To właśnie wyjazdowa porażka 19:30 zaważyła na losach dwumeczu. "Górnicy" tuż losowaniu dość optymistycznie mówili o rywalizacji. Wysoko ich szanse oceniali też eksperci, bo to Górnik stawiany był w roli faworyta. Zawodnicy Cocks dość brutalnie sprowadzili ich jednak na ziemię.
- To nie są gracze światowego formatu, ale oni naprawdę potrafią grać w piłkę. Pokazali nam to w Finlandii. Przegrać 11 bramkami na wyjeździe jest niedopuszczalne i karygodne - komentuje Gliński.
Przed niedzielnym rewanżem w Zabrzu szanse Górnika na awans do fazy grupowej były już tylko iluzoryczne. Zespół po cichu liczył jednak na sensację, ale skończyło się na zwycięstwie 30:29.
- Mieliśmy nadzieję w szatni, że gdyby pierwsza połowa ułożyła się po naszej myśli i mielibyśmy cztery lub pięć bramek przewagi, to może poczulibyśmy krew i udałoby się coś zdziałać. Był nawet taki moment - prowadziliśmy trzema bramkami, ale ja zepsułem rzut karny, a potem dwa razy straciliśmy piłkę. W efekcie rywale doszli na remis - dodaje Gliński.
ZOBACZ WIDEO Kibice Borussii Dortmund: Kuba Błaszczykowski na zawsze w naszych sercach (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Dla jego drużyny to spory zawód, bo przed pierwszym spotkaniem kibice Górnika wierzyli w historyczny awans do fazy grupowej Pucharu EHF. Po tak wysokiej porażce w Finlandii, zespół chciał się zrehabilitować wygrywając u siebie.
- To zwycięstwo było najważniejsze. Szkoda, że nie udało się odjechać. Nasz plan się nie powiódł i żegnamy się z pucharami. Trzeba posypać głowy popiołem, zejść na ziemię i przemyśleć pewne sprawy - mówi.
Teraz "Górnicy" skupią się rozgrywkach krajowych. - Została nam gra w lidze i Pucharze Polski. Od poniedziałku żyjemy już tylko nadchodzącym mecze z Piotrkowianinem - zapewnia 33-latek. Spotkanie z beniaminkiem PGNiG Superligi w środę, 30 listopada.