Konkurencja była niemała. W grupie A w sobotę rozgrywano mecz w stolicy Białorusi Mińsku, w którym miejscowy SKA zmierzył się z niemieckim SC Magdeburg (z Piotrem Chrapkowskim w składzie). W środę w kolejnej stolicy, Berlinie - Fuechse podejmowało francuskie Saint Raphael Var HB (grupa B). Oba spotkania zgromadziły na trybunach, według danych EHF-u, po 2000 widzów. Bliskie rekordowej frekwencji w Lublinie było za to niemieckie Frisch Auf! Goeppingen, na którego mecz z RK Nexe Nasice (Chorwacja) wybrało się tylko 100 osób mniej niż na pojedynek Azoty - Wacker.
Organizatorzy lubelskiego meczu mogą poczytać sobie to za sukces. Szwajcarzy nie byli bardzo atrakcyjnym rywalem. Pewnie swoje zrobiła za to chęć zobaczenia debiutu puławian w fazie grupowej Pucharu. Także nazwiska kilku graczy z Puław, znanych choćby z reprezentacji, przyciągnęły do hali Globus kibiców, którzy na co dzień mniej interesują się rozgrywkami klubowymi.
Kolejni przeciwnicy Azotów i to bardziej znane marki. Mecze z nimi powinny zachęcić jeszcze większą liczbę widzów, chętnych obejrzeć handball w solidnym europejskim wydaniu.
To pokazuje też, jak bardzo Puławom potrzebne jest oddanie do użytku nowo budowanej hali. Spotkanie Azotów we własnej wysłużonej "staruszce" przy Alei Partyzantów w Puławach, mogłoby obejrzeć maksymalnie nieco ponad 800 widzów. Ilość miejsca za liniami bocznymi i końcowymi mówiąc eufemistycznie nie powala. EHF nie wyraził zgody na rozgrywanie meczów tej fazy rozgrywek w takim obiekcie. Stąd przenosiny meczów Pucharu EHF do Lublina.
Z kronikarskiego obowiązku warto dodać, że na drugim biegunie frekwencji w 1. kolejce znalazło się fińskie . Na jego mecz meczu z zjawiły się 403 osoby.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: hit dla Azotów. Genialny gol Iso Sluijtersa