Michał Gałęzewski: Jaka była pańska pierwsza reakcja na wieści o zwolnieniu pana z funkcji trenera Aussie Sambora?
Leszek Elbicki: Żeby nie było niedomówień, pracodawca ma prawo robić co uważa, ale musi się to odbywać na jakichś zasadach i musimy się szanować! Ja nie płaczę nad rozlanym mlekiem. Byłem zbulwersowany argumentami, które zostały przedstawione na łamach strony internetowej klubu. Wynika z nich, że jestem winny wszystkiemu. Tylko ja się zapytam czemu? Czy jesteśmy na miejscu gwarantującym utrzymanie? Czy zespół grał słabo? Może należy powiedzieć prawdę i były inne przyczyny zwolnienia?
[ad=rectangle]
Czy już wcześniej były jakieś przesłanki, że może pan zostać zwolniony?
- Jak ktoś mi zarzuca, że wyniki są złe, to dlaczego nie było dokładnie określonego planu, że w rundzie trzeba zdobyć dziesięć, czy dwadzieścia punktów? Zabiegałem przed sezonem o spotkanie, na którym można by było porozmawiać o takich sprawach, a ostatecznie do niego nie doszło. Celem jaki znałem było utrzymanie zespołu w ekstraklasie! Tuż przed ostatnim meczem z KPR-em Jelenia Góra ni z gruszki, ni z pietruszki zarząd zakomunikował dziewczynom, że zabiera im 20 procent pensji, jeżeli nie zdobędą punktów lub nie zostawią serca na boisku. A kto miał oceniać ich zaangażowanie? Czy wcześniej tego nie robiły? Nie było takich zarzutów ani ze strony zarządu ani z mediów. Na pewno nie zmotywowało to zawodniczek do gry, a jeżeli członkowie zarządu twierdzą że tak, to teraz przed pierwszym meczem z Zagłębiem należy postraszyć że będzie zabrane 30 procent, a na mecz z Selgrosem 50 procent. Tylko po co wtedy trener? Od początku było mówione i ja utwierdzałem zarząd w przekonaniu, że zespół prowadzimy razem i nie ma podziału na pierwszego i drugiego trenera. Zarząd, a szczególnie prezes nie brał tego do wiadomości i miał inne zdanie co do Bartka. Dzisiaj widocznie zmienił zdanie a Leszek Elbicki nie pasował do jego koncepcji budowania zespołu - jego prawo. Jak do mnie jeździł i namawiał do objęcia funkcji trenera w Samborze, to mówił że obojętnie co się będzie działo, ja będę do końca ligi w klubie, ale to tylko słowa.
Jak układała się pańska współpraca z zawodniczkami?
- Moim zdaniem pracowało się dobrze. Przed sezonem wiedziały, że jestem wymagający i nie toleruję podziałów w zespole. Ja staram się budować zespół od środka. Musi on być jak wielka rodzina, w której są dzieci (zawodniczki) i rodzice (trenerzy) i myślę, że to mi się udało zrobić w stu procentach. Jak to funkcjonuje, to za tym przyjdą wyniki. Boli mnie to, że Aussie Sambor ma tylko pięć punktów, ale chciałem zauważyć, że celem nie były medale, tylko pewne utrzymanie. Ale może warto zajrzeć do historii tego klubu. Kiedy Sambor był po pierwszej rundzie na miejscu gwarantującym utrzymanie? Spada jeden zespół, drugi gra w barażach, a Sambor jest aktualnie na miejscu dziesiątym. Na stronie internetowej klubu pisze się, że drużyna gra ładnie, ale ma pecha, więc o co tu chodzi? W sporcie tez trzeba mieć "troszkę" szczęścia. My go nie mieliśmy! Punktów jeszcze nie ma, ale pamiętam taki sezon podczas gdy jeszcze grałem w Spójni Gdańsk i wchodzili do zespołu młodzi zawodnicy, tacy jak Bartek Pepliński, Rafał Kuptel, Sebastian Suchowicz, Grzesiu Sibiga, czy Marcin Pilch. W pierwszej rundzie przegrywaliśmy wszystko, a po świetnej drugiej prawie weszliśmy do ósemki. Wiem, że Sambor też w końcu wypali. Karolinie Olszowej, czy Kasi Skoniecznej trzeba dać trochę czasu. Ja go nie dostałem, a one go wciąż mają.
Jaka była reakcja zawodniczek na decyzję zarządu klubu?
- Od wielu z nich dostałem miłe SMS-y, w których dziękują mi za współpracę, czy wskazówki. Myślę, że coś wyniosły ze współpracy i mogły się czegoś nauczyć. Część z nich była zszokowana tym, że nie będę z nimi współpracować, a o decyzji dowiedziały się SMS-em ze strony klubu. Ja im podziękowałem za współpracę. Oczywiście wiadomo, że jak w każdym zespole bywa lepiej mnie będą wspominały te, które grały więcej. Dla tych co mniej wchodzą na boisko, trener zawsze jest zły i winny tego, że nie grały.
