Mateusz Kołodziej: Co pana skłoniło do przyjęcia propozycji kieleckich działaczy?
Marek Smolarczyk: Po prostu od kilku już lat nie prowadziłem żadnej drużyny... Jestem z Kielc, pracuję z młodzieżą w klasie sportowej, dlatego nie chciałem ruszać się poza nasze miasto. Jest to mój zawód, dlatego każde wyzwanie trzeba przemyśleć i się go podjąć. Ja lubię trudne wyzwania, dlatego przyjąłem propozycję prowadzenia KSS-u.
Zbyt wiele czasu na przemyślenie oferty chyba jednak pan nie miał...
- To prawda, nie miałem za bardzo czasu na przemyślenie tej decyzji. Jednak wiedziałem, że sytuacja klubu jest bardzo trudna. Poprzedni trener zrezygnował z dnia na dzień, działacze mieliby duży problem ze znalezieniem nowego szkoleniowca. W rozmowach z zarządem powiedzieliśmy sobie, że robimy wszystko, aby te "klocki" poukładać. Jeśli się uda będzie super, jeśli nie - mówi się trudno.
Sytuacja nie jest jednak klarowna. Nigdy wcześniej nie pracował pan przecież z kobietami.
- Wydaje mi się, że łatwiej jest trafić z drużyny męskiej do żeńskiej, niż odwrotnie. Nie obawiam się, bo tak jak powiedziałem wcześniej, ja uwielbiam trudne wyzwania. Wiem, że trener prowadzący mężczyzn musi inaczej podchodzić do zajęć z zespołem niż szkoleniowiec żeńskiej drużyny. Piłka ręczna, czy to kobiet, czy mężczyzn jest bardzo podobna. Oczywiście, że są rzeczy, które panie wykonują słabiej, jednak większość elementów jest bardzo do siebie podobna. Ja po pierwszych zajęciach z zespołem zauważyłem, że dziewczyny bardzo solidnie podchodzą do pracy. Bardzo mnie to cieszy, bo jest to bardzo ważna sprawa. Nie zmienię tego, co było wcześniej. Nie wiem, jak było podczas przygotowań do sezonu. Zdaję jednak sobie sprawę, ze ruszyły one dopiero w sierpniu, dlatego trudno wymagać od tych dziewcząt, żeby na 100 procent były przygotowane do gry w ekstraklasie.
Chyba największym problemem jest, że kieleckiej drużynie brakuje przede wszystkim doświadczenia. Zdecydowana większość pańskiego zespołu to jeszcze juniorki.
- Nie ulega wątpliwości, że jest to bardzo młody zespół. Większość składu to dziewczyny, które zdobyły w poprzednim sezonie mistrzostwo Polski juniorek. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że najlepsze trzy opuściły zespół. To jest ta bolączka, z którą musimy walczyć. Jest w drużynie kilka bardziej doświadczonych zawodniczek. Nie wiem czy to wystarczy do zrealizowania naszego celu. Czas na pewno pracuje jednak na naszą korzyść. Z każdego meczu drużyna wynosi nowe doświadczenia, które w przyszłości mogą okazać się bezcenne.
Pierwszą okazją do sprawdzenia umiejętności pańskich podopiecznych był rozgrywany niedawno w naszym mieście memoriał im. Andrzeja Kowalczyka. Jak w pana oczach wypadł w nim zespół KSS-u?
- Dziewczyny pokazały, że stać je na dobrą grę, szczególnie w pierwszym meczu z litewskim Egle Wilno. Przez większość spotkania konsekwentnie realizowały to, co założyliśmy sobie przed meczem. Co prawda był taki okres, w którym przez kilka minut straciliśmy kilkubramkową przewagę, jednak potem zespół znów "zaskoczył". To dowód, że drużyna chce i potrafi walczyć.
O punkty w najbliższych meczach ekstraklasy będzie jednak wyjątkowo ciężko. Już w pańskim ligowym debiucie udajecie się do hali mistrza Polski.
- Ostatnie dwie kolejki tej rundy są bardzo ciężkie. Gramy z mistrzem, a potem wicemistrzem Polski. Oczywiście nie będziemy w tych spotkaniach odpuszczać, mimo że skazywani jesteśmy na pożarcie. Na pewno są to klasowe zespoły. Nie ulega wątpliwości, że będzie ciężko o jakąkolwiek sensację. Chcemy jednak zaprezentować się z dobrej strony i poprzez te mecze dobrze przygotować się na pierwszą kolejkę rundy rewanżowej, gdy zagramy bardzo ważny mecz (z 10 w tabeli SPR-em Olkusz - przyp. red.). Właśnie w tym spotkaniu poznamy odpowiedź, na ile realne są nasze szanse, aby wydźwignąć się z tego ostatniego miejsca.
Wydaje się, że właśnie w spotkaniach przed własną publicznością pański zespół powinien liczyć na zdobycze punktowe.
- Musimy walczyć przede wszystkim z zespołami z dolnej części tabeli. Tu będziemy upatrywać swojej szansy. Nie oznacza to jednak, ze nie będziemy walczyli z silniejszymi rywalami. Jeżeli jakiś zespół nie będzie zbyt dobrze dysponowany, będzie okazja ich przycisnąć i wygrać, oczywiście będziemy próbowali. Nie spodziewałbym się jednak jakichś supersensacji.