Polska rozpoczęła mecz lepiej niż wcześniejsze w grupie I. Skutecznie broniły Adrianna Płaczek i Barbara Zima, a ich wysiłek nie szedł na marne dzięki bramkom w ofensywie. Maksymalna przewaga Polek była trzybramkowa, ale nie udało się zachować ani jej części do przerwy. Pierwsza połowa zakończyła się remisem 14:14.
Po przerwie to Czarnogóra podniosła poziom gry, a Polkom przydarzyły się kosztowne przestoje. Mecz zakończył się porażką 28:30 Biało-Czerwonych i była to ich trzecia przegrana z rzędu w ME 2024.
- Jesteśmy bardzo zawiedzione, ponieważ ten mecz był w naszym zasięgu. Pokazała to pierwsza połowa. Niestety, w drugiej połowie powtórzył się scenariusz, w którym popełniamy za dużo własnych i niewymuszonych błędów. W efekcie rywalki rzucają na pustą bramkę i kontrują, co kończy się naszą porażką - mówi Dagmara Nocuń.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: gola zapamięta do końca życia. Co tam się stało?!
Po trzech porażkach, Polska jest na ostatnim miejscu w grupie. Szansa na przeskoczenie kogokolwiek w tabeli jest mała, ale jest jeszcze nadzieja na pozytywne pożegnanie się z mistrzostwami Europy. We wtorek przeciwnikiem zespołu Arnego Senstada będzie Rumunia.
- Po meczu z Czarnogórą na pewno czujemy niedosyt. Bardzo chciałyśmy wygrać i walczyłyśmy od początku do końca. Pierwsza połowa była bardzo wyrównana, ale w końcówce za bardzo pozwoliłyśmy przeciwniczkom na ich granie. Chodzi o grę jeden na jeden, którą lubią. Przez to pozwoliłyśmy na rzuty z szóstego metra. W końcowym rozrachunku zabrakło dwóch bramek do remisu - mówi Adrianna Płaczek.