Trudno przestawić się Robertowi Lewandowskiemu na zwykłe ligowe gry. Zaczyna przypominać robotnika, który przychodzi na stadion na drugą zmianę, podbija kartę i po 90 minutach idzie do domu. Tak było z Eintrachtem Frankfurt, gdzie napastnik Bayernu Monachium przez większość czasu był niewidoczny. Miał swoje momenty, gdzie był blisko strzelenia bramki, ale to nie był wielki dzień polskiego snajpera.
Już na początku Polak uderzył głową, ale nie udało mu się zaskoczyć Kevina Trappa. Ale potem zrobił swoje. W 30. minucie zaliczył prostą, ale kapitalną asystę. Zagrał z pierwszej piłki do Leona Goretzki, a pomocnik Bayernu uderzył precyzyjnie przy słupku. Była to pierwsza asysta naszego supersnajpera w sezonie.
Za chwilę mogło być 2:0, ale świetnie w sytuacji sam na sam z Leroyem Sane spisał się Kevin Trapp. Zresztą 31-letni bramkarz pokazał w tym meczu, dlaczego zaliczył 5 spotkań w kadrze narodowej Niemiec i dlaczego rozegrał ponad 60 meczów ligowych w barwach Paris Saint Germain. Trapp bronił jak w transie, zwłaszcza w drugiej połowie. Gdy kilkanaście minut po zmianie stron wybronił uderzenie Roberta Lewandowskiego z kilku metrów, było w tym już coś z amerykańskiego filmu o superbohaterze, gdzie ten porusza się wielokrotnie szybciej niż przeciwnicy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesięwsporcie: Kibice Realu pytają czy to Cristiano Ronaldo?
Zresztą, piłkarze Bayernu po niewykorzystanej szansie Sane, uspokoili się, jakby sądzili, że mecz jest wygrany. Zaczęli przypominać pociąg, który zbliża się do stacji i zaczyna zwalniać. Wykorzystali to rywale. Bramkę po rzucie rożnym zdobył strzałem głową Martin Hinteregger Austriak zrehabilitował się, bo przy golu dla Bayernu to on popełnił kluczowy błąd w wyprowadzeniu piłki.
Potem goście mieli jeszcze dwie znakomite sytuacje. Raz cudowną interwencją po strzale Almamy Toure popisał się Manuel Neuer. Jakby chciał pokazać Trappowi, że hierarchia w bramce reprezentacji Niemiec jest ustalona i żeby ten nie próbował tego podważać swoimi fantastycznymi paradami.
Julian Nagelsmann zapewne spocił się na ławce Bayernu, a Olivier Glasner mógł mieć satysfakcję. Austriacki szkoleniowiec Eintrachtu zapowiadał, że do Monachium jedzie po wygraną i choć była to zuchwałość to jednak zawodnicy z Frankfurtu pokazali, że nie żartował.
W drugiej połowie Bayern cisnął, a Eintracht wyprowadzał ataki. Przewaga w strzałach Bayernu była potężna, więc gdy w końcówce Filip Kostić uderzył piekielnie z ostrego kąta, Glasner aż wyskoczył z ławki jak oparzony. Zuchwałość popłaca!
Bayern, co tu dużo gadać, dostał za swoje. Wszyscy piłkarze Nagelsmanna, nie tylko Lewandowski, sprawiali wrażenie, jakby uważali, że na Bundesligę nie należy się wysilać, bo wygrana przyjdzie sama, jak bułka z masłem na śniadanie. Wiele razy zawodnicy z Monachium wygrywali różnicą jakości indywidualnej. Zawsze ktoś zrobi przewagę, zawsze ktoś zaprezentuje zaskakujący zwód. W końcu ta arogancja musiała zostać ukarana, w końcu musiało dojść do takie wpadki. Eintracht uczciwie zapracował na swoje trzy punkty.
Bayern Monachium – Eintracht Frankfurt 1:2 (1:1)
1:0 Goretzka 30’
1:1 Hinteregger 32’
1:2 Kostic 83’
Składy drużyn
Bayern: Neuer – Suele (76. Sabitzer), Upamecano, Hernandez, Davies - Kimmich, Goretzka – Gnabry (70. Musiala), Müller, Sane (81. Chopupo-Moting) - Lewandowski
Eintracht: Trapp – Tuta (85. Chrustić), Ilsanker, Hinteregger – Toure (61. Da Costa), Sow, Jakic, Chandler – Lindstroem (61. Hauge), Kostic – Borre (78. Lammers)
Sędziował: Florian Badstuebner
Żółte kartki: Upamecano, Davies - Hauge