Szczypiorniści z Szeged są w ostatnim czasie na fali wznoszącej. Przed przerwą reprezentacyjną podopieczni Michaela Apelgrena w rozgrywkach Ligi Mistrzów wygrali dwa spotkania z rzędu (w tym bardzo zacięty pojedynek z wicemistrzami Polski), do tego w sobotę pokonali swoich największych rywali na krajowym podwórku - graczy Veszprem HC. Chociaż na własnym parkiecie kielczanie zawsze są faworytami, Węgrzy chcieli zrobić wszystko, by utrzymać dobrą passę, świetne nastroje w zespole, ale przede wszystkim szansę na zajęcie drugiego miejsca w grupie B.
Żółto-biało-niebiescy mieli natomiast jeden cel - zepsuć przeciwnikom wizytę w Hali Legionów. Kielczanie musieli zrobić wszystko, by zrewanżować się za ostatnie spotkanie i zdobyć dwa punkty - w tabeli panuje bowiem spory ścisk i już teraz wiadomo, że o ostatecznym ułożeniu będą decydowały detale, a każdy punkt, a nawet każda bramka są na wagę złota.
Przyjezdni doskonale zaczęli, zanim wicemistrzowie Polski się obejrzeli już przegrywali 1:3. Gospodarze zareagowali jednak bardzo przytomnie, błyskawicznie doprowadzili do remisu, a po chwili sami wyszli na prowadzenie.
ZOBACZ WIDEO: "Nie takie nazwiska przegrywają". Kibice bronią selekcjonera Probierza
W 11. minucie żółto-biało-niebiescy odskoczyli na trzy trafienia, ale rywale na więcej im nie pozwolili. Natychmiast zareagowali, rzucili trzy bramki z rzędu i znów na tablicy wyników pojawił się remis.
Od tego momentu gra była naprawdę bardzo wyrównana, minimalną przewagę mieli gospodarze, ale Węgrzy nie dawali im chwili wytchnienia. Przede wszystkim obie ekipy postawiły na grę w ataku, defensywa z pewnością nie grała w tym starciu pierwszych skrzypiec.
Szczypiorniści z Szeged doskonale wykorzystywali szybkie wznowienia, starali się utrzymywać szybkie tempo, nie pozwalali kielczanom na ustawienie obrony. To przynosiło skutek. Gospodarze na szczęście odpowiadali bardzo sprytnymi zagraniami Artsioma Karaleka, dobry powrót po przerwie spowodowanej kontuzją zaliczył też Alex Dujshebaev.
Drugą połowę od powiększenia przewagi swojego zespołu do trzech trafień rozpoczął Arkadiusz Moryto. Kielczanie starali kontrolować boiskowe wydarzenia, ale rywale robili wszystko, by wytrącić ich z rytmu. Gracze z Szeged skutecznie odrabiali straty i szybko zminimalizowali przewagę wicemistrzów Polski do jednej bramki. W trudnym momencie gości postanowił jednak zaskoczyć Tomasz Gębala - rozgrywający trzy razy przyłożył z drugiej linii i zdezorientował obronę Madziarów.
Goście jednak nie odpuszczali - pierwszą szansę na doprowadzenie do remisu zmarnował Benjamin Szilagyi (jego siódemkę obronił Sandro Mestrić), ale po chwili atak poprawił Janus Dadi Smarason i walka rozgorzała się na nowo (28:28).
Wystarczyło jednak niespełna piętnaście sekund, by sytuacja obróciła się o 180 stopni - niestety na niekorzyść polskiej ekipy. Kielczanie stracili dwie bramki z rzędu i tym razem to oni musieli odrabiać. O przerwę dla swojego zespołu poprosił Tałant Dujszebajew, ale czasu na reakcję żółto-biało-niebiescy mieli niewiele, do końca meczu zostało niecałe dziesięć minut.
Gospodarze jednak nie mogli odnaleźć się w ofensywie, najpierw nieskuteczny był Maqueda, a w kolejnej akcji Daniel Dujshebaev totalnie pogubił się w kontrataku. Przyjezdni wyciągali pomocną rękę, też popełniali błędy, ale kielczanie ich nie wykorzystywali.
Końcówka to była prawdziwa nerwówka. Kielczanie wykorzystali podwójne osłabienie rywali, zmniejszyli straty do jednego trafienia, ale gdy na parkiecie siły się wyrównały goście błyskawicznie odskoczyli.
Industria Kielce - OTP Bank-Pick Szeged 31:35 (19:17)