Koronawirus. Holandia w dniu meczu z Polską. Od miesiąca dużo nowych przypadków. "To wynika z większej liczby testów"

Getty Images / Gerrit van Keulen / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Holandii
Getty Images / Gerrit van Keulen / Na zdjęciu: piłkarze reprezentacji Holandii

Holandia zagra z Polską przy pustych trybunach. Pandemia wciąż paraliżuje imprezy masowe, a nawet zdecydowanie mniejsze zgromadzenia. - Dwa tygodnie temu wprowadzono nową zasadę - można zaprosić do siebie maksymalnie sześć osób - mówi Van de Goor.

Były w historii zdecydowanie ważniejsze starcia piłkarskich reprezentacji Holandii i Polski, ale chyba żadne z nich nie było tak wyczekiwane przez kibiców. W piątek na Amsterdam Arenie obie ekipy wrócą do gry po przymusowej przerwie, która trwała aż 290 dni.

Niemal całkowite zatrzymanie międzynarodowego futbolu to tylko jedna z mniej istotnych zmian, jakie na życiu społecznym wymusiła pandemia koronawirusa. Jak to życie wygląda dziś w kraju, w którym Polacy rozegrają pierwszy mecz w rzeczywistości, w której dominuje strach przez nową, groźną chorobą?

Są wzrosty zachorowań, bo łatwiej zrobić test

W niespełna 18-milionowej Holandii na COVID-19 zachorowało do tej pory 72 tysiące osób (w Polsce 69 tys.). Zmarło ponad sześć tysięcy - trzykrotnie więcej niż w ponad dwukrotnie ludniejszej Polsce. Od początku sierpnia odnotowuje się tam 500-700 nowych przypadków dziennie. Dużo więcej niż między końcem maja a końcem lipca, gdy liczba nowych chorych rzadko przekraczała 200. To jednak nie oznacza, że przez
Holandię przetacza się druga fala koronawirusa.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry

- Wzrost liczby zarażonych osób wynika z większej liczby przeprowadzanych testów, bo teraz o wiele łatwiej zrobić badanie. Na przykład ci, którzy wykonują "kluczowe" zawody wymagające wychodzenia z domu, na przykład nauczyciele, mogą taki test wykonać bezpłatnie. Większość chorych na COVID-19 nie wymaga hospitalizacji - tłumaczy nam Bas van de Goor, jeden z najwybitniejszych holenderskich siatkarzy, obecnie prezes fundacji aktywizującej osoby chore na cukrzycę. Dodaje, że szpitalne oddziały intensywnej terapii, które w kwietniu zapełniali pacjenci z koronawirusem, teraz są raczej puste.

Premier przypomniał o ostrożności

Mistrz olimpijski w siatkówce z 1996 roku mówi nam, że ci Holendrzy, którzy najbardziej obawiają się zachorowania - osoby starsze, z nadwagą, z innymi chorobami - są świadomi zagrożenia i najlepiej się przed nim chronią. Ci, którzy wirusa aż tak się nie boją, są mniej ostrożni. I to głównie oni uzyskują pozytywne wyniki testów. Leczenia szpitalnego jednak nie wymagają.

- Nie mamy drugiej fali. Znajomy lekarz powiedział mi, że jeśli ludzie będą przestrzegać dystansu społecznego, w ogóle się jej nie spodziewa. A przynajmniej nie spodziewa się takiego obłożenia OIOM-ów, jakie było kilka miesięcy temu. Jego zdaniem to możliwe, że pojawi się więcej przypadków, ale będziemy w stanie je kontrolować - przytacza słowa specjalisty van de Goor.

A czy teraz COVID-19 jest w Holandii pod kontrolą. - Tak bym nie powiedział - odpowiada były gwiazdor siatkówki. - Kilka dni temu premier Mark Rutte powiedział, że wciąż musimy być ostrożni. Przypomniał, żeby zachowywać dystans, nie zbierać się w duże grupy. Przyznał, że rząd rozważa raczej zwiększenie obostrzeń, niż ich poluzowanie.

Jeszcze więcej rowerów

Na razie nie ma jednak powodów, żeby przywracać surowsze restrykcje. Z zachowywaniem dystansu w miejscach publicznych czy ograniczeniem wyjść z domu społeczeństwo radzi sobie całkiem dobrze. Ci, którzy mogą, pracują zdalnie. A wielu z tych, którzy muszą do pracy przyjechać, rezygnuje z transportu publicznego na rzecz roweru.

- W czasie pandemii sprzedaż rowerów eksplodowała. To było do przewidzenia, że z obawy przed korzystaniem z transportu publicznego jeszcze więcej Holendrów przesiądzie się zarówno na zwykłe rowery, jak i na takie z napędem elektrycznym. Nie dość, że to bezpieczniejsza metoda transportu, to jeszcze lepsza dla zdrowia - mówi van de Goor.

