Liga Mistrzów. Maciej Kmita: Nie drażnij "Lewego". Quique Setien sprowadził na Barcelonę nieszczęście [KOMENTARZ]

Getty Images / Matthias Hangst / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Matthias Hangst / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

- Lewandowski to świetny piłkarz, ale nie jest na poziomie Messiego - powiedział przed piątkowym ćwierćfinałem Ligi Mistrzów Quique Setien. Trener Barcelony jeszcze nie wie, że ściągnął na swój zespół nieszczęście. Przekona się o tym za kilka godzin.

Żeby było jasne: Quique Setien nie powiedział nic złego. Lionel Messi to piłkarz z innego wymiaru - tego nikt nie kwestionuje. Świadczą o tym wszystkie możliwe statystyki. A jeśli "czucie i wiara silniej mówi do kogoś niż mędrca szkiełko i oko", to tym bardziej doceni Argentyńczyka.

Problem Setiena polega na tym, że złamał podstawową zasadę: po pierwsze, nie drażnij "Lewego". Czasem zdarza się, że wypowiadamy słowa w niewłaściwym miejscu, w nieodpowiednim czasie. I to właśnie ten przypadek. W innych okolicznościach słowa trenera Barcelony pozostałyby bez konsekwencji, ale teraz Setien ściągnął na siebie i na swój zespół nieszczęście.

Lewandowski przebił w tym sezonie wszystkich i zaczął robić rzeczy, które do tej pory były poza zasięgiem piłkarskich śmiertelników i zdobywali się na nie tylko Messi i Cristiano Ronaldo. Przekroczenie granicy 50 bramek w roku kalendarzowym więcej niż raz? Proszę bardzo. Ponad 50 goli sezonie? Zrobione. Dwucyfrowa liczba trafień w fazie grupowej Ligi Mistrzów? Odhaczone. Dwa czteropaki w tych rozgrywkach? Tego nie zrobił nawet CR7 - udało się to tylko Messiemu i "Lewemu".

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski show. Co za sztuczka!

Po 1/8 finału Champions League Polak ma na koncie 13 trafień - takiego dorobku na tym etapie rozgrywek nie mieli nawet geniusze naszych czasów. Zostanie też pierwszym w XXI wieku piłkarzem, który zgarnie potrójną koronę króla strzelców. I za taki sezon Lewandowski nie zostanie nagrodzony Złotą Piłką, bo "France Football" z wątpliwych powodów odwołał plebiscyt.

Setien nie mógł znaleźć gorszego dla siebie momentu, by wytknąć Lewandowskiemu, że nie dorósł Messiemu niż przed bezpośrednim starciem z bawarskim walcem, za kierownicą którego siedzi Polak. Wygranie Ligi Mistrzów to wielkie niezrealizowane marze... Wróć. Główny cel Lewandowskiego, a historia uczy, że Polak osiąga to, co sobie zaplanuje.

Za kilka godzin szkoleniowiec Barcelony przekona się o tym, co wiedzą już Szkoci, Rumuni czy social media ninjas Bayeru Leverkusen. Pamiętacie fotomontaż "Daily Record" z października 2015 roku? Przed rewanżowym meczem el. Euro 2016 Szkoci wypominali "Lewemu", jak narzekał na brutalność Gordona Greera w pierwszym meczu.

Gordon Greer nie miał dla Lewandowskiego litości
Gordon Greer nie miał dla Lewandowskiego litości

Miał ku temu powody, bo przed poważną kontuzją uchronił go tylko kevlarowy ochraniacz. Bulwarówka nie miała jednak litości. Ubrała Lewandowskiego w niemowlęce ciuszki i dała mu smoczek. "Duże dziecko Robert drugi dzień z rzędu leci do mamy i skarży się, co może stać się z nim na Hampden, kiedy zagra z dużymi chłopcami" - pisał "Daily Record" i apelował do Polaków: "Dorośnijcie!"

Tyłówka "Daily Record" przed meczem Szkocja - Polska w 2015 roku
Tyłówka "Daily Record" przed meczem Szkocja - Polska w 2015 roku

Efekt? Dwa gole Lewandowskiego i remis 2:2, który praktycznie zagwarantował Polsce awans do Euro 2016, a Szkotów wyrzucił z pociągu jadącego do Francji. Nabuzowany "Lewy" pokonał Davida Marshalla już w 3. minucie. Potem Biało-Czerwoni stracili kontrolę nad meczem, ale w doliczonym czasie gry kapitan wepchnął piłkę do bramki wślizgiem, jakiego nie powstydziłby się Vinnie Jones. To była męska gra, o jaką na swoje nieszczęście Szkoci apelowali.

Rok później w Bukareszcie Lewandowskiego sprowokowali Rumuni. W pierwszej połowie meczu Polak został ogłuszony rzuconą z trybun petardą. Chwycił się za głowę i padł na ziemię. - Zamroczyło mnie. Nic nie słyszałem - mówił. Adam Nawałka proponował mu zmianę, Łukasz Teodorczyk już się rozgrzewał, ale Lewandowski został na boisku i odpalił swoje fajerwerki. Po przerwie skompletował dublet, a Polska wygrała w Bukareszcie 3:0.

Robert Lewandowski i Sławomir Peszko cieszą się z gola tego pierwszego w Bukareszcie
Robert Lewandowski i Sławomir Peszko cieszą się z gola tego pierwszego w Bukareszcie

Gdy jesienią minionego roku bił strzeleckie rekordy w Bundeslidze, po kolejnym występie z bramką napisał na Twitterze, że "jest uzależniony od strzelania goli". Bayer Leverkusen, klub - jak sama nazwa wskazuje - koncernu farmaceutycznego, odpowiedział, że "ma na to lekarstwo". I faktycznie, kilka dni później "Lewy" nie znalazł sposobu na Lukasa Hradecky'ego, a Bayern przegrał w Leverkusen 1:2.

Lewandowski tak jednak tego nie zostawił. W rewanżu jego zespół rozbił Bayer 4:2, a on oczywiście wziął czynny udział w strzelaninie. To mu jednak nie wystarczyło. W finale Pucharu Niemiec Bayern pokonał Bayer 4:2, a on skompletował dublet. I to jak! Najpierw pokonał Hradecky'ego wolejem z ok. 30 metrów. Uderzył wprost w bramkarza, ale z taką mocą, że ten nie potrafił złapać piłki. A potem poprawił efektowną "podcinką".

W Glasgow, Bukareszcie i Leverkusen wiedzą już, że Lewandowskiego się nie drażni. W piątek przekonają się o tym w Barcelonie. Początek ćwierćfinału Ligi Mistrzów o godz. 21. Transmisja w TVP 2 i Polsat Sport Premium 1. Spotkanie można również zobaczyć w WP Pilot.

Źródło artykułu: