[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Był już grill zapoznawczy z nowym zespołem?[/b]
Sławomir Peszko, piłkarz Wieczystej Kraków: Mamy na to swoje określenie.
Jakie?
Jest parapetówka, wkupne czy pępkowe. My mamy "peszkowe".
Aż się boję pytać dalej.
W Anglii i Niemczech śpiewa się na spotkaniu zapoznawczym. U nas będzie kolacja, spokojnie! Jest kilku nowych zawodników, musimy się spotkać, porozmawiać. Ale nazwę na takie wyjścia już mamy.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Grzegorz Krychowiak: Jeżdżę na trening z uśmiechem na twarzy
Koledzy z boiska dzwonili, gratulowali transferu?
"Lewy" pytał o warunki.
Kontraktowe?
O warunki do treningu. O boiska. W Wieczystej Kraków jest wszystko, a jeżeli czegoś brakuje, to za dwie godziny jest - tak właśnie powiedziałem Robertowi Lewandowskiemu. Fajna szatnia, klimat. Są fizjoterapeuci, dział analiz, suplementacja. Super boisko. GPS-y na mecze. Ja się naprawdę cieszę, że tu trafiłem. Adam Nawałka też mi gratulował.
Co mówił selekcjoner?
Trener mocno się rozgadał, zanim doszedłem do głosu, minęło chyba dwadzieścia minut. Gratulował odważnego ruchu i powiedział, że trzeba patrzeć na siebie.
Kamil Grosicki szykuje się na pana mecz. Chce przyjechać.
I bardzo się cieszę. Zapraszam Kamila, zresztą nie tylko jego. Może "Wasyl" (Marcin Wasilewski - red.) czy Kuba Błaszczykowski wpadną, jak znajdzie się miejsce na trybunie? "Lewego" też zaprosiłem. Chłopaki z Wieczystej pytają, kiedy ściągnę Roberta do zespołu. Mówię im, że teraz może być problem, ale kiedyś? Oczywiście żartuję. Ale widziałem, że Niemcy też odnotowali mój transfer. Kolega podesłał artykuł z gazety z Koeln. Napisali, że były piłkarz ich klubu związał się z Wieczystą.
Podoba się panu nazwa klubu?
Widziałem kilka memów. To nie jest przypadek. Rok temu zrobiłem sobie zdjęcie w szaliku Wieczystej, grając jeszcze w Wiśle Kraków.
Bije od pana duży luz. Jest uśmiech, zadowolenie. A sporo osób krytykuje pana za transfer.
Ciągle te stwierdzenia: "mógłbyś grać jeszcze w ekstraklasie". No mógłbym, ale chciałem w Wieczystej. Krytyka ludzi, o których nigdy nie słyszałem, w ogóle mnie nie dotyka i nie interesuje. Gorzej, jeżeli robi to ktoś z nazwiskiem. Kto grał w piłkę z sukcesami. Za dużo w tym polityki. Irytuje mnie to.
Mówi pan o Dariuszu Dziekanowskim. Stwierdził, że odejście do szóstej ligi to "patologia".
Nie chcę obrzucać się błotem w mediach. To nieeleganckie. Raz już odpowiedziałem, wystarczy (czytaj TUTAJ). Do pana Dziekanowskiego poszła szybka riposta i zamknąłem temat. Dla niektórych mój transfer jest chory, dla mnie nie. Nie sądzę, by patologią było zjedzenie obiadu w bardzo dobrej restauracji. Można przecież wydać mniej, iść do innej, tańszej. Każdy wybiera po swojemu.
Budzi pan emocje.
Ale za dużo tych opinii, co mi wypada, czego nie mogę robić, mówić, gdzie nie mogę być. A mi wszystko wypada. Nie zamierzam nikomu nic udowadniać. Jest takie powiedzenie: możecie mówić co chcecie, mojego życia nie zdobędziecie.
