Biało-Czerwoni wywiązali się z roli faworyta i zapewnili sobie udział w eliminacyjnej dogrywce, która odbędzie się w drugiej połowie marca przyszłego roku. Poniedziałkowe starcie z Węgrami nie zmieni już układu sił w grupie I.
- To oczywiście zasłużone zwycięstwo, choć zakładałem, że nie stracimy bramki i będzie do zera. W takich meczach jak z Andorą wynik liczę od trzech goli wzwyż, więc trudno mówić, że było efektownie. Mieliśmy jeszcze kilka sytuacji, ale czasem brakowało wykończenia. Brakowało mi też zmuszenia gospodarzy do większego biegania - ocenił Grzegorz Lato.
Największy minus piątkowej potyczki to stracony gol - zwłaszcza że wcześniej nie zachowaliśmy czystego konta także w starciu z San Marino. - To wyjątkowo głupio stracona bramka. Przecież graliśmy w przewadze i tym bardziej nie powinno się to zdarzyć. Zobaczymy z kim przyjdzie nam się zmierzyć w barażach, ale jeśli nie będziemy mieć szczęścia w losowaniu i wpadniemy na kogoś mocnego, takie błędy w tyłach mogą wiele kosztować - dodał król strzelców MŚ 1974.
ZOBACZ WIDEO: Koniec piłki nożnej, jaką znamy? Robert Lewandowski nie wróży dobrej przyszłości
Wszystko co najważniejsze w batalii o mundial, tak naprawdę dopiero przed nami. - Ciągle czekamy, z kim przyjdzie nam się tłuc o awans. W grupie eliminacyjnej układ sił był jasny od początku. Już na starcie straciliśmy punkty z Węgrami i to sprawiło, że nawet przez chwilę nie zbliżyliśmy się do walki o 1. miejsce. Anglicy nie byli zagrożeni - zaznaczył.
Co może nas czekać w barażach? Zdaniem Laty nie zdecydują tylko umiejętności. - Trzeba dwa razy wygrać, a nie ma rewanżów, więc nie można się pomylić. Trzymam kciuki za naszych, lecz przyda im się trochę szczęścia. Bez niego może być naprawdę ciężko - zakończył.