Dariusz Tuzimek: Autobusem na podbój Europy

PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: radość piłkarzy Napoli po golu
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: radość piłkarzy Napoli po golu

Legia pojechała do Neapolu, zagrała archaiczny antyfutbol, przegrała 0:3 i jedyne z czego się musi cieszyć, że nie skończyło się porażką dwukrotnie wyższą. Tak brutalnie skończyła się bajka o królu Czesławie Wielkim Europejskim.

Wyczerpana do ostatniego tchu i zbita jak pies drużyna Michniewicza musi teraz – po trzech porażkach z rzędu – pojechać do Gliwic i pokazać, że wszystko z nią w porządku. Waldemar Fornalik w czwartek wieczorem zacierał ręce.

Któryś z kibiców zauważył, że taki przecież powinien być wynik lidera Serie A z… 15. drużyną z Ekstraklasy. Prowadzący Napoli Luciano Spalletti też – tak jak trenerzy Spartaka i Leicester – zlekceważył Legię. Nie wyciągnął żadnych wniosków z poprzednich meczów grupowych uznając, że przeciwko drużynie z Warszawy nie musi grać podstawowym składem. Czyli to 15. miejsce w polskiej lidze jednak robi wrażenie na trenerach rywali.

Ten ogon tabeli w Ekstraklasie głęboko ryje im wyobraźnię i podpowiada, że takie "ogórki" z Polski to nie mogą nic grać. Niesłusznie. Mogą grać z kontry i Michniewicz to gra zawsze. Jak zdartą płytę. W Neapolu Michniewiczowi znów mogło się udać. Wystarczyło, żeby piłka po strzale Mahira Emreliego odbiła się od słupka i wpadła do siatki, a znów byłoby tworzenie mitów o geniuszu taktycznym trenera.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tego byś się nie spodziewał po trenerze Roberta Lewandowskiego

Tylko rzecz nie w tym, żeby się Michniewiczowi jeszcze raz udało. Tylko, żeby Legia grała w piłkę. Futbol ma cieszyć, to ma być rozrywka, a nie gra w przetrwanie. Od oglądania takiej Legii bolą oczy. Stawianie po raz kolejny „autobusu” we własnym polu karnym to nie jest pomysł na taką drużynę jak Legia. Ktoś powinien powiedzieć Michniewiczowi – bo jeszcze krótko jest w mieście – że w Warszawie autobusy są jedynie środkiem komunikacji. A jeśli ktoś jest nimi tak bardzo zafascynowany, to powinien zostać dyrektorem w MZA a nie trenerem Legii.

Po meczu w Neapolu Artur Jędrzejczyk podsumował: "Musimy próbować grać w piłkę". Tyle, że jego trener nie chce grać w piłkę, woli w przeszkadzanie. Najlepszego piłkarza trzyma na ławce do 70. minuty, a na boisku gra napastnikiem… defensywnym Rafaelem Lopesem, który wślizgami broni własnej bramki. A co poza kontrą "na szybkiego z przodu" – ulubioną taktyką zespołów w A klasie – ma do zaproponowania Michniewicz? Nie wiadomo. A zgadnąć też trudno. W Europie czai się za autobusem, w kraju jego drużynę leje kto chce.

W dyskusjach na forach kibiców wraca wątek przegranego w 2016 roku w Lidze Mistrzów meczu z Borussią Dortmud aż 4:8. Wtedy Jacek Magiera – pamiętając że Besnik Hasi, prowadzący Legię w pierwszym meczu, w Warszawie przegrał z BVB aż 0:6 – uznał, jeśli drużyna ma się czegoś nauczyć, to musi próbować grać w piłkę. Legia straciła aż 8 goli, ale strzeliła cztery i nie wracała tak poturbowana mentalnie jak ta ekipa z Neapolu.

Że Legia musiała tak grać, bo na nic innego nie miała szans z Napoli? Widocznie piłkarzom Sheriffa Tyraspol ktoś zapomniał powiedzieć, że z Realem Madryt też nie mają szans. Nieuprzedzeni i nieświadomi swojej niższości Mołdawinie pojechali do stolicy Hiszpanii i wygrali mecz Ligi Mistrzów 2:1.

Obecny trener nie rozwija Legii. Szuka drogi na skróty, szuka usprawiedliwień dlaczego mu nie wychodzi z drużyną, w którą włożono miliony euro i do której kupiono latem dziesięciu piłkarzy.

Michniewicz przegrał w Ekstraklasie już 6 meczów na 9 i nadal można przeczytać tu i ówdzie, że to dobry trener. Nie pojmuję tego. Na taki bilans to krzywiliby się nawet w Niecieczy (jedna porażka mniej!). A co dopiero w Legii?! Mówimy o trenerze, który najprawdopodobniej przegrał mistrzostwo kraju już w październiku. No tego na Łazienkowskiej – w czasach nowożytnych, gdy Legia jest krajową potęgą – jeszcze nie grali.

Opowieści o milionach euro, jakie klub zarobił w tym sezonie na udziale w Lidze Europejskiej są prawdziwe, ale i szkodliwe zarazem. Bo sugerują, że trenera można rozgrzeszyć za niepowodzenia w Ekstraklasie. Nie, nie można. Nawet nie dlatego, że kibice wywiesili swego czasu na "Żylecie" swoje motto: "Mistrzostwo to nie wszystko, ale wszystko bez mistrzostwa to ch…". Otóż warto pamiętać, że drużyna z naszej ligi, która nie wygrywa Ekstraklasy, nie ma szans zagrać w przyszłym sezonie w Lidze Europy. Tam może trafić jedynie mistrz Polski, gdy odpadnie w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Druga i trzecia lokata w lidze daje prawo gry jedynie w Lidze Konferencji, gdzie te finansowe konfiturki są już dużo mniejsze. A i tak trzeba się przebijać do fazy grupowej LK przez wielostopniowe eliminacje. Że nie jest to łatwe przekonał się w tym sezonie np. silny Raków Częstochowa, który przecież Legię na Łazienkowskiej ograł.

Więc opowiadanie o tym, jakie pieniądze zarobiła Legia teraz, bez dostrzegania jakie straci bez mistrzostwa w przyszłym roku jest krótkowzrocznością. Albo propagandą sukcesu medialnej grupy wsparcia Czesława Michniewicza. Nie warto dać sobie robić wodę z mózgu. Gdy słyszę, że warto dać trenerowi wyprowadzić drużynę z kryzysu, to chce mi się śmiać. Bo to nie jest żaden chwilowy kryzys. Legia gra słabo w lidze od pół roku. Ale co gorsza, ona zamiast się rozwijać to się zwija. Gra najbardziej nieefektowny futbol w ostatnich latach. Pomysł by wygrywać w lidze po 1:0 jest pomysłem niegodnym Legii i szkoda, że jest w Warszawie w ogóle realizowany. Nie wiem jak Legia wypadnie w Gliwicach, ale jeśli Michniewicz wytrwa na stanowisku jeszcze tydzień, to ma szansę w końcu wygrać. Ze Świtem Skolwin w Pucharze Polski. Dobrze radzę nie lekceważyć drużyny z czwartego poziomu rozgrywek. Może przynajmniej tym razem autobus będzie potrzebny jedynie do zawiezienia drużyny na mecz?

Dariusz Tuzimek

Czytaj także: 
Zawaliła się trybuna! Stadion zamknięty do odwołania
Koniec rundy dla obrońcy Warty Poznań

Źródło artykułu: