W rundzie zasadniczej, a później w fazie pucharowej biją wszystkich i na każdym kroku pokazują swoją dominację. Jednak, gdy przychodzi do walki o ostateczne rozstrzygnięcia brakuje im iskry. Nie mają w sobie czynnika, który pchałby ich do przodu za wszelką cenę. Potrafią grać najlepiej na świecie, ale na parkiecie częściej widać zlepek indywidualności niż prawdziwą drużynę. Paris Saint-Germain HB to ekipa stworzona do wygrywania.
To też jednak drużyna, która zwyciężyć nie potrafi. Cel co roku jest identyczny - wznieść w Lanxess Arenie trofeum Ligi Mistrzów. W tym sezonie zadanie nie zostało wykonane. Operacja znów została odroczona o dwanaście miesięcy. Paryżanie przegrali z debiutantami z HBC Nantes 28:32.
- Bardzo trudno powiedzieć coś po takim meczu. Zanotowaliśmy zły początek, w pierwszych minutach brakowało nam mocy, ale walczyliśmy do samego końca. Było nam bardzo trudno odwrócić losy spotkania, ale trzeba pamiętać, że mieliśmy naprawdę dobry sezon. Mamy nadzieję, że wrócimy do Kolonii za rok, bo naszym celem cały czas jest zwycięstwo w Lidze Mistrzów - powiedział jeden z najlepszych zawodników w szeregach PSG, Nedim Remili.
- Zwycięstwo Nantes było w pełni zasłużone. W turnieju z czterema bardzo silnymi zespołami, wszystko musi doskonale funkcjonować, by móc odnieść zwycięstwo. W tym półfinale nie wszystko dobrze funkcjonowało. Popełniliśmy pięć technicznych błędów w pierwszej połowie, w ataku wywieraliśmy za mało presji, mieliśmy problemy z Nicolasem Tournatem. Przy stanie 28:29 nie wykorzystaliśmy dwóch stuprocentowych sytuacji i zostaliśmy ukarani - stwierdził z kolei trener Francuzów, Zvonimir Serdarusić.
Paryżanie schodzili z boiska wściekli. Na twarzach niektórych widniało ledwie skrywane niedowierzanie. W końcu ten turniej miał należeń do nich - nie dość, że mają największe doświadczenie, to jeszcze wszyscy traktowali ich jak stuprocentowych faworytów.
ZOBACZ WIDEO Maciej Rybus w doskonałej formie. Może być kluczowym zawodnikiem w Rosji
- Możemy grać zdecydowanie lepiej niż w tym pojedynku i to jest frustrujące. Przegrana boli, bo każdego roku dajemy z siebie wszystko, wkładamy w to tyle wysiłku, a i tak nie możemy sięgnąć po nagrodę - powiedział Thierry Omeyer, a jego młodszy kolega i zmiennik, Rodrigo Corrales, dodał: - W tym pojedynku nie graliśmy tak, jak przez cały sezon. Włożyliśmy w to spotkanie dużo energii i staraliśmy się wygrać, ale nie wyszło tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Wiedzieliśmy, że żaden zespól nie znalazł się w Kolonii przez przypadek i że każde spotkanie będzie bardzo trudne.
Chociaż dla wielu zawodników Final Four mentalnie się już zakończyło, paryżanie wciąż mają do rozegrania potyczkę, której stawką będzie brązowy medal. Ich rywalem będą skopijczycy z Vardaru - kolejny faworyt.
- Jestem pewien, że w niedzielę nie zagramy gorzej, ale to i tak może nie wystarczyć, by wygrać. Nie chcę powiedzieć, że mecz o trzecie miejsce nie ma znaczenia, ale to nie to było naszym celem. Żaden zawodnik nie chce grać o tę pozycję - powiedział szczerze Henrik Mollgaard.