Dziennikarze przerywali treningi, wchodzili na murawę. Polski trener rzucił wyzwanie PSG

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Krzysztof Zięcik
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Krzysztof Zięcik

Tych dni nigdy nie zapomną. Dziennikarze byli wszędzie. Włazili z kamerą na boisko, wyciągali piłkarzy w trakcie ćwiczeń. Polski trener, Krzysztof Zięcik, w życiu nie udzielił tylu wywiadów. W końcu niecodziennie amatorska drużyna gra z PSG.

Życie Krzysztofa Zięcika, polskiego trenera mieszkającego w północnej Francji, płynęło miło i spokojnie. Aż któregoś dnia wylosowano pary 1/32 Pucharu Francji. Do klubu Entente Feignies Aulnoye Football Club, którego nazwę wielu kibiców również we Francji słyszało po raz pierwszy, losujący dołożył karteczkę z napisem Paris Saint-Germain. Następnego dnia zaczęło się szaleństwo.

- Od rana na nasze treningi zaczęły ściągać ekipy telewizyjne. Nie przeżyłem czegoś takiego wcześniej. Musieliśmy udzielać cały czas wywiadów, zadawano sporo pytań, które i nas wprawiały w osłupienie. Każdy chciał wszystko o nas wiedzieć – opowiada Krzysztof Zięcik.

Na stadionie małego klubiku trwała więc odwieczna "walka" mediów z działaczami i trenerami. - Wyciągali nam zawodników podczas ćwiczeń, żeby ich o coś podpytać. Tego było za dużo. W pewnym momencie odwróciliśmy się z drugim trenerem, akurat zawodnicy mieli taką gierkę w kółku. Nagle patrzę, a tam jest jeden zawodnik więcej. Co więcej, ma kamerę i filmuje nogi zawodników. Szaleństwo - śmieje się Zięcik.

Na zdjęciu: mecz z PSG/fot. archiwum prywatne
Na zdjęciu: mecz z PSG/fot. archiwum prywatne

Jego drużyna występuje w odpowiedniku naszej 4. ligi, a więc na piątym poziomie rozgrywkowym. - Prowadzimy ją razem z moim przyjaciele Jeanem Antunesem. Mamy 80 kilometrów, więc jeździmy zawsze razem samochodem i razem wracamy. Można więc powiedzieć, że samochód jest jak biuro, tu dokonujemy analiz, obmyślamy strategię, podejmujemy decyzje - mówi Zięcik.

Plan na mecz z PSG był prosty: - Chcieliśmy jak najdłużej utrzymać się w grze, tym bardziej, że nie było dogrywki, tylko od razu karne. W tym upatrywaliśmy naszej szansy - mówi.

Krzysztof Zięcik pochodzi ze Szczecina. Jest wychowankiem Pogoni. Grał w piłkę w tutejszych klubach, potem przeniósł się do Jastrzębia, gdzie grał na poziomie 1. ligi (obecnej Ekstraklasy) a na koniec kariery wyjechał do Francji. - Nigdy wcześniej nie byłem we Francji, więc chciałem spróbować. Fajna przygoda. Ta przygoda trwa już 30 lat. Zięcik został we Francji na stałe. - Przyjechaliśmy z małą córeczką, na miejscu urodziła się druga córka. Mnie najpierw poproszono o to, żebym został jeszcze rok. A potem jeszcze rok. I kolejny. A potem zacząłem robić uprawnienia trenerskie. Doszedłem aż do najwyższych uprawnień UEFA Pro. Czas zleciał. A potem... dzieci nie chciały wracać do Polski, tu były u siebie. A my z żoną zawsze wychodziliśmy z założenia, że dom twój jest tam, gdzie są twoje dzieci - opowiada.

We Francji największą rozpoznawalność dała mu praca asystenta selekcjonera reprezentacji Gwinei. Wtedy Robert Nouzaret, uznany szkoleniowiec francuski, poprosił go o pomoc przy prowadzeniu kadry. Doprowadzili drużynę do ćwierćfinału Pucharu Narodów Afryki, gdzie jednak zostali rozbici przez wielką drużynę Wybrzeża Kości Słoniowej. - To była fantastyczna przygoda, nie mogę obiecać, że nigdy do Afryki nie wrócę - śmieje się.

Na zdjęciu: Krzysztof Zięcik
Na zdjęciu: Krzysztof Zięcik

Zięcik od lat pracuje na niższych poziomach we Francji. Mówi, że miał raz ofertę z Polski, ale nie chce zdradzać nazwy klubu. - Musiałbym wyjechać z dnia na dzień, rzucić wszystko, żeby dostać posadę ratownika. Nie zdecydowałem się i nie żałuję - mówi. Wybrał spokojne i pewne życie.

Spokojne aż do grudnia 2021. Bilety na mecz wyprzedały się w 2 dni. Rozgrywano go na stadionie w Valenciennes. Co ciekawe, miejscowa drużyna również grała Puchar Francji, ze Strasbourgiem. Na stadion przyszło 3 tysiące widzów. Na mecz S.C. Feignies zjawiło się 25 tysięcy. - Bilety nie były drogie, po 20 euro. Nie chodziło o biznes. Gdyby prezes chciał zarobić na tym, zrobiłby mecz w Paryżu. Pełny stadion, koszty żadne. Chodziło o święto w regionie. Na swoje wyszliśmy, a jeszcze PSG oddało nam swój zarobek z meczu. We Francji to jest standard, że kluby profesjonalne oddają amatorskim pieniądze z meczów pucharowych - mówi Zięcik.

PSG podeszło do meczu bardzo poważnie. Leo Messi co prawda nie przyjechał, ale było wystarczająco dużo gwiazd. - Zobaczyliśmy z bliska, ile znaczy Kylian Mbappe. Niewiarygodny zawodnik. Jego szybkość, technika, wszystko było oszałamiające. Mbappe wypracował dwa karne. Jednego z nich sam wykorzystał. Do tego dołożył jeszcze kolejną bramkę. Trochę szkoda, bo drugi karny był mocno naciągany, do tego sędzia nie dał karnego dla nas. Gdyby nie to... kto wie - zastanawia się Zięcik. Zagrało też kilku innych topowych zawodników. Sergio Ramos, Marco Verratti, Presnel Kimpembe, Mauro Icardi czy uważany za jeden z największych talentów Europy Xavi Simons.

Jego klub odpadł, ale wstydu nie przyniósł (0:3). W tej samej rundzie Bordeaux rozniosło zespół z tej klasy rozgrywkowej 10:0. - Walczyliśmy znakomicie, może zabrakło nam trochę armat z przodu. Cieszymy się, że rywale podeszli do meczu poważnie, co widać było po strzelonych bramkach, że autentycznie się cieszą. My z kolei, widząc, że nie ma już na wiele szans, zrobiliśmy maksymalną możliwą liczbę zmian, tak żeby każdy mógł pograć z wielkim PSG - śmieje się polski trener.

Po spotkaniu zawodnicy PSG jak zwykli śmiertelnicy pogadali ze swoimi kolegami z Feignes, a trenerzy mogli podzielić się spostrzeżeniami z Mauricio Pochettino. - Świetny facet. Wielu trenerów z topu odwraca głowę i udaje, ze cię nie widzą, a on pogadał z nami jak równy z równym. Fajne przeżycie, do zapamiętania na wiele, wiele lat - mówi Zięcik.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: do rzutu wolnego podszedł... bramkarz. Zobacz, co z tego wyszło!

Źródło artykułu: