrzymanie zawodnika jeden na jeden, ale bez kary, czysto. Może stąd zbieram mało wykluczeń. W piłkę ręczną grasz głównie ciałem, ale dużo zrobisz też głową.
No to w parze z Artsiomem Karalekiem na środku obrony gracie w dobrego i złego policjanta!
Haha! Tak, Arci lubi bach, bach! Bardzo dobrze nam się współpracuje, co ważne, on mówi po francusku, bo grał wcześniej kilka lat w Saint-Raphael. Daje mi wiele wskazówek, tłumaczy niektóre polecenia trenera. Z resztą drużyny rozmawiam po angielsku, bo, niestety, po polsku znam tylko kilka słów. Brałem lekcje przez Skype, współpracuję z nauczycielką, ale to dla mnie bardzo trudne. Podobnie jak we Francji, w Polsce mówi się bardzo szybko. Trudno mi wyłapać poszczególne słowa. A na parkiecie nie ma czasu, by mówić wolno. Na co dzień, gdy ktoś będzie cierpliwy i będzie oddzielał każde słowo, zrozumiem. Wiem jednak, że nauka jest ważna i dokąd będę w Kielcach, będę się uczył.
A jak z nauką systemu Talanta Dujszebajewa?
Cieszyłem się na współpracę z trenerem i się nie zawiodłem. Talant to bardzo silny charakter i charyzmatyczna postać, wiele wymagająca od swoich zawodników i mnie się to podoba. To super człowiek z perspektywy rozwoju mojej kariery.
Bardzo podoba mi się nasza obrona. Jest skomplikowana, ale w Nantes podstawy były podobne, bo nowym trenerem został Alberto Entrerrios. Obaj to Hiszpanie, więc styl obrony jest zbliżony. Przede wszystkim jednak w Kielcach jest wielu zawodników, którzy po prostu lubią bronić. W Nantes było takich tylko kilku, więc praca w VIVE to dla mnie świetna sprawa. Obrona ma być naszym mocnym punktem.
Ale to też nie tak, że jest pan przyspawany do swojej połowy boiska. Pod bramką rywali melduje się pan regularnie. Podobnie jak w protokołach meczowych. Z THW - 3 bramki, z Gwardią - 2.
Gra w ataku nie sprawia mi problemów, wiem co zrobić z piłką, nie panikuję, a czasem zawodnicy tylko od obrony z czasem zapominają jak się gra w ataku. Ja zawsze o to dbałem. Ale jestem tutaj przede wszystkim jako obrońca. Dobrze się czuję zwłaszcza w kontrze, także w drugie tempo. Teraz często gramy też na dwóch kołowych w ataku, więc faktycznie, mam dużo minut, żeby potrenować.
-> Przeczytaj wywiad z innym zawodnikiem PGE VIVE, Igorem Karacićem
We Francji, grając w Cesson czy Nantes, pana drużyny w lidze raz wygrywały, a raz przegrywały. W Kielcach przyzwyczaił się pan już do wysokich zwycięstw na krajowym podwórku?
We Francji rozgrywki są bardzo wymagające. Każdy może wygrać z każdym. Przechodząc do Polski, w porównaniu z tym, co pamiętam stamtąd, ligowe mecze to tylko mocniejsze treningi. Oczywiście trzeba się skoncentrować jak do najważniejszego spotkania, zachować powagę, ale koniec końców i tak wygrywamy wysoko. To dobrze, bo możemy skupić się niemal w pełni na Lidze Mistrzów. Wygranie jej to moje małe marzenie. Raz już byłem w finale, po sezonie, którego nikt się nie spodziewał, ale przegraliśmy. Chciałbym kiedyś wygrać ostatni mecz sezonu. W Kielcach mam na to szansę.
O Lidze Mistrzów mówiąc, pierwszym waszym celem musi być zakończenie fazy grupowej w czołowej dwójce, żeby ominąć w potencjalnym ćwierćfinale PSG i Barcelony. Mam rację?
Tak. Najlepsza dwójka to jednak bardzo trudne zadanie, ale do wykonania. Dlatego bardzo ważny był ten punkt w Kilonii, choć wolałbym, żebyśmy wygrali (-> Przeczytaj o meczu VIVE w 1. kolejce Ligi Mistrzów). Teraz mamy mecz z Motorem, musimy go wygrać i do każdego kolejnego spotkania podchodzić krok po kroku. Aż do Kolonii.
Mówiliśmy, że jest pan pierwszym Francuzem w Superlidze, ale zaraz pojawią się kolejni dwaj, obaj w PGE VIVE. Najpierw Nicolas Tournat, z którym grał pan w Nantes.
To bardzo, bardzo dobry obrotowy. Zwłaszcza w ataku. W obronie wciąż pracuje, by osiągnąć mistrzowski poziom, jaki ma w ataku. Najlepiej świadczy o nim, że regularnie gra w reprezentacji Francji, gdzie rywalizacja jest niesamowita.
To mój dobry kolega, choć teraz kontakt utrzymujemy głównie za pomocą SMS-ów. Dużo piszemy. Pyta, jak się tutaj czuję ja i moja rodzina. Rozmawialiśmy też, zanim zdecydowałem się przyjąć ofertę VIVE. Wiem, że Nicola myśli już czasem o transferze do Kielc. To dobry chłopak, myślę, że choć będzie mu trudno, to się odnajdzie w VIVE.
A Dylan Nahi, który podpisał kontrakt od 2021 roku?
Mały Luc Abalo. Tylko po drugiej stronie parkietu. Teraz się od niego uczy. Wiem, że Dylan ma ogromny potencjał, we Francji dużo się o nim mówi.
No właśnie. Jak to się dzieje, że Francja produkuje tyle handballowych talentów?
We Francji mamy znakomitą ligę. Podobny poziom jest tylko w Niemczech, a i tak Francja wyprzedziła Niemcy w rankingu lig EHF. Często o wynikach decyduje jedna bramka, jest z 10 bardzo silnych zespołów, nie tylko PSG. Młodzi zawodnicy mają się więc jak ogrywać z najlepszymi i to od razu pod presją. Tak było przynajmniej do tej pory, bo teraz do Francji przyjechało wielu dobrych zagranicznych zawodników i młodzi nie mają już tylu szans. Stąd transfery np. do Polski.
A w kwestii szkolenia? W Polsce to gorący temat, może pan coś podpowie.
Dla mnie kluczem jest wiek, w którym zaczynamy grać oraz trenerzy, z jakimi pracujemy. Ja zacząłem mając siedem lat i od razu wiedziałem, że chcę to robić zawodowo. Jeśli chodzi o trenerów, to bardzo często sławni zawodnicy po karierze zaczynają od pracy z małymi dziećmi, a dopiero po kilku latach obejmują pierwszy zespół. Dzięki temu młodzi zawodnicy mają autorytety bardzo blisko siebie i na każdym treningu uczą się od najlepszych. Rzadko kto od razu przejmuje pierwszy zespół, niezależnie jak wielkie ma nazwisko.
Pana kontrakt w Kielcach obowiązuje na rok. Dobrymi występami będzie pan chciał zapracować na prolongatę?
Podoba mi się tutaj, naprawdę. Ale nie wiem, co będzie. Jeśli dostanę taką szansę, podejdę do tego dokładnie tak, jak przed tym sezonem: porozmawiam z rodziną, przeanalizuję warunki i wtedy podejmiemy decyzję. Zdradzę też, że nie zmierzam grać w piłkę ręczną nie wiadomo jak długo. Raczej jestem już bliżej decyzji o zakończeniu kariery. Jeszcze parę sezonów, będę miał 32-33 lata i to będzie czas.
Gdyby więc wszystko miało zamknąć się tylko w tym jednym sezonie, jak go pan sobie wyobraża?
W swojej karierze nie wygrałem zbyt wielu tytułów, bo jak dotąd nie grałem w najsilniejszych zespołach. To moja szansa na kilka medali.