Dean Bombac: Nie grałem dobrze, ale teraz wracam do najlepszej formy

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Dean Bombac
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Dean Bombac

Pierwszy sezon w nowym klubie bywa trudny. Wie o tym Dean Bombac. - Trudno opisać stan, kiedy rzeczy zwyczajnie nie układają się po twojej myśli - mówi rozgrywający Vive Tauronu. Bolą go także słowa Veselina Vujovica, selekcjonera słoweńskiej kadry.

W niedzielę Vive Tauron Kielce zdobył pierwszy tytuł w sezonie - Puchar Polski. W finale kielczanie pokonali Orlen Wisłę Płock, z którą teraz zmierzą się także w dwumeczu o mistrzostwo Polski. Pierwsze spotkanie już w środę o 18:30. Transmisja w Canal +, relacja live na WP SportoweFakty.
Maciej Szarek, WP SportoweFakty: W finale Pucharu Polski zagrał pan świetne zawody. To było jedno z najlepszych pana spotkań w barwach Vive Tauronu?
Dean Bombac, rozgrywający Vive Tauronu Kielce: 

O ile nie najlepsze! To był super mecz nie tylko dla mnie, ale cała drużyna zagrała bardzo dobrze. Mój występ to także ich zasługa.
Od igrzysk w Rio częściej niż parkiet zwiedzał pan jednak klubowe gabinety lekarskie. Irytujące.

Na pewno. Dlatego też, że było to dla mnie nowością. Grając w Szegedzie czy w Mińsku - czyli od około trzech lat - nie miałem żadnych problemów zdrowotnych. Teraz w sześć miesięcy złapałem dwie kontuzje. To trudne przeżycie. Taki jest jednak sport, z tym musimy się mierzyć wychodząc na parkiet. Urazy to nieodłączna część piłki ręcznej, nie da się ich wyeliminować. Tym bardziej cieszę się więc, że doszedłem już do siebie.
 
Duża ulga?

Majówkę spędziłem w Kielcach pod okiem rehabilitantów i od tego czasu mogę śmiało powiedzieć, że jestem już w pełni zdrowy, co jest teraz dla mnie absolutnie najważniejsze. Było mi trudno, kiedy dołączyłem do Vive, nie miałem pełnego okresu przygotowawczego z drużyną, bo albo oni byli jeszcze na igrzyskach, albo mnie dopadały kontuzje i tak dalej. Czuję jednak, że teraz, odkąd gram już regularnie, z meczu na mecz jest lepiej. Cieszę się z tego.

ZOBACZ WIDEO Fiołki wygrały na zakończenie, Teo bez bramki. Zobacz skrót meczu Anderlecht - Oostende [ZDJĘCIA ELEVEN]

Początki bywają trudne.

Nic już tego nie zmieni, choć sam nie sądziłem, że tak to się potoczy. Może nie było aż tak trudno, ale czułem po prostu, że nie grałem tak, jak potrafię najlepiej. Czy to się odbiło na całym sezonie? Trudno jednoznacznie ocenić. Na pewno o tym gorszym okresie trzeba zwyczajnie zapomnieć. Muszę po prostu wrócić do najlepszej gry i będzie dobrze.

Co to znaczy?

Po prostu nie grałem dobrze i wiedziałem o tym. Co było źle? Trudno opisać stan, kiedy rzeczy zwyczajnie nie układają się po twojej myśli. To jednak już za mną. Najważniejsze, że czuję postęp. Chcę jak najwydatniej pomagać zespołowi i do tego dążę.

No to wyrobił się pan dokładnie na najważniejszą część sezonu.

Zgadza się. Dobrze się złożyło. W maju było przed nami tylko kilka spotkań, ale za to bardzo ważnych. Cel prosty: wygrać i puchar, i ligę. Dla siebie, dla klubu i dla kibiców.

Pierwsze trofeum już zdobyte, dla pana pierwsze w ogóle w kieleckich barwach.

Oby pierwsze z wielu. Czekałem na to od kilku dobrych lat, bo na Węgrzech nie udało się podnieść żadnego pucharu. Teraz jednak przed nami jeszcze trudniejsze zdanie: wygrać z tą samą drużyną kolejne dwa razy. Trzy mecze w tydzień to naprawdę duże wyzwanie. Musimy kontynuować naszą grę z Lublina, dalej walczyć na całego, a wtedy wynik znów będzie dla nas korzystny.

Największa różnica pomiędzy grą na Węgrzech a w Kielcach?

W Szegedzie nie było takich oczekiwań i presji. To jednak normalne, bo na Węgrzech drużyna nie była tak mocna jak tutaj. W Kielcach jest 16 zawodników na najwyższym światowym poziomie, chęć zwycięstw jest niesamowita. W Szegedzie za to takich graczy było czterech czy pięciu, inne były więc wobec nas nadzieje. Myślę jednak, że to naturalne. Nie spodziewałem się niczego innego.

W Szegedzie był pan killerem, tutaj musiał nieco zmienić swój styl gry. To nie był problem?

Nie, zdecydowanie. W Koprze czy w Mińsku też byłem raczej asystentem, w Szegedzie faktycznie się rozstrzelałem, ale i tak potrafiliśmy przegrać ważne spotkania. Dużo istotniejszy jest wynik i gra całej drużyny. To, że nie zdobywam tylu bramek w Vive w zasadzie nie ma dla mnie większego znaczenia. Tak samo ważne są asysty do rozgrywających czy Julena Aguinagalde na koło, a może nawet ważniejsze.

Wtedy emanował pan jednak pewnością siebie, przebojowością. W Kielcach czasem tego nie widać.

Zgadzam się. Ja sam o tym tak myślę. Może potrzebuję jednego meczu, takiego na wzór w Szegedzie? Żeby może odrobinę bardziej zaryzykować. Abyśmy się jednak zrozumieli - nie zablokowałem się, nie mam 20 lat i grałem już nie z taką presją. Problem nie leży gdzieś w głowie. Taki jest po prostu ten sezon, czekam, żeby "odpalić". Wiem, że na 100 proc. będzie lepiej, bo czuje postęp z każdym spotkaniem.

Michał Jurecki, Julen Aginagalde - oni też w pierwszym sezonie w Kielcach nie zachwycali. A co było potem nie trzeba nikomu przypominać.

To normalne. Ze mną może być podobnie. W Kielcach czuję się jak w domu, życie tutaj naprawdę mi się podoba, dobrze odnajduję się w drużynie - wszystko jest na swoim miejscu. Nic tylko czekać na kolejne mecze. 

Zabrakło pana jednak w słoweńskiej kadrze na ostatnie mecze eliminacji do Mistrzostw Europy w Chorwacji. Przykra niespodzianka?

Był nią nie tyle brak powołania, co tytuły słoweńskich gazet - to co mówił trener Veselin Vujović na temat mój i Urosa Zormana. To mi się bardzo nie podobało (trener Vujović nie powołał Bombaca, otwarcie krytykując jego występy w klubie - dop. red.).

Trener Vujović przesadził?

Na pewno to nie było miłe i fajne. To atak na mnie, na klub. Według mnie to bardzo nie w porządku.

Mocno. Ale do reprezentacji pan wróci?

Nie wiem jeszcze co z tym będzie. Najpierw muszę dostać powołanie, potem się będę zastanawiał. To na pewno zostało gdzieś w głowie. Nie gram jednak w reprezentacji dla trenera, tylko dla drużyny, dla przyjaciół, dla siebie. To są dla mnie najważniejsze wartości.

Jedyne wyjście to dobre występy w klubie. Finały - niezła okazja, żeby się wykazać. 

Bardzo dobra, a ja potrzebuję udanych spotkań. Co będzie później, gdy to się uda? Zobaczymy.

Źródło artykułu: