W środę w Hali Legionów zmierzyły się ze sobą dwie najbardziej utytułowane drużyny w historii polskiej piłki ręcznej - dwudziestokrotni mistrzowie kraju z Kielc i zdobywcy piętnastu złotych medali - wrocławianie.
Obecnie jednak obie ekipy znajdują się na dwóch różnych biegunach - celem zespołu z województwa świętokrzyskiego jest zdobycie kolejnego trofeum na krajowym podwórku i walka o ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Szczypiorniści Śląska natomiast zajmują obecnie ostatnie miejsce w tabeli, wygrali zaledwie raz, raz też zremisowali.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Bomba w samo okienko. To po prostu trzeba zobaczyć!
Trudno było oczekiwać, że wrocławianie będą w stanie sprawić w Kielcach niespodziankę. Na pewno jednak nie spodziewali się, że pierwszą bramkę w meczu uda im się rzucić dopiero w 12. minucie. Żółto-biało-niebiescy zaczęli bardzo mocno - szybko wyszli na prowadzenie 7:0 i całkowicie zdominowali rywali. Wojskowi mieli spore problemy ze skonstruowaniem akcji, a gdy już dochodzili do sytuacji rzutowych na ich drodze stawał świetnie dysponowany Miłosz Wałach, który zresztą został wybrany najlepszym zawodnikiem spotkania.
Kielczanie bez większych problemów powiększali przewagę i po pierwszej połowie wygrywali już dziesięcioma trafieniami.
Wrocławianie wycofywali bramkarza i grali w siedmiu w ataku, ale to nie zaskakiwało gospodarzy. Wicemistrzowie Polski grali dobrze i czujnie w obronie, dzięki czemu mieli sporo okazji, by rzucać na pustą bramkę. Nie zawsze im to wychodziło, ale nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, bowiem i tak konsekwentnie powiększali prowadzenie.
Ostatecznie żółto-biało-niebiescy zwyciężyli osiemnastoma trafieniami.
Industria Kielce - WKS Śląsk Wrocław 39:21 (20:10)