W szóstej lidze trzeba trzymać dietę?
Hot doga ze stacji raczej nie będę brał, choć zależy, o której godzinie. Mówiąc poważnie - o formę dbam zawsze, to moje paliwo. Najwyżej poproszę Anię Lewandowską o rozpisanie diety. W dwa dni wszystko mi ogarnie. Współpracowaliśmy przed każdym dużym turniejem i było super.
Widziałem, że nie ucieka pan od obowiązków. Jeżeli drużyna przenosi bramkę, to pan też pomaga. Nie ma gwiazdorzenia.
Jeżeli będzie trzeba, to i pachołki rozstawię, albo wodę przyniosę. Nie mam z tym problemu.
Z gry w "okręgówce" zapamiętałem, że można zarobić kopniaka nawet w plecy. Jest pan na to gotowy?
Koledzy przestrzegali, że może być ostro. Wiem też, że trawa nie zawsze będzie idealnie skoszona, albo zamiast szatni przyjdzie nam się przebrać w barakach. Nie spinam się, jestem na to przygotowany. Mogę i na piachu grać. Cieszy mnie to, że na nasze mecze przyjdzie sporo kibiców, powstaje trybuna na dwa tysiące osób. Wiem, że będziemy wygrywać i mam z tego frajdę.
Żona będzie na trybunach?
Zawsze jest, z synem i córką. Marcela zapiszę do żaków w Wieczystej.
Muszę zapytać o zarobki.
Proszę.
Cezary Kowalski z "Polsatu Sport" napisał, że kasuje pan 40 tysięcy złotych miesięcznie.
Tylko tyle? Za tyle bym nie podpisał.
Głośno się pan śmieje.
Powiem tak: przez wiele lat grałem w piłkę na wysokim poziomie, za granicą, w reprezentacji. Pracowałem na swoje nazwisko, dlatego teraz kontrakt mam bardzo dobry - najbliższe dwa lata spędzę z uśmiechem na twarzy. Przede wszystkim chcę wywalczyć dwa awanse i pokazać, że warto było mnie ściągnąć.
Zdziwiłby się pan, ilu piłkarzy z nazwiskiem pytało o możliwość gry w Wieczystej. Również tacy, którzy występowali w reprezentacji Polski. A ja po tym transferze miałem bardzo pozytywny odzew. Nawet w kadrze czegoś takiego nie przeżyłem.
Będzie pan pokazywał kolegom z Wieczystej, w jakich okolicznościach strzelił gola z Irlandią w reprezentacji? Tak jak Sebastianowi Mili i Arielowi Borysiukowi w Lechii? Mila opowiadał, że na koniec twierdził pan, że uderzył zza pola karnego, a nie jak faktycznie - z kilku metrów.
Lepiej strzelić jednego ważnego gola niż w ogóle. Pamiętam to. Wołałem Sebka i "Borysa" przed każdym treningiem Lechii. "Jak kiedyś będziecie w kadrze, to zróbcie tak jak ja" - zaczynałem. To był fajny moment. Wiele ich było. Mecze w Lechu z Austrią Wiedeń i Juventusem. Gol w finale Pucharu Polski na Stadionie Śląskim. Transfer do Niemiec. Superpuchar z Lechią. Pamiętam też wyjazd do Las Vegas. Albo może inaczej: nie pamiętam tych czterech dni.
Proszę kontynuować.
Po awansie z FC Koeln do Bundesligi klub z własnej inicjatywy zwrócił się do drużyny, czy mielibyśmy ochotę udać się na wspólny wypoczynek. W nagrodę. Oczywiście - każdy powiedział "tak". Cztery dni w Las Vegas, tylko dla piłkarzy. Proszę mnie nie ciągnąć za język, nie powiem, co tam się działo. Zresztą naprawdę niewiele pamiętam.
Żona była z pewnością zachwycona.
Nie no, kontakt ze mną był. Coś w stylu: "dzień dobry kochanie, miłego dnia". Oraz: "dobranoc kochanie, słodkich snów". Trochę brakuje mi takiego luzu w Polsce. Zaczyna się zaraz narzekanie: "nie, to niepotrzebne" albo "zmiana klimatyczna? Przecież chłopaki się nie odkręcą!". Może pierwszym klubem, który pojedzie na taki wyjazd będzie Wieczysta.
Powiedział pan ostatnio: "Na Piotra Stokowca przyjdzie czas, jeszcze o nim opowiem".
Jeżeli zostajesz dwa razy wyrzucony z klubu, to nie możesz wspominać tego okresu najlepiej. Przy rozwodzie jest zawsze wina po obu stronach: żony i teściowej. Pomyślałem, że napiszę mu smsa na koniec sezonu. Niech go przeczyta i ma.
Liczyłem, że w końcu powie pan, jak było między wami.
Nie chcę o nim więcej mówić, nie interesuje mnie.
Lechia chociaż pana spłaciła?
Sprawa dalej się toczy, choć rozwiązałem kontrakt z winy klubu. Właśnie z tego powodu - zaległości w wypłatach.
Z boku wydaje się, że to dobrze zorganizowany klub, że niczego tam nie brakuje, pieniędzy też.
Stadion jest piękny, kibice też świetnie dopingują. Zawsze są na trybunach. No ale nie wiem skąd spostrzeżenie, że wszystko jest tam poukładane. Gdyby tak było, PZPN nie robiłby ciągle kontroli finansowych. Wbrew pozorom, nie jest to raj na ziemi.
Inne kierunki niż Wieczysta wchodziły w grę? Pytam o konkrety.
Myślałem o Indiach czy Australii, ale z powodu pandemii nie brałem już później tych kierunków pod uwagę. Negocjowałem z Widzewem, Śląskiem Wrocław, Wisłą Kraków i Termalicą. Ale wyglądało to mniej więcej tak: jedna rozmowa, później druga. Hasła pt. "może po sezonie". Jak chciał jeden prezes, to nie chciał inny kierownik. Do Wieczystej przyjechałem i było: "Zostajesz?". Odpowiedziałem: "Tak, tylko po sprzęt pojadę". Prezes: "Super, jedź. Finansowo się dogadamy".
Słyszałem o pomyśle sparingu na Stadionie Narodowym.
Ha! A może w Pucharze Polski tam kiedyś zagramy?
Odnoszę wrażenie, że jeszcze się tyle wokół pana nie działo, co teraz.
Ale tak jest! W reprezentacji wszystko kręciło się wokół Roberta, teraz wiem, jak to jest. Co "Lewy" czuje. Możemy wymienić się doświadczeniami.
A czy Robert Lewandowski żałował, że nie wyrównał rekordu Gerda Muellera, czyli zdobycia 40 bramek w jednym sezonie Bundesligi? Tylko pan może odpowiedzieć nie używając okrągłych zdań.
Trochę żałował. Napisałem mu: "przynajmniej Niemcy nie wkurzą się na ciebie i całą Polskę, że to zrobiłeś". Myślę, że jeszcze nie powiedział ostatniego słowa. Jego forma ciągle rośnie, oby tylko Ligę Mistrzów wygrał. Bardzo bym tego chciał. Mi to już nie grozi. My z Wieczystą nie przeskoczymy Bayernu. Chociaż znając potencjał finansowy naszego właściciela - moglibyśmy.
Robi się filmowo.
A właśnie, bo ja przecież jestem jeszcze aktorem.
Kroi się kolejna rola? Niedawno zagrał pan epizod z Kamilem Grosickim w filmie "Bad Boy".
Jeżeli już, to kolejny raz zagram w filmie o sobie.
Grzegorz Krychowiak: Nie proszę o pomoc
Leszek Ojrzyński: Rana wciąż świeża