Spotkanie było wyrównane tylko przez 20 minut. Wówczas przyjezdne włączyły piąty bieg i jeszcze przed przerwą uciekły chorzowiankom na sześć "oczek". Po zmianie stron dorzuciły kolejne trzy trafienia i spokojnie kontrolowały przebieg boiskowych wydarzeń. - Uważam, że naprawdę to był nasz bardzo dobry mecz, od samego początku - cieszyła się Paulina Muchocka. - Każdy mecz w Chorzowie wspominam, jako walkę do ostatniej minuty, a dziś odskoczyłyśmy bardzo mocno i w pewnym momencie byłam zszokowana, że idzie nam aż tak dobrze!
[ad=rectangle]
Ruch przebudził się w ostatnim kwadransie i starał się odrobić straty. - Wdarła się w nasze szeregi dekoncentracja i popełniłyśmy sporo niepotrzebnych błędów. Przez to było nerwowo, ale przetrzymałyśmy trudy i udało się dowieźć wynik do końca. Chociaż serce zadrżało - zaznaczała rozgrywająca AZS.
W podobnym tonie, po końcowej syrenie, wypowiadała się Aleksandra Kobyłecka: -
Czułyśmy przeogromną presję, bo szczerze mówiąc nie pamiętam, kiedy ostatnio udało się nam wygrać w Chorzowie. Nawet, kiedy było 7-8 goli różnicy, to cały czas bałam się, że dziewczyny z Ruchu nas dogonią. Tak więc niby miałyśmy kontrolę nad wynikiem, ale ręce się trzęsły...
Koszalinianki dzięki korzystnemu rezultatowi mogły pokusić się o eksperymentalne ustawienie w obronie (3-3) i rotację na pozycjach - Kobyłecka zamieniła się z prawym i lewym rozegraniem z Ioaną Manoilą . - Troszeczkę się pogubiłyśmy i przez to straciłyśmy szybko kilka bramek. Trzeba było walczyć, momentami było ostro - przyznała rozgrywająca, która w jednym ze starć mocno poturbowała bramkarkę Ruchu, Monikę Ciesiółkę. - Zawodniczki Ruchu są naprawdę bardzo waleczne, to taki ich znak rozpoznawczy. Z Moniką oczywiście się przeprosiłam, to był przypadek. Zęby ma na szczęście całe. Sytuacja wynikała z ferworu walki, absolutnie nie chciałam uderzyć jej w twarz.