Eliminacje MŚ 2022. Węgry - Polska: co za mecz! Thriller w Budapeszcie!

PAP/EPA / Zsolt Szigetvary / Na zdjęciu od lewej: Attila Fiola, Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik
PAP/EPA / Zsolt Szigetvary / Na zdjęciu od lewej: Attila Fiola, Robert Lewandowski i Arkadiusz Milik

Jeżeli w sytuacjach kryzysowych rodzi się drużyna, to polscy piłkarze zdali właśnie pierwszy test charakteru. Wyszli z opresji, mimo że było już bardzo źle - przegrywaliśmy 0:2. Pomogły zmiany. Szkoda że dokonane dopiero po godzinie.

W tym artykule dowiesz się o:

Z Budapesztu Mateusz Skwierawski

Paulo Sousa ryzykował od początku krótkiej, dwumiesięcznej kadencji. Zaskoczył, nie powołując do kadry Tomasza Kędziory. Zmienił ustawienie - z czwórki obrońców na trójkę z "wahadłowymi" po bokach. Posadził na ławce Kamila Glika, który w ostatni latach grał w kadrze zawsze. I na końcu - Sousa w miejsce Glika wstawił Michała Helika, kompletnego debiutanta. To domino niespodzianek podświadomie mogło dawać nam nadzieję na "lepsze jutro". Można było uwierzyć w głębszą wizję trenera. Boisko brutalnie zweryfikowało jednak drużynę i szkoleniowca. Każdego z trzech goli Biało-Czerwoni stracili po serii prostych błędów.

Zaczęło się od straty piłki przez Jakuba Modera już na początku meczu. Wtedy Węgrzy po raz pierwszy kopnęli piłkę na połowę Biało-Czerwonych. Attila Fiola podał piłkę prostopadle, a Roland Sallai uciekł naszym obrońcom. Mało brakło, a napastnik rywali zgubiłby piłkę, powoli wytracał rytm biegu, ale zdążył oddać strzał. Wojciech Szczęsny chyba nie wierzył w umiejętności rywala, bo wyglądało to tak, jakby zlekceważył przeciwnika i źle ustawił się między słupkami. Sallai uderzył w kierunku bliższego rogu bramki, ale wcale nie tuż przy słupku. Szczęsny powinien był obronić ten strzał, ale wpuścił piłkę do bramki.

Wstrząs nie podziałał dobrze na naszą drużynę. Nie było widać pomysłu na grę. Na to jak zaatakować rywala. Rozegranie piłki z obrony do skrzydeł było nadzwyczaj czytelne. Rywale łatwo blokowali nasze akcje.

Po 15. minutach Robert Lewandowski miał tylko jedno celne podanie! To było zagranie piłki do kolegi w momencie rozpoczęcia meczu!

Nasz kapitan mocno się irytował, z trybun dało się usłyszeć, jak sfrustrowany krzyczał głośno na kolegów. Nie dostawał podań, a jeżeli piłka leciała w jego stronę, to nie słuchała się nóg zawodnika Bayernu. Rywale ostro obchodzili się również z naszym kapitanem. Jeden z nich trafił go łokciem w głowę, czego Lewandowski nie mógł przeboleć. Miał pretensje do sędziego jeszcze w drodze do szatni na przerwę. Arbiter wtedy nie odgwizdał faulu.

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski zostanie prezesem PZPN? "To byłaby wielka sprawa"

Trener Sousa w pierwszej połowie wiele razy się irytował. Zwracał piłkarzom uwagę, by grali szybciej. Popędzał ich też, by od razu zeszli do szatni. W pierwszej połowie jego drużyna stworzyła tylko jedną okazję do zdobycia bramki. Po dośrodkowaniu Sebastiana Szymańskiego niecelnie głową uderzył Arkadiusz Milik.

Rady Sousy w przerwie nie przyniosły zmiany. Polacy drugą połowę rozpoczęli tak samo źle, jak pierwszą. I znowu stracili gola. Nie popisała się cała obrona, a zwłaszcza Helik, który nie upilnował Adama Szalaia. Napastnik Mainz uderzył na raty i za drugim razem pokonał Szczęsnego.

Szalai jest kompletnym przeciwieństwem Lewandowskiego. To najmniej skuteczny napastnik w Bundeslidze, ostatniego gola w tych rozgrywkach strzelił w grudniu 2019 roku. Jeszcze dłużej czekał na bramkę w kadrze.

Po jego golu selekcjoner polskiej kadry zareagował zmianami. Wprowadził na boisko Kamila Jóźwiaka, Krzysztofa Piątka i Kamila Glika. I wreszcie drużyna się przebudziła. W minutę wyrównali. Najpierw z bliska gola strzelił Piątek, po wcześniejszej wrzutce Jóźwiaka. Zaraz po rozpoczęciu przez Węgrów gry od środka boiska, Polacy przejęli piłkę i Piotr Zieliński zagrał do Jóźwiaka. Gracz Derby County wykorzystał sytuację sam na sam z bramkarzem i zrobiło się 2:2.

Gdy Polacy przycisnęli, można było się spodziewać, że pójdą za ciosem i dołożą jeszcze jedną bramkę. Tymczasem drużyna Sousy zwolniła, a z cienia naszych graczy zaczęli wychodzić gospodarze. I znowu Węgrzy doszli do głosu, tak jak w dwóch poprzednich przypadkach, po raz trzeci wepchnęli piłkę do naszej bramki. Z kilku metrów zrobił to Willi Orban po którymś z rzędu dośrodkowaniu.

Ale Polacy zdołali odpowiedzieć. W końcu uwolnił się Lewandowski, przyjął piłkę po silnym dośrodkowaniu z prawej strony boiska. Po czym atomowym strzałęm umieścił futbolówkę tuż pod poprzeczką bramki rywali.

Trzy bramki z Węgrami można było brać w ciemno. Kto się jednak spodziewał, że zespół Paulo Sousy tyle samo straci.

Węgry - Polska 3:3 (1:0)
1:0 - Roland Sallai 6'
2:0 - Adam Szalai 52'
2:1 - Krzysztof Piątek 60'
2:2 - Kamil Jóźwiak 61'
3:2 - Willi Orban 78'
3:3 - Robert Lewandowski 83'

Węgry: Peter Gulacsi - Attila Fiola, Willi Orban, Atilla Szalai, Gergo Lovrencsics - Laszlo Kleinheisler, Adam Nagy, Zsolt Kalmar, Szilveszter Hangya, Roland Sallai - Adam Szalai.

Polska: Wojciech Szczęsny - Bartosz Bereszyński, Jan Bednarek, Michał Helik (58. Kamil Glik), Arkadiusz Reca (79. Maciej Rybus) - Sebastian Szymański (59. Kamil Jóźwiak), Grzegorz Krychowiak, Jakub Moder (59. Krzysztof Piątek) - Piotr Zieliński, Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik (84. Kamil Grosicki).

Żółte kartki: Fiola, Lang, Nagy, Szalai - Helik, Bereszyński

Czerwona kartka
: Fiola (90+4 - za dwie żółte)

Sędziował: Felix Brych (Niemcy)

Widzów: brak

Czytaj także:
Paulo Sousa nie przełamał klątwy debiutu. Czekamy na to prawie ćwierć wieku
Krychowiak głosem narodu, Lewandowski pościł, Jóźwiak jak Midas

Źródło artykułu: