Ligowe prześwietlenie (8): trudno być kibicem polskiej piłki ręcznej

WP SportoweFakty / Rafał Soboń / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej
WP SportoweFakty / Rafał Soboń / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w piłce ręcznej

Blamaż szczypiornistów z Izraelem, upadek byłego mistrza Polski i przewidywalna do bólu Superliga, w której PGE VIVE Kielce gromi wszystkich jak chce. A związek niedawno hucznie świętował swoje stulecie. Oto rzeczywistość w polskiej piłce ręcznej.

O tym, że wjechaliśmy na równię pochyłą i pędzimy w przepaść, wiadomo od dawna. Ci mniej zorientowani znają temat co najwyżej od 1,5 roku, czyli odkąd kadrę pożegnała najlepsza generacja w historii, która ocieplała wizerunek naszego szczypiorniaka. Sławomir SzmalKarol Bielecki czy Bartosz Jurecki zrobili swoje, usunęli się cień i zostawili miejsce następcom. Za nimi jednak przeraźliwa pustka po wielu latach zaniedbań.

- Polska piłka ręczna została zostawiona przypadkowi - mówił Karol Bielecki w rozmowie ze sport.pl. I mamy efekty. ME 2018 i MŚ 2019 na kanapie, a droga do ME 2020 zrobiła się niepokojąco wyboista.

Zamiast sielankowej jesieni, niewyobrażalna wpadka w eliminacjach z Izraelem (24:25), ubogim krewnym poważnych reprezentacji. Zamiast spokojnej odbudowy reprezentacji, coraz więcej sygnałów o napięciach wewnątrz szatni. Przecież nie bez przyczyny trener Piotr Przybecki mówił w wywiadach o nadmiernym rozluźnieniu po laniu ze słabiutkim Kosowem, a po kilku dniach do pieca dołożył Arkadiusz Moryto: - Chodzi o to, żebyśmy najpierw wymagali od siebie, a potem od innych, a chyba to poszło w drugą stronę.

Tragedii jeszcze nie ma, w eliminacjach da się jeszcze wrócić z manowców na autostradę do ME, ale to ostatni sygnał ostrzegawczy. Jeśli szczypiorniści nie dostaną się na poszerzony czempionat, na który ponoć nie da się nie awansować, to pozostanie nam liczyć na zdolności organizacyjne działaczy. W MŚ 2023 na pewno wystąpimy jako współgospodarze (ze Szwedami), szykuje się też wspólna kandydatura z Białorusinami do ME 2026. To jednak droga na skróty i właściwie donikąd. Już teraz eksperci alarmują: wielu reprezentantów ma ogromne braki w podstawowych elementach, co wynika z dawnych zaniedbań. Im nie pomoże nawet wybitny fachowiec.

Piłkę ręczną mają uzdrowić tak szumnie reklamowane ośrodki szkolenia. Związek chyba sam zdał sobie sprawę, że projekt ma sens, ale realizacja pozostawia dużo do życzenia. Zwołał coś na kształt "okrągłego stołu", by poznać opinię środowiska. W znacznej mierze negatywną, począwszy od tematu selekcji i wykształcenia trenerów. Dobrze, że przynajmniej powstały pierwsze wnioski i w najbliższym czasie szykuje się ponoć weryfikacja programu. Ostatnie miejsca młodzieżówki i juniorów na ME oraz spadek do europejskiej drugiej ligi rozżarzyły lampkę ostrzegawczą do czerwoności.

Co gorsze, na innych szczeblach nie jest ani trochę lepiej, tym razem niekoniecznie z winy związku. Ponad rok trwała agonia Arki Gdynia, zasłużony klub lada dzień oficjalnie upadnie. To oczywiście nie zasługa ZPRP, że nagle rozpłynęło się ponad 2 mln złotych przekazane z ratusza i zawodniczki od kilku miesięcy nie widziały ani grosza, ale związek niedawno stwierdził, że jest zaskoczony skalą problemów mistrzyń Polski z sezonu 2016/17. Czyżby? Skoro niektóre zawodniczki odeszły latem z Gdyni z powodu zaległości, to ich umowy z winy klubu rozwiązała przecież centrala. Pomimo wielomiesięcznych długów, Arka otrzymała warunkową licencję na występy w Superlidze. To zaledwie wierzchołek góry lodowej. Spośród kobiecych zespołów raptem kilka jest w pełni wypłacalnych.

Jeszcze jedna sprawa - sukcesy kadry napędzały zapotrzebowanie na piłkę ręczną. Odkąd medale pozostały wspomnieniem, drastycznie spadła popularność szczypiorniaka. Koniunkturę nakręcają jeszcze występy PGE VIVE Kielce w Lidze Mistrzów, bo Superligę oglądają głównie fanatycy. Mecze nie potrafią przebić się do świadomości niedzielnego kibica. Gra toczy się praktycznie o srebro, bo mistrzowie Polski są w innej galaktyce i dobitnie pokazał to mecz z trzecią siłą ligi, Azotami. Hit okazał się kitem, VIVE zdemolowało 35:18 rywala kreującego się na potęgę.

"Wiecznie druga" Wisła Płock narobiła sobie zaległości, różnica stała się gigantyczna. Niedawno w oczy biła bezradność Nafciarzy w płocko-kieleckiej batalii, która pozostaje "świętą wojną" bardziej z przyzwyczajenia. Azoty i Wisła to i tak jedyne zespoły, które w jakikolwiek sposób potrafią zagrozić VIVE. Przecież na początku sezonu kielczanie w maksymalnie okrojonym składzie rozprawili się z Górnikiem czy Gwardią, pretendentami do czwórki. O reszcie ligi nie ma co wspominać, niewielu grzeją bitwy o środek tabeli czy nawet o srebro, skoro hasło "Bij mistrza" można włożyć między bajki.

Trudno być kibicem polskiej piłki ręcznej.

ZOBACZ WIDEO: Paweł Fajdek znalazł się na ustach całego świata. "Ta historia nie zniknie już nigdy" [1/2]

Komentarze (3)
kibiiicccc
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Fakt jest taki, że 10 lat temu większość naszej kadry grała w Niemczech, gdzie gra się na dużej intensywności i co tydzień a nawet co 3 dni ma się spotkanie z ciężkim rywalem, przez co zawodnic Czytaj całość
avatar
Heheszki
5.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"...rywala kreującego się na potęgę." Jedynymi ludzi kreujących Azoty na potęge to redaktorzy SF.
Czas na zmiany na samej górze związku!