Azoty Puławy to moralna okręgówka - rozmowa z Bogdanem Kmiecikiem, prezesem Górnika Zabrze

- Do sukcesu można dojść na różne sposoby. Przed rokiem doszliśmy do niego ciężką pracą i prawdziwą grą na boisku - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Bogdan Kmiecik, prezes Górnika Zabrze.

Marcin Ziach: Sezon PGNiG Superligi Mężczyzn dobiegł końca. Jest pan zadowolony z wyniku Górnika Zabrze?

Bogdan Kmiecik: Przed sezonem wszyscy liczyliśmy na więcej. Udana faza zasadnicza sezonu, którą kończyliśmy na trzecim miejscu, także napawała nas optymistycznie. Niestety dwa przegrane mecze w play offach kosztowały nas utratę szans na medal. Teraz skupiamy się na budowie nowego zespołu, który będzie młodszy i bez takich nazwisk, ale na pewno nie będzie słabszy.

Jakieś refleksje na gorąco już się nasuwają?

- Na pewno nie był to nasz najlepszy sezon. W zeszłym roku z brawurą zdobyliśmy trzecie miejsce. Mieliśmy inne cele, ambicje i aspiracje, ale taki jest sport. Nie wszystko da się kupić, nie wszystko da się wymusić. Tak jest, jak jest.
[ad=rectangle]
Widać, że na początku nie było tak łatwo się panu z tym pogodzić. Skreślił pan w kilka miesięcy pół drużyny z reprezentacyjnymi nazwiskami.

- Bo u mnie nazwiska nie grają i trzeba sobie zasłużyć postawą na boisku na miejsce w kadrze. Adam Twardo często miał kontuzje i niezbyt przez to nam pomagał. Mam do niego szacunek, bo to zawodowiec w każdym calu, ale niestety zdrowie nie to. Michał Kubisztal też pół roku nie grał, Patryk Kuchczyński za to grał, ale nie miał najlepszego sezonu. Robert Orzechowski miał problem, żeby piętnaście lat starszego Mariusza Jurasika na ławce posadzić. Na pewno damy radę ich zastąpić.

W którym momencie czara goryczy się przelała?

- To nie było tak, że w jednym meczu się wszystko stało. To jakiś proces, jakaś ewolucja. Wszystko się toczyło swoim rytmem, ja obserwowałem i wyciągałem wnioski. Widziałem w Puławach drugą połowę i wiedziałem, że coś się w ich głowach zaczyna dziać. To też powiedziałem zawodnikom po meczu. Nie kłóciliśmy się. Powiedziałem krótko, że coś się skończyło, by coś na nowo mogło się zacząć. Nie o to w tym wszystkim chodzi, by się ze sobą męczyć.

Można spodziewać się jakichś "głośnych" transferów?
-

Naszym celem jest zmniejszyć budżet i osiągać podobne wyniki co dotychczas. Ja jestem właścicielem - a właściwie współwłaścicielem - tego klubu. Pracujemy mocno, by na koniec dnia być z efektów tej pracy zadowolonym. Na końcu ten kto wykłada pieniądze musi być zadowolony. Jakie to będą cele, przekonamy się jak je zdefiniujemy. Mogę być zadowolony z 4-5 miejsca, jeżeli cena do jakości się jakoś ma. Nie mogę pozwolić, że robimy piąte miejsce z takim budżetem jaki obecnie mamy.

Bogdan Kmiecik zapewnia, że ma pomysł na Górnika Zabrze
Bogdan Kmiecik zapewnia, że ma pomysł na Górnika Zabrze

Podczas gdy inne kluby się zbroją, to w Zabrzu na razie zawodnicy tylko odchodzą.

- My też pracujemy nad drużyną, ale nie trąbimy o tym dokoła. Mamy w 90 procentach skład w głowach i sporą część tego na papierze. Kiedy wszystko sfinalizujemy i kadra będzie dopięta, to pomyślimy o celach na nowy sezon. Ideą na przyszły sezon jest jednak to, by odchudzić budżet bez cierpienia poziomu sportowego.

Przykręci pan kurek z pieniędzmi?
-

Musimy zmienić ten klub. My nie jesteśmy utrzymywani przez spółki państwowe, jak kilka klubów w tej lidze. Żyjemy z pieniędzy prywatnych i każdą złotówkę musimy dwa razy obrócić przed jej wydaniem. Jeśli jest wynik, to wydajemy ją chętniej. Jeśli nie, to przewracamy ją nie dwa, a pięć razy i się dalej zastanawiamy czy warto ją wyłożyć na stół. Tak samo ja zastanawiam się, czy ma sens wydawać tyle pieniędzy, by być na piątym miejscu.
Zazwyczaj wszyscy winę zwalają na play offy...
-

Naszym celem była obrona brązowego medalu. Nie udało nam się, ale nie będziemy szukać takich wytłumaczeń. Play offy mają to do siebie, że możesz grać dobrze cały sezon, a potem zawalisz dwa mecze i kończysz go z niczym. My graliśmy o piąte miejsce ze Stalą Mielec, która była osłabiona i było trochę łatwiej, ale doceniamy klasę rywala.

O ile chce pan odchudzić budżet klubu na nowy sezon?
-

Szacuję, że to może być 30-40 procent, ale nie znaczy to, że musimy tym odchudzić nasz wynik. Mamy bowiem świadomość, że nie każdy z zawodników, który zarabiał niemało, się sprawdził. Złożyło się na to wiele czynników, bo nie oszczędzały nas kontuzje, a inne kluby też nam zawodników mamiły już od stycznia. Wszystko to złożyło się na wynik, który osiągnęliśmy, a który nie do końca nas zadowala.
[nextpage]
Z Zabrza odchodzi też Patrik Liljestrand. Kiedy podjął pan decyzję o rozstaniu ze szkoleniowcem?

- To nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Rodzina Patrika wróciła do Szwecji, został w Polsce sam. Do tego wynik nie do końca funkcjonował i to nie były dla trenera łatwe chwile. Ja jestem szczęśliwy, że on u nas dwa lata spędził i wypełnił kontrakt. A nie zawsze to się zdarza.

Domniemam, że przy innym wyniku sportowym - być może zasiedlibyście do rozmów...

- Wiadomo, że gdyby było 2-3 miejsce, to wszyscy by inaczej myśleli. I trener, i ja. Jestem jednak dumny, że ta współpraca dobrze nam się układała i rozstajemy się w zgodzie, bez wzajemnego żalu czy pretensji do siebie.

[b]

Ma pan już w głowie nazwisko nowego trenera?
[/b]

- Oczywiście, że tak. O tym jednak kto nim będzie, jeszcze nie mogę powiedzieć. Mam koncepcję, a właściwie kilka koncepcji i chcę je spokojnie przemyśleć właśnie na wakacjach. Od tego będzie zależeć, w którą stronę klub będzie zmierzał. Taki jest mój obowiązek w stosunki do zawodników, władz miasta i kibiców. Wszystko wymaga zastanowienia. Mam swoje wizje, bo to nie było tak, że się dziś obudziłem i podjąłem decyzję pod wpływem impulsu. Rozmawiamy z różnymi ludźmi, chcemy wysłuchać ich filozofii i z tego wyciągnąć najlepszą kandydaturę.

Myśli pan o trenerze z polski czy z zagranicy?

- To dla mnie nie ma znaczenia. Tak samo jak wiek trenera. Nie musi być on wybitnie doświadczony. Ja lubię pracować z ludźmi młodymi. Mam ich w moich firmach wielu i jestem z nich bardzo zadowolony. Jeśli ktoś ma przyjść do klubu i powielać tylko moje pomysły, to nie ma to sensu, bo będziemy się dublować. Cenię ludzi z pomysłem, wiek nie ma znaczenia. Tak samo zresztą jak język, w którym ta osoba mówi.

Najpierw trener a potem transfery czy też pan przygotuje kadrę nowemu szkoleniowcowi?

- To wszystko dzieje się równolegle. W rozmowach z potencjalnym kandydatem na pewno wymienimy się poglądami na poszczególne tematy. Podejmując rozmowy z trenerem na pewno będziemy chcieli poznać jego wizje, jego ambicje i zawodników, jakich widziałby w klubie. To wszystko to jest naczynie łączone.

Tymoteusz Piątek po udanym sezonie w Wybrzeżu wróci do Zabrza
Tymoteusz Piątek po udanym sezonie w Wybrzeżu wróci do Zabrza

W Zabrzu idzie nowe. Młodość będzie zatem dominować?

- Nie wiek, a klasa sportowa będą się liczyć. Mamy w kadrze kilku młodych, fajnych chłopaków, którym niebawem warto będzie dać szansę. Sprawdził się Mateusz Kornecki. Odżywa powoli Michał Bednarczyk, a cały czas mamy w kadrze młode wilczki takie jak Michał Niedźwiedzki, którzy także szansę dostaną. Współpracujemy ze szkołami sportowymi po to, by tych młodych promować i kreować nowe gwiazdy. Nowa kadra będzie dalej mieszanką rutyny z młodością, ale na pewno ze znacznie niższą średnią wieku.

Kilku uznanej klasy zawodników w Górniku jednak zostaje.

- I to piękny trzon tej drużyny. Proszę popatrzeć na Bartka Tomczaka, jak on w tym sezonie grał. Mariusz Jurasik też - ze swoimi słabościami i nie słabościami - też ma za sobą bardzo udane rozgrywki. Widziałem - jak za dawnych czasów - że ta ręka i nadgarstek pięknie współgrały przy rzucie. Mamy też bardzo dobrą bramkę i koło. Na wielu pozycjach mamy naprawdę wielkich zawodników. Sasza Bushkov czy Aleksandr Tatarincew też robią duże postępy. My mamy fundament i na nim chcemy ten zespół budować. To nie jest tak, że nam się drużyna rozlatuje.

Nową drużynę będzie pan chciał budować wokół Mariusza Jurasika?

- Zostaje on z nami na przyszły sezon i to jest dobra wiadomość. Pogra jeszcze rok, a potem postaramy się go jakoś zagospodarować i jego doświadczenie wykorzystać w działalności klubu. Jestem z Jurasikiem bardzo zżyty. Wiele dobrego on dla naszego klubu zrobił, więc rozmawiamy z nim nie tylko o tym co będzie jutro, a o przyszłości.

W play offach z Azotami Puławy w kadrze Górnika dwóch zawodników było z rywalem po słowie. Trzeci był kontuzjowany...

- Już przed meczem to wszystko było jasne i na boisku było jedynie tego potwierdzenie. Wiedziałem, że ta drużyna się musi zmienić i się zmieni. W najbliższym czasie wyjeżdżam na wakacje, gdzie będę miał tydzień, by wszystko przemyśleć i podjąć ostateczne decyzje.
[nextpage]
Ma pan żal do prezesa Jerzego Witaszka o tego typu zagrywki?

- To nie jest styl fair play. Azoty już zimą próbowały rozebrać Stal Mielec, która się sypała i miała poważne kłopoty finansowe. Już wtedy widziałem, że w Puławach tego stylu nie mają. Wydaje mi się, że jak ktoś leży, to nie ma co go kopać.

Dzisiaj na miejscu ekipy z Mielca leży Górnik Zabrze?
-

Górnik nie leży, my mamy w składzie dalej wielu świetnych zawodników, których chciałby mieć u siebie co drugi klub w tej lidze. Nie można jednak dopuszczać się zagrywek poniżej pasa. Gramy w jednej lidze i powinniśmy robić wszystko, by sobie wzajemnie pomagać, a nie rzucać się na leżącego jak sęp na dogorywającą padlinę. Nie mnie oceniać dlaczego tak się w Mielcu wydarzyło, ale każdy może mieć swoje kłopoty, z którymi musi sobie poradzić.

Prezes Witaszek - w pana opinii - był takim sępem?

- Nie tak powinno to wszystko wyglądać. To działo się za naszymi plecami. Takie wyszarpywanie zawodników, podbieranie ich i głaskanie pod włos. Z pewnością motywacja tych zawodników nie była potem taka, jak powinna być. To wszyscy wiemy i nie ma tego co ukrywać w tej rozmowie.

Ma pan wątpliwości co do tego, że zawodnicy ci dawali z siebie wszystko?

