W środę zmierzyły się ze sobą dwie drużyny, które mają po ostatnich meczach wiele do udowodnienia. PGE Wybrzeże po bardzo dobrej serii przegrało dwa mecze z rzędu i oddaliło się od trzeciej pozycji, która jeszcze niedawno była w zasięgu drużyny Patryka Rombla. Azoty natomiast plasowały się przed tym spotkaniem na 9. miejscu i chcąc grać w play-offach puławianie muszą szukać punktów.
Mecz w Puławach był dodatkowo pojedynkiem dwóch zawodników z top-5 najskuteczniejszych w lidze - Łukasz Gogola z Azotów miał przed tym spotkaniem 134 bramki, a Mikołaj Czapliński aż 146. Już po trzech minutach obaj zawodnicy mieli na swoim koncie Od pierwszych minut minimalną przewagę zyskali gdańszczanie, a gdy od 4 do 8 minuty przyjezdni rzucili cztery bramki z rzędu, po rzucie Michała Pereta na tablicy wyników widniał już rezultat 4:7.
ZOBACZ WIDEO: Były kadrowicz stworzył niesamowitą grę. Siatkówka bez wstawania z kanapy
Puławianie nie zwiesili jednak głów. Kilka ważnych piłek odbił Zurabi Tsintsadze, a gospodarze szybko doprowadzili do remisu, a następnie zaczęli budować przewagę. Gdy drugą bramkę z rzędu trafił Piotr Jarosiewicz, w 23 minucie było już 17:13 dla Azotów. W pierwszej połowie padło aż 39 bramek, a do szatni w lepszych nastrojach zeszli szczypiorniści z województwa lubelskiego, którzy prowadzili 21:18.
Na początku drugiej połowy puławianie wyszli na nawet pięciobramkowe prowadzenie, jednak skutecznie w bramce zaczął grać znany z gry w Azotach Mateusz Zembrzycki i przewaga gospodarzy zaczęła topnieć w szybkim tempie. Do tego ekipa Azotów zaczęła łapać kary i gdy faulowany Marcin Pepliński z trudnego kąta trafił na 27:26, a z boiska wyrzucony został Giorgi Dichaminija, trener Patryk Kuchczyński poprosił o czas. Nie przyniosło to jednak oczekiwanego skutku i po rzucie Zembrzyckiego przez całe boisko, na 18 minut przed końcem goście doprowadzili do upragnionego remisu.
PGE Wybrzeże poszło za ciosem i gdy trafił Patryk Niedzielenko, po raz pierwszy od długiego czasu to właśnie przyjezdni wyszli na prowadzenie, jednak po chwili sami sobie utrudnili sytuację po tym, jak siadali na ławkę kar dwa razy w ciągu 48 sekund. Gdy obaj gdańszczanie wrócili na boisko ponownie, tym razem w ciągu 20 sekund, dwaj przyjezdni usiedli na ławkę kar. Po tych problemach gości było 33:31 dla gospodarzy, jednak gdyby byli skuteczniejsi, mogli, a nawet powinni prowadzić o 2-3 bramki wyżej.
Na boisku zaczęło być coraz bardziej nerwowo, a zawodnicy, szczególnie gospodarzy, coraz częściej okazywali swoją irytację. Może się wydawać, że protesty zaczęły ich zajmować mocniej niż sama gra, gdyż mieli w swoich rękach wszystkie karty, a znów dali się dogonić rywalom.
W ważnym momencie, na 2 minuty przed końcem spotkania, po długiej akcji bramkę na 38:36 rzucił Łukasz Gogola, ale błyskawicznie odpowiedział Jakub Będzikowski. Gospodarze grali w przewadze i piłka trafiła do niekrytego przez nikogo Keliana Janikowskiego, ten jednak trafił w poprzeczkę. Przy stanie 38:37, na niespełna minutę przed końcem, Patryk Rombel wziął ostatni czas dla swojej drużyny, po którym bramkę rzucił Marcin Pepliński.
Wciąż w swoich rękach wszystko mieli puławianie i Patryk Kuchczyński dał instrukcje swoim zawodnikom 23 sekundy przed końcem. Po 14 sekundach karą dwóch minut za faul ukarany został Nejc Zmavc. Spotkanie musiało przenieść się na siódmy metr.
Bohaterem rzutów karnych był Wojciech Borucki. Zawodnik, który podczas meczu wchodził właśnie tylko na karne obronił rzuty Mateusza Góralskiego i Mikołaja Czaplińskiego. Puławianie byli nieomylni, wygrali 4:1 i zdobyli dwa punkty.
Azoty-Puławy - PGE Wybrzeże Gdańsk 38:38 (21:18) k. 4:1
Azoty: Tsintsadze (11/43 - 26 proc.), Borucki (1/2 - 50 proc.) - Janikowski 8, Jarosiewicz 7, Gogola 7, Dichaminjia 6, Marciniak 6, Jaworski 1, Zarzycki 1, Antolak oraz Bereziński, Urbanek.
Karne: 3/3.
Kary: 14 min.
PGE Wybrzeże: Poźniak (3/19 - 16 proc.) Zembrzycki (9/30 - 30 proc.) - Czapliński 14, Pepliński 7, Prociuk 4, Będzikowski 4, Domagała 2, Niedzielenko 2, Siekierka 2, Stanescu 1, Peret 1 oraz Góralski, Zmavc.
Karne: 3/5.
Kary: 20 min.