Tyle się mówi o koncentracji w piłce nożnej, bo jeden zły ruch może zniweczyć cały tydzień przygotowań. Lechia Gdańsk walczy o utrzymanie w PKO Ekstraklasie i każdy punkt jest dla niej na wagę złota, a początek poniedziałkowego meczu w Częstochowie można określić niczym jawny sabotaż.
Jeśli po kwadransie przegrywasz z Rakowem 0:2, w dodatku podarowując mu obie bramki, to nie masz prawa myśleć o korzystnym wyniku.
Pierwszy gol? Dośrodkowanie z rzutu wolnego, piłka spadła w polu bramkowym, ale żaden z zawodników Lechii nie miał zamiaru jej wybijać, więc z zamieszania skorzystał Jonatan Braut Brunes. Najgorsze miało jednak nadejść. Lechia wykonała aut, a następnie Rifet Kapić zagrał w poprzek boiska swoją gorszą prawą nogą. Wyszła z tego idealna asysta do Iviego Lopeza. Hiszpan co prawda potknął się na piłce, ale mimo to zagrał do Brunesa, a ten dopełnił formalności.
Przy pierwszym trafieniu zawiniło paru zawodników. Blisko był m.in. Dominik Piła.
- Nie wiem z czego to wynikało. Brak koncentracji? Ciężko mi powiedzieć. Popełniliśmy proste błędy i później ciężko się podnieść - powiedział Piła.
ZOBACZ WIDEO: Nie zapunktowali w Lidze Mistrzów. Mimo to sporo zyskali
- Przede wszystkim źle, że w ogóle doprowadziliśmy do tego rzutu wolnego. Później wszystko działo się bardzo szybko. Piłka spadła, nie zdążyłem nawet wystawić nogi i niefortunnie odbiłem ją w złą stronę. W drugiej sytuacji "Riki" chciał po prostu zmienić stronę. To zawodnik grający odważnie i czasem takie pomyłki się zdarzają. Straciliśmy gola, ale pozostawało jeszcze sporo czasu. Nie przegraliśmy wtedy tego meczu - komentował Piła.
Lechia rozdawała prezenty niczym św. Mikołaj w Boże Narodzenie. - Rzadko kto tu w ogóle strzela gola, a co dopiero trzy, żeby zremisować mecz. Można powiedzieć, że podarowaliśmy dziś trzy bramki drużynie Rakowa. Na własne życzenie tak ułożyliśmy sobie ten mecz - powiedział obrońca Lechii.
Gdański klub po raz kolejny nie wykorzystał szansy, by wydostać się ze strefy spadkowej, ale u zawodników nie było widać zwątpienia. To druga przegrana z rzędu, jednak nikt nie wpada w panikę.
- Optymizm opieramy na tym, że nasza gra nie wygląda źle. Z piłką wyglądamy dość dobrze, kreujemy sytuacje. Dziś może zabrakło stuprocentowych, ale Raków naprawdę dobrze broni pole karne. Może przy odrobinie szczęścia mogło to wyglądać inaczej. Za tydzień zagramy z teoretycznie słabszym Górnikiem Zabrze. Wszystko będzie zależeć od naszej dyspozycji i z jakim podejściem przystąpimy do meczu. Będziemy walczyć do końca o utrzymanie. To nie jest misja niemożliwa. Jesteśmy bardzo blisko i kwestią czasu jest aż z tego wyjdziemy - podsumował Piła.
z Częstochowy Tomasz Galiński, WP SportoweFakty