Jak pan zareagował na fakt, iż współpracujący z panem trener zostaje na swoim stanowisku?
- Ja go wziąłem do klubu i od razu mówiłem, że po okresie współpracy ze mną pozostanie pierwszym trenerem. To Bartkowi mówiłem już w Dźwirzynie na obozie. Nie sądziłem jednak, że stanie się to w takich okolicznościach. Jestem daleki od tego, by pracować w takich standardach, bo nie mają one wiele wspólnego ze sportem. Nie mogę się dowiadywać z e-maila, że ktoś ze mnie rezygnuje. Nikt mi nie powie, że jak na taki budżet, skład i warunki, dziesiąte miejsce po pierwszej rundzie jest bardzo złe dla beniaminka. Okazuje się, że to ja jestem zły i tylko ja popełniam błędy. Pracowaliśmy razem, za wyniki odpowiadaliśmy wspólnie, a w ostatnich tygodniach przez swoją kontuzję miałem mniejszy wpływ na drużynę. Reaguję tak, gdyż mocno zżyłem się z zespołem. Bartkowi, jak i zespołowi kibicuję i trzymam za niego kciuki.
Często mieliście odmienne zdanie w kwestii prowadzenia drużyny?
- Generalnie mieliśmy podobne zdanie. Dużo rozmawialiśmy ze sobą o tym kogo wystawić na jakiej pozycji i słuchaliśmy nawzajem swoich argumentów. Jeśli chodzi o kluczowe decyzje personalne - zarówno te lepsze, jak i gorsze, które mocno wpłynęły na wyniki poszczególnych spotkań, mówiliśmy jednym głosem. Nie dochodziło do kłótni podczas meczów, czy treningów. Moim zdaniem współpraca przebiegała normalnie jak powinna.
Czy sytuacja w tabeli po 11 kolejkach mogła wyglądać lepiej?
- Tak, powinny być zdobyte punkty z Koszalinem i Chorzowem. Z drugiej strony zespół zdobył punkty w Olkuszu i Piotrkowie, nadmieniam że bardzo ważne. Celem było utrzymanie i zostawiam Bartka z dwoma punktami przewagi nad przedostatnim zespołem ligi. Ja wierzę w tę drużynę i dlatego przed sezonem mówiłem, że może ona awansować do ósemki. W końcówkach wielu meczów wychodził brak doświadczenia i przez to straciliśmy wiele punktów. Zespół był dobrze przygotowany i życzę oraz Bartkowi i dziewczynom jak najlepszych wyników na wiosnę. Przyszedłem do tego zespołu po tym, jak pracowałem z Kar-Do Spójnią Gdynia. Powiedziano mi o nowych planach i chciałem zrealizować cele. Awansowałem z Samborem do PGNiG Superligi. Ten zespół zbudowałem w 80 procentach i jest na miejscu gwarantującym utrzymanie w lidze. Nikt nie może powiedzieć, że nie spełniłem jakichś warunków, czy nie zrealizowałem celów.
Jaki był największy problem zespołu?
- Nie chciałbym się mądrzyć w wywiadzie, gdyż gdybym dokładnie wiedział, zmieniłbym to w trakcie rundy. Na pewno szczególnie na początku było widać brak ogrania na tym poziomie. Nie wypaliła jedna zawodniczka, w której pokładaliśmy ogromne nadzieje zarówno w obronie, jak i w ataku, czyli Tatiana Bilenia. Skrzydłowe po dobrym początku, z biegiem czasu grały słabiej, a jak w każdym meczu któraś nie "wypali" to były problemy. Taka Ala Łukasik gasła z każdym dniem. Nie jest przygotowana do takiego trybu życia - praca zawodowa, a po niej szybko na trening.
Jakie są pana dalsze plany?
- Mam już wstępną propozycję, o której jednak nie chciałbym szerzej mówić, bo wyjaśni się ona w najbliższym czasie. Muszę przejść też rehabilitację po zerwanym Achillesie. W czwartek zdjąłem dopiero gips. Na pewno ciągle losy Sambora będą leżały mi na sercu. Zarząd miał inne plany i muszę to zaakceptować. Te młode zawodniczki się jednak rozwijają i jak ta zmiana rzeczywiście ma pomóc,to będę szczęśliwy ze moje odejście przyczyniło się do realizacji celów. Jestem też przekonany, że niektóre z nich mogą wejść na poziom reprezentacyjny czego im bardzo życzę.
Przytocz gdzie obiecywał złote góry?
I gdzie tu jest porażka?
Jedna jest odpowiedź ,pusta kasa klubu a wraca Justyna Domnik więc oszczędzone pieniądze na El Czytaj całość