To wydarzenie, które zmieniło polską piłkę i dało społeczności piłkarskiej sporo nadziei. Kilka lat później, gdy Robert Lewandowski był już zawodnikiem bardziej ogranym i znaczącym więcej w światowej piłce, i my przestaliśmy czuć się jak ubodzy krewni na futbolowych salonach.
Tak naprawdę był pomysł, żeby powołać zawodnika, jeszcze Znicza Pruszków, na Euro 2008. Drużyna narodowa miała spore problemy kadrowe, zwłaszcza w formacji ataku. Ze składu wypadli z różnych względów Grzegorz Rasiak czy Radosław Matusiak. Już wcześniej zawodnika Znicza oglądał wiele razy Bogusław Kaczmarek, asystent Leo Beenhakkera. I wydawał mu entuzjastyczne opinie. Cezary Kucharski, były agent zawodnika, wspominał, że po jednym ze spotkań "Bobo" zadzwonił do niego i powiedział, że to będzie "dziewiątka w kadrze na lata". Na turniej do Austrii i Szwajcarii zawodnik jednak nie pojechał.
Można powiedzieć, że przegrał rywalizację z Tomaszem Zahorskim, co pewnie dziś brzmi nawet zabawnie. - Powołanie Roberta wtedy byłoby pewnie bardziej kontrowersyjne. Grał wtedy w Zniczu, a więc nawet nie w ekstraklasie. Nie sądzę, żeby opinia publiczna przychylnie się odniosła do tego pomysłu, pojawiłoby się zaraz pełno dziwnych komentarz, o złej selekcji i tak dalej - zauważa Kaczmarek.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Lewandowski o twarzy dziecka. Film podbija sieć
Można powiedzieć, że "Bobo Kaczmarek" jako jeden z pierwszych przewidział dużą karierę "Lewego". W rozmowie z Beenhakkerem powiedział, że to zawodnik o charakterystyce Fernando Torresa, zaś publicznie stwierdził, że "na razie jest czas Pawła Brożka, ale wkrótce zmieni go Lewandowski".
Jednak Beenhakker przez całe eliminacje prowadził szeroką selekcję, w sumie wybrał spośród 50 zawodników. Lewandowskiego nie było wśród nich. Miał wtedy łatkę zawodnika odstrzelonego przez Legię i wielu specjalistów patrzyło na niego sceptycznie.
W czterech pierwszych meczach sezonu 2008-09 nasz napastnik strzelił 3 gole w 4 spotkaniach ligowych. Wirtualna Polska zastanawiała się nawet, czy mamy polskiego Filippo Inzaghiego.
Powołanie go do kadry było oczywiste. W końcu, 10 września, "Lewy" wyszedł na boisko na stadionie w Serravalle w San Marino, w obecności 2300 widzów, Lewandowski zmienił Marka Saganowskiego. Nie był to wielki mecz. Męczyliśmy się ze słabym rywalem. Po golu Ebiego Smolarka z bliskiej odległości reprezentacja Polski prowadziła 1:0. Kilka minut później Ebi trafił w słupek, w odpowiednim miejscu znalazł się Lewandowski i z bliska wbił piłkę do bramki. Było 2:0.
DEBIUT -> GOL
— Łączy nas piłka (@LaczyNasPilka) September 10, 2020
Dziś mija 1⃣2⃣ lat od pierwszego występu i bramki @lewy_official w reprezentacji Polski
"Gol 20-letniego Roberta Lewandowskiego w debiucie to najważniejsze wydarzenie środowego meczu w San Marino" - napisała "Gazeta Wyborcza". Recenzje były bardzo dobre, ale jeszcze sporo wody musiało upłynąć w Wiśle, zanim Robert stał się bezsprzecznym numerem 1 w kadrze.
Doszło nawet do tego, że w sierpniu 2013 roku, w trakcie towarzyskiego meczu z Danią w Gdańsku, "Lewy" został wygwizdany przez rozczarowanych jego postawą kibiców. Ich oczekiwania rozbudził sam piłkarz. Cztery miesiące wcześniej potrafił strzelić cztery gole w półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt, a w drużynie narodowej był nieskuteczny.
Atmosfera wokół niego była do tego stopnia zła, że w pewnym momencie - w wyniku konfliktu z PZPN na tle marketingowym - Lewandowski nosił się z zamiarem przerwania reprezentacyjnej kariery.
Dopiero w 2014 roku, już za czasów Adama Nawałki, Lewandowski zaczął seryjne strzelanie dla Biało-Czerwonych. Sześć lat temu (07.09.2014), w meczu z Gibraltarem, trafił do bramki rywali czterokrotnie. Od tamtego czasu właściwie się nie zatrzymuje. Dziś jest najlepszym w historii strzelcem drużyny narodowej (61), rozegrał też w reprezentacji najwięcej spotkań (112).