21-latek trafił do Gwardii przed sezonem 2018/19 po kilku latach w AZS-ie UZ Zielona Góra. Ostatni rok spędził w pierwszej lidze i zwrócił na siebie uwagę drużyn polskiej elity (24 spotkania, 152 gole). Do Opola trafił jednak jako uzupełnienie składu.
Jesienią 2018 roku Zieniewicz zaliczył dziewięć występów, w większości epizodycznych. Po kontuzjach Kamila Mokrzkiego, Antoniego Łangowskiego i Wiktora Kawki niespodziewanie otworzyła się przed nim droga do pierwszej siódemki. Trenerzy spodziewali się, że Jędrzej Zieniewicz poradzi sobie w Superlidze i odważnie na niego postawili. Nie zawiedli się, w dwóch wygranych wiosennych spotkaniach z Pogonią Szczecin i Piotrkowianinem uzbierał 12 goli, czyli... dwa razy tyle, ile przez całą ligową jesień.
- Spokojnie, adaptacja do Superligi tak naprawdę nadal trwa. To dla mnie ogromny przeskok, różnica w kulturze grania. Potrzeba wielu minut na parkiecie, aby przystosować się do wymagań trenera Kuptela. Na razie wychodzi mi to dopiero w małym procencie. Widzę u siebie postęp, ale wciąż brakuje pewności siebie. Kontuzje moich kolegów przyspieszyły proces wprowadzania do składu i mam nadzieje, że uda mi się spłacić kredyt zaufania - podkreśla.
Poważna weryfikacja - spotkania z najlepszymi w kraju - dopiero przed Zieniewiczem, ale jak na razie spełnia swoje zadanie. Przejął pałeczkę od reprezentanta Polski, Łangowskiego, który wróci do gry najwcześniej na przełomie lutego i marca. 21-latek może być też wykorzystywany jako środkowy, a po poważnej kontuzji kolana Mokrzkiego to newralgiczna pozycja w Gwardii.
- Konkurencja jest spora i zdaję sobie sprawę, że swoją szansę zawdzięczam głównie kontuzjom. Niedługo wróci Tolek, potem Wiktor, będzie trudno utrzymać miejsce w składzie - tonuje nastroje Zieniewicz.
ZOBACZ WIDEO Daniel Obajtek do Kubicy: Mistrzu, jesteś wielki, niepokonany. Jesteś narodową dumą!