Nie jesteśmy jeszcze dotarci - rozmowa z Igorem Stankiewiczem, trenerem Polski Cukier Pomezanii Malbork

O miejsce w górnej połówce ligowej tabeli walczą w tym sezonie szczypiorniści z Malborka. Zespół Igora Stankiewicza rozgrywki rozpoczął od zwycięstwa, a teraz we własnej hali zmierzy się z liderem.

Kamil Kołsut: Co słychać w Malborku przed sobotnim meczem z KPR-em Legionowo? Wszyscy zdrowi i gotowi na starcie z liderem rozgrywek?

Igor Stankiewicz: Tak. Na chwilę obecną, poza rehabilitującym się jeszcze Kawczyńskim, dysponuję pełnym składem. Do gry przeciwko KPR-owi powinien być gotowy także Damian Moszczyński, którego nie było z nami podczas meczu z Wolsztyniakiem.

Jak spędziliście poprzedni weekend? Podczas gdy wszyscy ligowi rywale walczyli o punkty, wy pauzowaliście ze względu na wycofanie się z rozgrywek PBS Juranda Ciechanów.

- My kiedy możemy, to odpoczywamy (śmiech). Mieliśmy dwie wewnętrzne gry, bo nikt nie był zainteresowany tym, żeby z nami sparować. Wiadomo, że pierwsza i druga liga grają, nie mieliśmy więc przeciwnika.

To duży problem, że już na samym starcie ligi dostaliście ten wolny weekend?

- Powiem szczerze, że to wybija z rytmu. Gdyby wszystko funkcjonowało normalnie, to starcie z KPR-em byłoby dla nas już trzecim meczem i rywalizowałoby się nam zdecydowanie łatwiej. W przypadku mojego zespołu im więcej grania, tym lepiej. Czas działa na naszą korzyść, bo latem pozyskaliśmy kilku nowych zawodników.

Na dobrą sprawę to samo mogą powiedzieć wszyscy trenerzy pierwszoligowych ekip, latem zmian i transferów nie brakowało.

- Zgadza się. Trzeba jednak zwrócić uwagę na liczbę jednostek treningowych w tygodniu, a pod tym względem my zdecydowanie różnimy się od takich ekip, jak KPR czy Wybrzeże. Zajęcia mamy tylko trzy razy w tygodniu, a nie pięć czy siedem. To jest różnica zasadnicza.

Czyli zmiana klubu do rewolucji w pańskiej pracy nie doprowadziła. Problem wciąż jest ten sam, treningów nie ma zbyt dużo.

- Sytuacja pod tym względem wygląda identycznie jak w Kościerzynie, bo ludzie po prostu pracują i nie byliby w stanie połączyć obowiązków zawodowych z taką liczbą treningów, jakie są w Legionowie czy Gdańsku, gdzie przynajmniej część zawodników żyje tylko i wyłącznie z piłki ręcznej.

Jaka jest szansa na to, że w przyszłości - bliższej czy trochę dalszej - ta sytuacja w Malborku ulegnie zmianie? Sponsora macie możnego.

- Wydaje się, że sytuacja finansowa klubu jest stabilna, natomiast kariera zawodnicza nie trwa wiecznie i chłopaki w związku z tym podejmują pracę zawodową, starając się godzić ją treningami. Usiłują łączyć przyjemne z pożytecznym i trudno w tym wypadku mieć o to do kogokolwiek pretensje. Co będzie się działo dalej, to pokaże przyszłość. Na wszystko potrzeba czasu, a apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Macie, jako klub, długofalowy plan na przyszłość? Podpisując kontrakt miał pan okazję rozmawiać na ten temat z właścicielami?

- Mogę w tym wypadku wypowiadać się za siebie i ja na tę chwilę zajmuję się tylko i wyłącznie zespołem pierwszoligowym. Moim celem i zadaniem jest to, żeby w każdym kolejnym meczu grać, walczyć i - jeżeli jest to możliwe - zdobywać dwa punkty. Z pytaniami na temat planów klubu i zarządu muszę pana odesłać do prezesa.

A jak wyglądają wasze cele na sezon obecny?

- Myślę, że wszystkie zespoły z naszej ligi mają to samo założenie, czyli osiągnięcie miejsca w górnej połowie tabeli. Sport jest jednak pełen niespodzianek, życie wszystko weryfikuje i zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Przedstawiciele niemalże wszystkich ekip konsekwentnie mówią o tej górnej połówce tabeli, a jako jedyni na tym tle wybijają się gdańszczanie, którzy w trakcie konferencji przedsezonowej zapowiedzieli walkę o promocję do PGNiG Superligi. Wygląda to tak, jakby nikt poza Wybrzeżem nie był zainteresowany awansem do najwyższej klasy rozgrywkowej.

- Wie pan co... Moim zdaniem głównym kandydatem do awansu jest w tej chwili KPR. Klub z Legionowa wydaje się zdecydowanie najbardziej stabilny, ma wyrównany skład i godnych zmienników dla pierwszej siódemki. A jeżeli w Wybrzeżu ktoś mówił, że mają ciśnienie na awans, to teraz niech się wykażą.

Atutem KPR-u wydaje się być przede wszystkim zgranie. Na dobrą sprawę, poza kilkoma wyjątkami, to jest solidna i zwarta ekipa, która najpierw broniła barw Warszawianki, później zaczepiła się w Politechnice, a teraz gra w Legionowie. Ich siłą kilkuletnia ciągłość pracy.

- Jak najbardziej, oczywiście. Z małymi zmianami ten zespół od dłuższego czasu jest monolitem i to wszystko działa na ich korzyść. Miałem okazję obserwować KPR na turnieju w Gdańsku i byłem pod wrażeniem gry tego zespołu.

Jaki ma pan pomysł na pokonanie ich w sobotę?

- Bronić szczelnie, rzucać celnie (śmiech). Na pewno kluczem do dobrego wyniku, a przynajmniej do nawiązania walki z Legionowem, będzie obrona. Pytanie, czy sobie poradzimy. Nie jesteśmy jeszcze dotarci, jeśli chodzi o postawę w defensywie, ale cały czas nad tym pracujemy i być może stawka meczu oraz klasa przeciwnika spowodują dodatkową mobilizację, dzięki czemu gra będzie wyglądała tak, jak należy. Czego życzę i zespołowi, i sobie.

Komentarze (0)