Bez zakłóceń przebiega powrót dzieci i młodzieży do szkół. W regionie, w którym mieszka były siatkarz, naukę stacjonarną rozpoczęto dopiero w poniedziałek. Jednak w innych częściach kraju szkoły podstawowe oraz licea działają w normalnym trybie już od dwóch tygodni. I na razie nie słychać o placówkach zamykanych z powodu koronawirusa.

Dużej "domówki" już nie zrobisz

W pracy, w szkole czy w przestrzeni publicznej większość Holendrów zachowuje się bez zarzutu. "Wyluzować" zdarzało im się za to we własnych domach i mieszkaniach. - Ludzie zapraszali znajomych do siebie, organizowali domowe imprezy. Żeby to ukrócić, dwa tygodnie temu wprowadzono nową zasadę - można zaprosić do siebie maksymalnie sześć osób. I to pod warunkiem, że goście i domownicy będą w stanie zachować dystans społeczny. Teraz nie można już wyprawić dużego przyjęcia urodzinowego - tłumaczy van de Goor.

Holandia - Polska? Początek nowej ery

Przepisy dotyczące organizowania imprez sportowych wciąż są w Holandii dość surowe. Może w nich uczestniczyć nie więcej niż 100 osób, też pod warunkiem zachowania półtorametrowego dystansu. I dlatego jedyne mecze, jakie były wybitny siatkarz ogląda teraz z trybun, to te z udziałem jego kilkunastoletniego syna, które poza nim obserwuje tylko niewielka grupa innych rodziców. Profesjonalni sportowcy na wsparcie jakichkolwiek fanów muszą jeszcze poczekać.

W piątek na Amsterdam Arenie kibiców nie będzie, ale i tak będzie to największe międzynarodowe wydarzenie sportowe na terenie Holandii od początku pandemii. To jeden z dwóch głównych powodów, dla których Holendrzy mówią o meczu z Polską. Drugi to początek nowej ery w pomarańczowej reprezentacji. Ery, w której selekcjonerem kadry nie jest już Ronald Koeman, który w sierpniu zrezygnował z posady i przyjął ofertę Barcelony.

- Koeman jako trener drużyny narodowej był u nas bardzo lubiany i chwalony. Wszyscy żałują, że odszedł. Także sami piłkarze, choć w wywiadach mówią, że nie mają do niego żalu i rozumieją, że trudno jest powiedzieć nie, gdy zgłasza się do ciebie tak wielki klub. Teraz zastanawiamy się, jak piłkarze zareagują na boisku na jego odejście. Pojawia się też dużo wiadomości o sytuacji w Barcelonie oraz o poszukiwaniach nowego selekcjonera. Myślę, że to nawet bardziej dyskutowany temat, niż koronawirus - mówi van de Goor.

O Polakach nie rozmawiają, ale mecz chętnie zobaczą

Przeciwko Polsce Holendrów poprowadzi dotychczasowy asystent Koemana Dwight Lodeweges. W kolejnych spotkaniach być może już Louis van Gaal, bo to on jest głównym kandydatem na nowego opiekuna kadry naszych najbliższych rywali. - Wielu ludzi spodziewało się, że od razu powie nie, ale on w jednym z wywiadów zasugerował, że jego powrót do drużyny narodowej jest możliwy - tłumaczy złoty medalista IO.

Odejście Koemana i poszukiwania jego następcy zaprzątają głowy holenderskich kibiców na tyle, że nie zwracają uwagi na nieobecność w polskim zespole Roberta Lewandowskiego. - Wiemy, że to jeden z najlepszych piłkarzy na świecie, jeśli nie najlepszy w tym momencie, ale to nie o nim teraz rozmawiamy, o polskim zespole też nie - szczerze przyznaje van de Goor. - Ale na sam mecz bardzo czekamy. Ludzie są stęsknieni sportowych wydarzeń. To wciąż nie będzie to samo, co przed pandemią, choćby z powodu braku kibiców, ale i tak z wielką chęcią to spotkanie obejrzymy.

Czytaj także:
Liga Narodów. Holandia - Polska. Przewidywany skład Biało-Czerwonych. Na nich postawi Jerzy Brzęczek
Liga Narodów: Holandia - Polska. Jerzy Brzęczek: Siła rażenia przeciwnika jest ogromna

Komentarze (2)
avatar
stef11
4.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Już od jakiegoś czasu wiadomo jest, że nie ma tzw. Holandii a są Niderlandy i pseudo dziennikarze powinni to wiedzieć. 
avatar
Nie dla wirusowego zamordyzmu
4.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak długo jeszcze będziecie straszyć tym bezobjawowym wirusem? Nie ma żadnej epidemii, śmiertelność spadła, szpitale stoją puste, wszystko to zostało zaplanowane, żeby nas okraść, narzucić terr Czytaj całość
Zgłoś nielegalne treści