W XXI wieku było niewielu lepszych strzelców. Siergiej Rutenka jako 19-latek opuścił ojczyznę i rozpoczął zawrotną karierę. Z Celje sensacyjnie wygrał Ligę Mistrzów, przyjął słoweńskie obywatelstwo, występował w reprezentacji. Wkrótce podpisał siedmioletnią (!) umowę z Ciudad Real, który poprowadził do trzech zwycięstw w Lidze Mistrzów. Za zawrotną kwotę 700 tys. euro (jak na standardy handballa) wykupił go największy rywal Ciudad, Barcelona. I Rutenka znowu zapewnił sukcesy.
W 2010 r. ponownie założył białoruską koszulkę, choć był o krok od występów dla Hiszpanii. Wyciągnął kadrę z niebytu. Od 2013 r. Rutenka i spółka występowali na wielkich turniejach. Bynajmniej nie pełnili roli dostarczyciela punktów, regularnie kwalifikowali się do drugiej rundy.
Po ME 2016 człowiek instytucja pożegnał się z kadrą, a wkrótce z parkietem. W kolejce czekali utalentowani następcy, wcześniej w cieniu wielkiej gwiazdy. Teraz zaczęli odgrywać pierwszoplanowe role. Władisław Kulesz, Andrej Jurynok czy Wadim Gajduczenko pewnie niedługo podpiszą kontrakty z potęgami. Artsiom Karalek już podpisał.
Obrotowy, najbardziej utalentowany z młodej gwardii, związał się z PGE VIVE Kielce. Silny, bardzo sprawny mimo atletycznej budowy, piekielnie skuteczny. Solidne francuskie Saint-Raphael zrobiło się dla niego za ciasne w wieku 21 lat.
ZOBACZ WIDEO: PGNiG Superliga: szlagier w Kwidzynie. Zobacz najlepsze akcje (WIDEO)
Trener Jurij Szewcow na piłce ręcznej zjadł zęby. Pracował z największymi w Bundeslidze (Rhein-Neckar Loewen, TBV Lemgo), jako zawodnik zdobył mistrzostwo olimpijskie w 1988 r. Wie, jak wprowadzać świeżą krew do drużyny. Selekcjoner nie pozostawił młodzieży samej sobie, talenty rozwijają się pod skrzydłami rutyniarzy, Maksima Babiczewa, Siergieja Szyłowicza i w szczególności Borisa Puchowskiego. Niepozorny, o przeciętnych warunkach fizycznych, ale niezwykle zwrotny i niekonwencjonalny. Po odejściu Rutenki wszedł w jego buty i dowodzi kadrą na parkiecie.
Środkowy Motoru Zaporoże to jeden z najbardziej niedocenianych zawodników w Europie. Zresztą nie tylko Puchowski. Białorusini wciąż są traktowali po macoszemu, choć ośmiu z powołanych gra w Mieszkowie Brześć, stałym bywalcu europejskich salonów. Do składu na ME 2018 nie załapał się jeszcze kolejny z solidnych rozgrywających, Arciom Kułak, którym ponoć interesowało się PGE VIVE Kielce. 28-latek dochodzi do zdrowia po kontuzji.
Akurat Polaków nie trzeba specjalnie przekonywać o potencjale Białorusinów. Majowy blamaż w Mińsku może jeszcze przez wiele lat odbijać się czkawką. Rywale właściwie wyrzucili Biało-Czerwonych za burtę ME 2018 i skazali na przebijanie się przez gęste sito eliminacji do kolejnych turniejów. Wynik 32:23 nie oddaje skali klęski, Polacy zostali stłamszeni, zagrali koszmarne spotkanie.
W rewanżu było lepiej (27:27), ale Białorusini są aktualnie poziom wyżej niż szczypiorniści Piotra Przybeckiego. To nie będzie sielanka jak z Bahrajnem, który wykończył się swoimi błędami. Defensywa musi być przygotowana na znacznie szerszy repertuar rozwiązań. Jak nie na rzuty Kulesza z 9. metra, to na wejścia Puchowskiego. A już rozgrywających czeka prawdziwy egzamin. Trener Szewcow często rotuje ustawieniem w obronie, stawia na warianty z wysuniętymi graczami. Lepiej odbić się od takiego muru w Gdańsku niż za dwa tygodnie podczas prekwalifikacji MŚ 2019 w Portugalii.
Początek spotkania 29 grudnia o godz. 18.30.