- Nie mówię o wątpliwościach, a o faktach, czyli rzeczach, które są stanem faktycznym. Pytał pan czy Azoty i prezes Witaszek się dobrze zachowują. Moim zdaniem - tak się zachowywać - to jest, moralnie, liga okręgowa. My się nie będziemy odgryzać, bo mamy swoją godność i zasady, którymi żyjemy.

Niemniej pan też kusił Jana Sobola i Marko Tarabochię.

- To prawda, ale jedno z drugim nie ma nic wspólnego. My musimy dalej mieć przed oczami nasze finanse i patrzeć jak cena ma się do jakości.

Skuteczność działaczy z Puław jest jednak wysoka, bo brązowe medale zdobyli.

- Oczywiście, ale do sukcesu można dojść w ten czy inny sposób. My przed rokiem doszliśmy do niego ciężką pracą i prawdziwą grą na boisku. I to jest piękne, z tego będę dumny całe życie. Czy działacze Azotów mogą być dumni z tego co zrobili? Być może, ale niesmak pozostał. Takie jest moje subiektywne zdanie.

Może lekarstwem na takie bolączki byłoby powołanie ligi zawodowej?

- Na pewno jest to dobre rozwiązanie i musimy je wdrożyć w życie dla dobra polskiego handballa. Dziś panuje u nas prawo dżungli, a tak być nie może. Liga zawodowa musi powstać, byśmy mogli normalnie żyć i normalni ludzie mogli odpowiednie decyzje podejmować.

Wierzy pan, że liga zawodowa powstanie już w przyszłym roku?

- Obawiam się, że jeszcze nie. Ma jednak powstać spółka, która byłaby podstawą powołania ligi. Kluby weszłyby w tę spółkę i już od początku pilnowałaby ona interesów klubów i unikała absurdów. My dziś najpewniej nie zagramy w pucharach, bo ktoś zmienił przepisy i sobie wymyślił, że awans tam będzie nie przez Puchar Polski, a przez czwarte miejsce w lidze. Tych absurdów jest bez liku. To tylko jeden z przykładów. Ten sposób myślenia i tego typu osoby do tego co my chcemy stworzyć nijak się nie ma. Tutaj zachodzi konflikt interesów klubów i związku.

Widzi pan szansę, by ten konflikt interesów zażegnać?

- Mam nadzieję, że prezes Kraśnicki zastanowi się nad tym i zrobi zmiany. Widzę, że do związku przychodzi mnóstwo młodych ludzi i to bardzo dobrze. Jeśli ta kadra będzie dynamiczna, młoda i z pomysłem - wtedy ze związkiem będzie łatwiej współpracować. Trzeba jednak wcześniej wyzbyć się tego konserwatyzmu, który tam panuje.

Bogdan Kmiecik może liczyć na pomoc prezydent Małgorzaty Mańki-Szulik
Bogdan Kmiecik może liczyć na pomoc prezydent Małgorzaty Mańki-Szulik

Wspominał pan wcześniej o odchudzeniu budżetu. Na ile w nowym budżecie partycypować będzie miasto Zabrze - nowy współwłaściciel klubu?

- Miasto weszło do Górnika jako wspólnik. Wcześniej ja byłem 100-procentowym udziałowcem w spółce Handball Górnik Zabrze. Mocą uchwały rady miasta magistrat przejął 40 procent akcji i teraz układamy sobie tę współpracę. Trwa to 2-3 tygodnie i zobaczymy jak ta współpraca będzie wyglądać.

Na poważnie myślał pan o przeniesieniu klubu do innego miasta?

- To były troszkę kaczki dziennikarskie, ale oczywiście bez pomocy miasta nie jesteśmy w stanie funkcjonować. Gdyby miasto Zabrze faktycznie zadecydowało, że nie chce nam pomagać - na przykład udostępniając halę czy reklamując się - na pewno zastanawialibyśmy się nad tym, czy gdzieś się nie przenieść, bo nie byłoby klimatu na handball. Nigdy jednak do końca tego tematu na serio nie brałem pod uwagę, bo we władzach miasta mieliśmy i mamy silnego partnera.

Źródło artykułu: