Liczba bramek zdobyta w pierwszym spotkaniu przez MKS Perła iście koszykarska. Doświadczona rozgrywająca przypomina sobie jednak podobną sytuację. W końcu ponad 50 bramek rzucone przez jedną drużynę w meczu piłki ręcznej trafia się z częstotliwością całkowitego zaćmienia słońca. - Bodajże drugi raz przytrafiła mi się taka historia, ale tamten mecz był chyba z 10 lat temu, więc ciężko to dokładnie pamiętać - stwierdziła.
Rodzi się więc pytanie o sens spotkań z drużynami na poziomie ZRK Kumanowo na tym etapie rywalizacji. - Z punktu widzenia idei barona de Coubertina, oczywiście tak. Tamte dziewczyny też chcą się rozwijać sportowo. Może to nie jest atrakcyjne dla kibiców. Natomiast dla nas to taki trening wytrzymałościowy. Poza tym mamy zdekompletowany skład, więc była okazja poćwiczyć sześć na sześć. Wykorzystałyśmy to przed ważnym meczem z Zagłębiem Lubin.
Lublinianki nie mają jasno sprecyzowanych celów na rozgrywki Challenge Cup. - Na razie myślimy tylko o sobotnim meczu przeciwko Zagłębiu, nie ma co wybiegać tak daleko w przyszłość. Jeżeli utrzymamy dobrą formę, życie pokaże na co nas stać w zmaganiach europejskich - powiedziała Repelewska.
Białorusinka z polskim paszportem część minionego sezonu spędziła w I-ligowej Koronie Handball Kielce. Razem z tą drużyną awansowała do PGNiG Superligi, by od sezonu 2017/2018 ponownie wrócić do MKS-u. Twierdzi, że czas spędzony na niższym poziomie rozgrywek nie był dla niej czasem straconym.
- Było to duże wyzwanie. Łatwo narazić się na kontuzję schodząc z obciążeń treningowych na poziomie Superligi. W tym temacie bardzo pomógł mi trener Dariusz Szymczuk, za co jestem mu bardzo wdzięczna. Łączyłam treningi z nim w Lublinie, z tymi w Kielcach, które grały o wysoką stawkę. Po to w końcu zostałam tam ściągnięta - powiedziała. - Mogłam też nabrać dystansu do tego miałam w drużynie lubelskiej. Na pewno nie był to stracony czas - dodała.
ZOBACZ WIDEO: Hit na remis. Brazylia strzelała ślepakami na Wembley - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]