Malborska drużyna wygrała na parkiecie ostatniej ekipy pierwszoligowych rozgrywek aż 30:19, jednak na przerwę zeszła do szatni niespodziewanie przegrywając 8:10. Jak przyznaje opiekun Pomezanii, pierwsza połowa w wykonaniu jego zespołu była fatalna. - Zaczęliśmy mecz nieciekawie, zwłaszcza jeśli chodzi o grę w ofensywie. Dużo było strat, niewymuszonych błędów, niewykorzystanych sytuacji. W obronie może nie graliśmy tragicznie, ale z takim rywalem, przy całym szacunku dla niego, w paru sytuacjach można było uniemożliwić zdobycie bramek - stwierdził Stankiewicz.
Po przeciętnym początku meczu Pomezania powróciła na odpowiednie tory w drugiej połowie, którą wygrała 22:9. - To była już "ta" Pomezania. W przerwie porozmawialiśmy sobie w szatni i doszliśmy do wniosku, że nie możemy się tak dalej bawić. Dlatego po wznowieniu gry przez kwadrans straciliśmy tylko trzy bramki, a rzuciliśmy bodaj dwanaście. Do końca w naszym wykonaniu była to już solidna i czysta gra - dodał trener malborskiej ekipy.
Stankiewicz uważa, że wpływ na postawę jego zawodników w pierwszej części meczu miał też fakt, że, mierzyli się ze zdecydowanym outsiderem pierwszoligowych rozgrywek. - Przez to, że AZS zajmuje ostatnie miejsce w tabeli ciężko było nam o koncentrację. W pamięci chłopaków na pewno była też wygrana z pierwszej rundy, gdy pokonaliśmy AZS 48:24. Najważniejsze są jednak dwa punkty - zakończył szkoleniowiec Pomezanii.
Teraz jego drużynę czeka zdecydowanie trudne zadanie. W nadchodzący weekend malborska ekipa zagra na własnym parkiecie z Meble Wójcikiem Elbląg. Mecz będzie miał poważne znaczenie dla układu ligowej tabeli, oba zespoły rywalizują bowiem o podium rozgrywek.