Kielczanie pojechali do Zagrzebia po zwycięstwo, które miało przedłużyć ich przygodę w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. Żółto-biało-niebiescy już dawno nie byli w sytuacji, w której o awans do dalszej fazy rozgrywek musieli walczyć do ostatniej kolejki, a co gorsza nie wszystko zależało od nich.
Gracze Industrii bezwzględnie musieli zdobyć dwa punkty w starciu z mistrzami Chorwacji - tu nie było już żadnego marginesu błędu, nic innego niż zwycięstwo nie dawało im nadziei na wyjście z grupy. Przepustka kielczan do fazy play-off była jednak w rękach szczypiornistów z Barcelony i Kolstad. Fani z województwa świętokrzyskiego musieli liczyć na to, że mająca już pewne pierwsze miejsce w "Duma Katalonii" nie straci punktów w starciu z Norwegami.
Wicemistrzowie Polski byli pod sporą presją i już w pierwszych akacjach było widać, że doskonale zdają sobie z tego sprawę. Goście zaczęli nerwowo, za to zagrzebianie starali się pożegnać z rozgrywkami dając swoim fanom prawdziwe widowisko.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak został legendą. Niebywałe, co stało się na drugi dzień
W szeregach gospodarzy fantastyczne otwarcie zaliczył Matej Mandić - z pierwszych sześciu rzutów żółto-biało-niebieskich odbił aż cztery, dzięki czemu jego koledzy mogli szybko zbudować przewagę. Chorwaci zaczęli od prowadzenia 5:2, ale na szczęście wtedy dobry fragment zaliczyli szczypiorniści kieleckiej siódemki, zdobyli trzy trafienia z rzędu i doprowadzili do remisu.
Piekielnie mocnymi uderzeniami bramkę Mandicia atakował Hassan Kaddah, sprytem popisywali się Francuzi grający w Industrii, dobrą zmianę między słupkami dał Miłosz Wałach i po świetnym fragmencie to kielczanie zdołali odskoczyć na cztery bramki. Gospodarze też wyciągali pomocną rękę.
Druga połowa zaczęła się dla wicemistrzów Polski jednak gorzej niż źle - gospodarze grubą kreską oddzielili wydarzenia z pierwszej części spotkania, rzucili się do ataku i całkowicie zdominowali rywali. Szczypiorniści z Zagrzebia zaliczyli serię pięciu bramek z rzędu i nie dość, że błyskawicznie odrobili straty, to jeszcze zdołali odzyskać dwubramkowe prowadzenie. Ogromna w tym zasługa Damiana Przytuły, który był autorem aż trzech z tych trafień i już po kilku minutach było wiadomo, że będzie mógł być zadowolony z debiutu w drużynie mistrzów Chorwacji.
Kielczanie znów mieli ogromne kłopoty z pokonaniem Mandicia, udało się im to dopiero po ośmiu minutach. Od tego momentu pojedynek był naprawdę wyrównany. Żółto-biało-niebiescy zdołali jednak przejąć inicjatywę i po chwili znów prowadzili czterema trafieniami.
To jednak nie był koniec emocji, gospodarze ani myśleli się poddawać i starali się sukcesywnie odrabiać straty. Aż cztery razy zbliżyli się do wicemistrzów Polski na jedną bramkę. Naciskali, naciskali i w końcu udało im się dopaść wicemistrzów Polski - w 58. minucie Timur Dibirow doprowadził do remisu po 26. Przyjezdni znaleźli się w ogromnych opałach.
Kielczan z tarapatów wykaraskał gol Michała Olejniczaka. Nerwy jednak nie opadły. Na szczęście dla Industrii zagrzebianie nie zdołali odpowiedzieć. Polski zespół też miał ogromne trudności z wykończeniem akcji, która dałaby im dwubramkowe prowadzenie.
Rzut wolny wykonywany przed Kaddaha obronił Mandić, ale piłkę zebrał Tomasz Gębala. Co prawda wicemistrzowie Polski nie zdołali już rzucić, ale ukradli czas Chorwatom.
Chwilę przed ostatnim gwizdkiem sędziego w Zagrzebiu FC Barcelona pokonała Kolstad Handball 36:27, dzięki czemu kielczanie tańcem radości mogli świętować awans do fazy play-off Ligi Mistrzów.
Liga Mistrzów, 14. kolejka:
HC Zagrzeb - Industria Kielce 26:27 (12:15)