Żeby było jasne: Quique Setien nie powiedział nic złego. Lionel Messi to piłkarz z innego wymiaru - tego nikt nie kwestionuje. Świadczą o tym wszystkie możliwe statystyki. A jeśli "czucie i wiara silniej mówi do kogoś niż mędrca szkiełko i oko", to tym bardziej doceni Argentyńczyka.
Problem Setiena polega na tym, że złamał podstawową zasadę: po pierwsze, nie drażnij "Lewego". Czasem zdarza się, że wypowiadamy słowa w niewłaściwym miejscu, w nieodpowiednim czasie. I to właśnie ten przypadek. W innych okolicznościach słowa trenera Barcelony pozostałyby bez konsekwencji, ale teraz Setien ściągnął na siebie i na swój zespół nieszczęście.
Lewandowski przebił w tym sezonie wszystkich i zaczął robić rzeczy, które do tej pory były poza zasięgiem piłkarskich śmiertelników i zdobywali się na nie tylko Messi i Cristiano Ronaldo. Przekroczenie granicy 50 bramek w roku kalendarzowym więcej niż raz? Proszę bardzo. Ponad 50 goli sezonie? Zrobione. Dwucyfrowa liczba trafień w fazie grupowej Ligi Mistrzów? Odhaczone. Dwa czteropaki w tych rozgrywkach? Tego nie zrobił nawet CR7 - udało się to tylko Messiemu i "Lewemu".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!
Po 1/8 finału Champions League Polak ma na koncie 13 trafień - takiego dorobku na tym etapie rozgrywek nie mieli nawet geniusze naszych czasów. Zostanie też pierwszym w XXI wieku piłkarzem, który zgarnie potrójną koronę króla strzelców. I za taki sezon Lewandowski nie zostanie nagrodzony Złotą Piłką, bo "France Football" z wątpliwych powodów odwołał plebiscyt.
Setien nie mógł znaleźć gorszego dla siebie momentu, by wytknąć Lewandowskiemu, że nie dorósł Messiemu niż przed bezpośrednim starciem z bawarskim walcem, za kierownicą którego siedzi Polak. Wygranie Ligi Mistrzów to wielkie niezrealizowane marze... Wróć. Główny cel Lewandowskiego, a historia uczy, że Polak osiąga to, co sobie zaplanuje.
Za kilka godzin szkoleniowiec Barcelony przekona się o tym, co wiedzą już Szkoci, Rumuni czy social media ninjas Bayeru Leverkusen. Pamiętacie fotomontaż "Daily Record" z października 2015 roku? Przed rewanżowym meczem el. Euro 2016 Szkoci wypominali "Lewemu", jak narzekał na brutalność Gordona Greera w pierwszym meczu.
Miał ku temu powody, bo przed poważną kontuzją uchronił go tylko kevlarowy ochraniacz. Bulwarówka nie miała jednak litości. Ubrała Lewandowskiego w niemowlęce ciuszki i dała mu smoczek. "Duże dziecko Robert drugi dzień z rzędu leci do mamy i skarży się, co może stać się z nim na Hampden, kiedy zagra z dużymi chłopcami" - pisał "Daily Record" i apelował do Polaków: "Dorośnijcie!"
Efekt? Dwa gole Lewandowskiego i remis 2:2, który praktycznie zagwarantował Polsce awans do Euro 2016, a Szkotów wyrzucił z pociągu jadącego do Francji. Nabuzowany "Lewy" pokonał Davida Marshalla już w 3. minucie. Potem Biało-Czerwoni stracili kontrolę nad meczem, ale w doliczonym czasie gry kapitan wepchnął piłkę do bramki wślizgiem, jakiego nie powstydziłby się Vinnie Jones. To była męska gra, o jaką na swoje nieszczęście Szkoci apelowali.
Rok później w Bukareszcie Lewandowskiego sprowokowali Rumuni. W pierwszej połowie meczu Polak został ogłuszony rzuconą z trybun petardą. Chwycił się za głowę i padł na ziemię. - Zamroczyło mnie. Nic nie słyszałem - mówił. Adam Nawałka proponował mu zmianę, Łukasz Teodorczyk już się rozgrzewał, ale Lewandowski został na boisku i odpalił swoje fajerwerki. Po przerwie skompletował dublet, a Polska wygrała w Bukareszcie 3:0.
Gdy jesienią minionego roku bił strzeleckie rekordy w Bundeslidze, po kolejnym występie z bramką napisał na Twitterze, że "jest uzależniony od strzelania goli". Bayer Leverkusen, klub - jak sama nazwa wskazuje - koncernu farmaceutycznego, odpowiedział, że "ma na to lekarstwo". I faktycznie, kilka dni później "Lewy" nie znalazł sposobu na Lukasa Hradecky'ego, a Bayern przegrał w Leverkusen 1:2.
Lewandowski tak jednak tego nie zostawił. W rewanżu jego zespół rozbił Bayer 4:2, a on oczywiście wziął czynny udział w strzelaninie. To mu jednak nie wystarczyło. W finale Pucharu Niemiec Bayern pokonał Bayer 4:2, a on skompletował dublet. I to jak! Najpierw pokonał Hradecky'ego wolejem z ok. 30 metrów. Uderzył wprost w bramkarza, ale z taką mocą, że ten nie potrafił złapać piłki. A potem poprawił efektowną "podcinką".
W Glasgow, Bukareszcie i Leverkusen wiedzą już, że Lewandowskiego się nie drażni. W piątek przekonają się o tym w Barcelonie. Początek ćwierćfinału Ligi Mistrzów o godz. 21. Transmisja w TVP 2 i Polsat Sport Premium 1. Spotkanie można również zobaczyć w WP Pilot.