Zagorzały fan żużla - rozmowa z Mateuszem Frąszczakiem, szczypiornistą AS-BAU Śląska Wrocław

Dla Mateusza Frąszczaka powoli zbliżający się do końca sezon jest już czwartym w stolicy Dolnego Śląska. Niestety, przez większą jego część szczypiornista jest zmuszony oglądać występy kolegów z trybun. Pod koniec listopada zeszłego roku, w meczu z Piotrkowianinem Piotrków Trybunalski, Frąszczak podczas jednego z ataków doznał groźnej kontuzji barku, którą leczy po dziś dzień. Z zawodnikiem wrocławskiego Śląska rozmawiamy o początkach jego kariery, najlepszych jej momentach oraz o... żużlu!

Paweł Prochowski: Opowiedz o początkach swojej kariery.

Mateusz Frąszczak: - Jestem wychowankiem Ostrovii Ostrów Wielkopolski. W szkole średniej uczęszczałem do SMS-u Gdańsk, a następnie podpisałem kontrakt z Zagłębiem Lubin. Tam już w pierwszym roku grania zdobyłem wicemistrzostwo Polski. Byłem tam też zmiennikiem Bartka Jaszki. Potem był krótki epizod w Nielbie Wągrowiec przez rok, a teraz już czwarty sezon w Śląsku Wrocław.

Dlaczego akurat zdecydowałeś się na piłkę ręczną?

- Taki prosty powód - bo akurat w mojej szkole była piłka ręczna. Nie byłem specjalnie "zakochany" w tym sporcie, bo tak naprawdę to wcześniej go nie znałem i nie miałem z nim wiele do czynienia. Trafiłem do szkoły podstawowej, gdzie została utworzona klasa sportowa o profilu piłka ręczna. Zbyt dużego wyboru nie miałem (śmiech).

Który epizod swojej kariery wspominasz najmilej?

- Po długości spędzonego czasu w danym klubie, to Wrocław. Tu czuję się bardzo dobrze, fajne miasto, fajna drużyna, atmosfera w Śląsku zawsze była świetna. Natomiast z byłych klubów, to trudno tak wskazać. W każdym zespole był takie momenty, które zapadły w pamięć, nie można jednego wyróżnić.

Wspomniałeś o wicemistrzostwie Polski w Lubinie. To chyba największy sukces i jednocześnie najlepsze chwile w karierze?

- W wieku seniorskim na pewno, zdecydowanie wicemistrzostwo było dużym sukcesem. Jednak jeśli chodzi o wiek juniora, to już wchodzą w grę występy w moim rodzinnym Ostrowie. Z Ostrovią zdobyliśmy trzy medale mistrzostw Polski - brązowy, srebrny i złoty.

Czy miałeś już w karierze jakieś przykre kontuzje?

- Oprócz tej obecnej, to nic poważniejszego do tej pory nie było. Tylko "zwykle" skręcenia... Chociaż nie, raz miałem złamaną nogę w kostce. Ale oprócz tego, to same skręcenia, naciągnięcia, kontuzje typowe dla piłki ręcznej. Dopiero teraz taka pierwsza poważniejsza, którą musiałem leczyć na stole operacyjnym.

Kiedy wrócisz do pełni zdrowia?

- Myślę, że na lipiec będę gotowy. W przygotowaniach do nowego sezonu wezmę udział od początku, będę już w 100 procentach sprawny. Nie ma co się spieszyć. Do końca maja przechodzę rehabilitację, a od czerwca mozolna praca i powrót do sprawności, czas na odbudowanie mięśni.

Odejdźmy nieco od piłki ręcznej. Słyszałem, że również jesteś kibicem żużla...

- O tak, zdecydowanie. Od najmłodszych lat chodzę na każdą imprezę żużlową, na jaką mogę. Czy to w Ostrowie Wielkopolskim czy we Wrocławiu, gdzie teraz mieszkam. Byłem parokrotnie na Grand Prix. Jestem takim zagorzałym fanem żużla.

A komu kibicujesz?

- Oczywiście mojemu zespołowi z Ostrowa, który powstał niedawno, Ostrovii Ostrów Wielkopolski. Natomiast w Ekstralidze to Betard WTS Wrocław. Byłem na pierwszym meczu z Caelum Stalą Gorzów i muszę przyznać, że trochę się zawiodłem na tym torze. Tak naprawdę nic się nie działo. Ale generalnie skład jest dobry, wierzę, że ten tor się ułoży i kibice doczekają się ciekawych zawodów, a sam zespół będzie walczył o coś więcej niż utrzymanie. Szkoda tylko, że sprzedali Tomka Jędrzejaka, zawodnika z mojego miasta. Wydaje mi się, że teraz zdobywałby więcej punktów. Mam też nadzieję, że Piotr Świderski szybko wróci do pełni zdrowia.

Przed sezonem dużo mówiono o nowych tłumikach. Jaki jest twój pogląd na tę sprawę?

- Pomysł zupełnie nietrafiony, bo zabiłby piękno tego sportu. Przecież o to chodzi, gdy idziesz na żużel, chcesz słyszeć ten hałas, poczuć ten zapach metanolu. Dobrze, że w Polsce to nie weszło w życie, ale w innych krajach to chyba funkcjonuje. W przyszłym roku to niestety najprawdopodobniej "przejdzie". Chociaż też słyszałem opinie, że to dla zdrowia zawodników, również wtedy silniki się nie przegrzewają.

Jak już "krążymy" po tematach nie związanych z piłką ręczną, to powiedz, jaki był twój ulubiony przedmiot w szkole.

- WF! (śmiech) Ale oprócz wychowania fizycznego z wiadomych względów, to chyba matematyka. No, w końcu to przedmiot z którego zdawałem maturę.

Wracając do naszej rzeczywistości ligowej, to ten sezon jest chyba dla was bardzo trudny. Kontuzje nie omijają...

- No tak... Kolejny raz Adam Świątek, złamane śródstopie. Znowu Grzegorz Garbacz - złamane śródręcze. W Głogowie, gdzie jeszcze Mariusz Gujski dostał czerwoną kartkę, graliśmy trzema skrzydłowymi. Piotrek Swat grał na środku, a Łukasz Kłos na skrzydle. Teraz jak przytrafi się jakaś kartka czy uraz to znów jeden ze skrzydłowych będzie musiał grać na rozegraniu. Albo bramkarz, bo akurat u nas wszyscy bramkarze zdrowi. Nie ma co się załamywać, trzeba grac dalej. Już tyle wytrzymaliśmy w takim składzie, więc musimy dograć jeszcze te dwa mecze i uniknąć spotkań barażowych. Nie wyobrażam sobie tego, że spadniemy.

Jakie są twoje cele, marzenia?

- Cel na razie taki, żeby dojść do pełnej sprawności. A marzenie? Uniknąć w przyszłości kontuzji. Sportowe cele to na pewno to, żebyśmy w przyszłym sezonie ze Śląskiem zawalczyli o coś więcej niż tylko utrzymanie. Chciałbym, abyśmy byli "czarnym koniem" rozgrywek.

A myślisz jeszcze o grze w kadrze?

- Wiadomo, że to jest marzenie każdego sportowca. Trzeba jednak patrzeć realnie, już najmłodszym zawodnikiem nie jestem, znam swoje miejsce w szeregu. Aczkolwiek kiedyś na pewno chciałbym spróbować.

Komentarze (0)