Nikomu nie życzę takiej kariery jak moja - rozmowa z Wojciechem Zydroniem, skrzydłowym Vive Kielce

Ubiegły sezon wracający po kontuzji Wojciech Zydroń spędził w rezerwach Vive, gdyż w oczach trenera przegrał rywalizację z Michałem Chodarą i Mateuszem Jachlewskim. Po zmianie szkoleniowca popularny Zyga ma nadzieję na powrót do pierwszej drużyny. Skrzydłowy Vive opowiada także o swoim zamiłowaniu do wędkarstwa oraz swoim największym marzeniu, jakim jest praca z młodzieżą.

Łukasz Luciński: Jak to sie stało, że został Pan szczypiornistą?

Wojciech Zydroń: Razem z moim starszym bratem Jackiem chodziłem na jego treningi (On również trenował handball). Miałem wtedy 9 lat i przypatrywałem się jak starsi trenują i bardzo mi się ta dyscyplina sportu spodobała, choć nie ukrywam że zainteresowanie sportem wówczas miałem szeroko rozwinięte (śmiech). Wiele dyscyplin mi się podobało i nawet próbowałem sił w m. in. w futbolu, siatkówce i judo, lecz z perspektywy czasu wydaje mi się, że mój ówczesny wybór był trafny ... Gdy w 4 klasie podstawówki zaczął się nabór do szkolnej sekcji piłki ręcznej ja oczywiście musiałem tam być...

Czy pamięta Pan jakiś wyjątkowy mecz?

- Było ich naprawdę tak wiele począwszy od wieku juniora w Pałacu Młodzieży skończywszy na meczach już w Kielcach - pucharowych i ligowych. Naprawdę ciężko mi tak wyselekcjonować ten jeden wyjątkowy...

Najważniejsza bramka w Pana karierze to...?

- Najważniejsza bramka to chyba ta na Młodzieżowych Mistrzostwach Świata w Turcji w 1997 roku. W ćwierćfinale z zespołem Tunezji regulaminowy czas gry i obie dogrywki kończyły się wynikiem remisowym, a zwycięzcę miała wyłonić seria rzutów karnych. W zasadzie cały mecz spędziłem na ławce rezerwowych, lecz przed konkursem siódemek podszedł do mnie nasz trener Wojciech Nowiński i zapytał: "Rzucisz młody?". Poszedłem na miękkich nogach, ale zdobyłem gola. Lecz zwykle staram się nie dzielić zdobytych bramek na mniej lub bardziej ważne. Wszystkie są ważne...

Jest Pan z wykształcenia ekonomistą. Czy zatem po zakończeniu kariery myśli Pan o pozostaniu przy szczypiorniaku, czy może o jakiejś innej pracy?

- Owszem jestem z wykształcenia ekonomistą oraz elektromechanikiem, lecz raczej nie będę wiązał przyszłości z tymi zawodami. Piłka ręczną jest obecnie całym moim życiem i to raczej wokół niej chciałbym dalej oscylować. Dlatego też zacząłem studia Wychowania Fizycznego na Wszechnicy Świętokrzyskiej. Chcę się rozwijać właśnie w tym kierunku...

Dlaczego zdecydował się Pan na grę na skrzydle?

- To chyba zasługa mojego wzrostu, bo warunków do gry na rozegraniu raczej nie mam, więc wybór pozycji na boisku był łatwy. Trener z Tarnowa, miasta gdzie zaczynałem przygodę ze sportem, Jan Kozioł, ustawił mnie na tej pozycji i tak zostało...

Jak Pan ocenia wzmocnienia swojego zespołu?

- Wzmocnienia w tym roku, jak i w poprzednich latach, są duże. Niestety brakowało nam zawsze "tego czegoś" żeby odnieść dobry wynik końcowy. Myślę jednak że ten rok może być krokiem milowym w naszym klubie... Na każdej pozycji są wartościowi zawodnicy z większym lub mniejszym doświadczeniem i na pewno każdy będzie chciał dołożyć cegiełkę do wielkiego sukcesu, jaki jest oczekiwany w Kielcach już od dawna.

A co sadzi Pan o nowym szkoleniowcu drużyny z Kielc, którym został selekcjoner kadry narodowej Bogdan Wenta?

- No właśnie! Wszystko to co powiedziałem przed chwilą, plus trener Wenta. Z takim sternikiem kielecki okręt może wypłynąć na szerokie morza. Ten człowiek ma charyzmę, doświadczenie, wiedzę pozyskaną na arenach międzynarodowych i przede wszystkim rządzę zwycięstwa. Jeśli wpoi ją w nas wszystkich to efekt sam przyjdzie... Najlepszym tego przykładem jest kadra Polski.

Sądzi Pan, że trener Wenta da Panu szansę powrotu do pierwszej drużyny?

- Myślę, że Wenta ma swoją wizję na prowadzenie tej drużyny i jeśli ja się w tej wizji mieszczę to myślę, że taka szansa się pojawi na pewno.

Dlaczego właściwie tak świetny i doświadczony gracz jak Pan grał tylko w Vive II? Dlaczego trener Malinowski nie dawał Panu szansy mimo iż w meczach rezerw prezentował Pan wysoką formę i nieprzeciętną skuteczność?

- Właściwie trafiłem do Vive II na własne życzenie. Wróciłem po ciężkiej kontuzji kolana i od początku sezonu byłem pomijany przy ustalaniu składu na mecz. Chyba w oczach trenera zaczem przegrywać rywalizacje na mojej pozycji z młodym Michałem Chodarą, bo pozycja Mateusza (Jachlewskiego - przyp. red) była niezagrożona. Nawet na treningach w zasadzie nie uczestniczyłem w ustaleniach taktycznych, więc sprawa stała się dla mnie jasna. Nie chcąc stracić swojej wartości zwróciłem się do zarządu klubu o przeniesienie mnie do drugiej drużyny prowadzonej przez trenera Tomka Strząbałę i z perspektywy czasu chyba postąpiłem słusznie. Spędzałem dużo czasu na parkiecie i gra znowu zaczęła sprawiać mi przyjemność. Czasem warto jest zrobić krok w tył żeby później zrobić dwa w przód...

Odkąd pamiętam gra Pan z 5 na plecach? Ulubiona liczba, przesąd czy przypadek?

- Gram z numerem 5 od lat, w zasadzie odkąd pamiętam. Z tym numerem grał również mój brat Jacek ( śmiech). Poza tym z piątką grali wówczas Stefan Kretschmer - były już reprezentant Niemiec i Rober Nowakowski. Wówczas jeszcze Pan Robert Nowakowski, a teraz po prostu Kosa (pseudonim Nowakowskiego - przyp. red) . Na obydwu tych zawodnikach się wzorowałem, gdyż byli oni naprawdę świetnymi graczami, których chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Stąd właśnie numer 5 na moich plecach. Natomiast nie jest to dla mnie jakaś specjalna cyfra, gram z nią wiele lat, lecz myślałem czy w tym roku nie wystąpić z innym numerem na koszulce... ot tak po prostu, może czas cos zmienić? (śmiech)

Wiele osób uważa, że pojedynki płocko-kieleckie to już nie ta sama święta wojna co kilka lat wstecz. Jaka jest Pana - uczestnika wielu płocko-kieleckich bitew opinia na ten temat? Wisła i Vive to przecież główni faworyci do mistrzostwa.

- Święta wojna to chyba rzeczywiście już historia... To już nie to samo... Kibicom te mecze kojarzą się z walką do upadłego, gdzie często lała się krew. Owszem te spotkania nadal elektryzują i przyciągają kibiców na trybuny bardziej niż inne spotkania, lecz faktycznie brak w nich emocji sprzed lat...

Prezesem Vive jest holender Bertus Seervas. Jak Pan ocenia tego działacza?

- Wydaje mi się, że sympatykom szczypiorniaka w Polsce, a szczególnie w Kielcach, nie trzeba tego Pana przedstawiać. Jest to według mnie postać nietuzinkowa. Próżno w Polsce szukać tak głęboko zafascynowanego tą dyscypliną sportu działacza. Bez niego kibice w Kielcach w zasadzie nie wyobrażają sobie egzystencji klubu...

Dlaczego właściwie Vive od kilku lat dysponujące bardzo mocną kadrą na papierze, nie może przebrnąć przez półfinały play-off?

- Istotnie play-off to nie jest chyba najlepsza dla nas faza rozgrywek, w której to właśnie najbardziej potrzebne jest doświadczenie, zgranie i zimna krew w najważniejszych momentach meczu. A do tego trzeba stabilizacji w składzie na dłuższy czas czego najlepszym przykładem są Wisła i Zagłębie. W tym roku skład został uzupełniony o kilku wartościowych graczy, którzy na pewno wniosą spory powiew pozytywnego wiatru w nasze szeregi i to wszystko podparte cierpliwością zwiastuje tak od dawna oczekiwany sukces...

Jaki jest pan poza boiskiem?

- Nie lubię oceniać siebie samego, ale staram się być po prostu normalnym człowiekiem, miewam swoje humory, ale wydaje mi się, że jest to normalna rzecz. Chyba każdy człowiek, a szczególnie sportowiec ma huśtawki nastroju od czasu do czasu...

Czym się Pan interesuje poza sportem?

- Mam swoje hobby jakim jest wędkarstwo. Interesuję się również motoryzacją i muzyką. Poza tym w miarę możliwości grywam w tenisa i jeżdżę na nartach.

Jaką radę dałby Pan młodym zawodnikom marzącym o wielkiej karierze?

- Przede wszystkim nie życzę żadnemu młodemu adeptowi szczypiorniaka takiej kariery jak moja, gdyż była ona przepleciona tyloma poważnymi kontuzjami jakich nie życzę nikomu. Moim marzeniem jest żeby wiedzę, jaką pozyskałem przez te kilka lat grania przekazać tymże młodym ludziom. Natomiast w naszej narodowej kadrze na mojej pozycji jest tylu utalentowanych graczy, których śmiało można podpatrywać i brać z nich przykład.

Komentarze (0)