PKO Ekstraklasa. Michał Pol: Skąd ten pośpiech z powrotem kibiców na stadiony?

WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: kibice Legii Warszawa
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: kibice Legii Warszawa

Trudno nie zgodzić się z bon motem byłego trenera FC Barcelona, Luisa Enrique, że "oglądanie meczu bez kibiców jest smutniejsze niż taniec z własną siostrą". Jednak sami kibice mają wątpliwości, czy stadiony nie zostają dla nich otwarte za wcześnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Za nami pierwsza "odmrożona" kolejka PKO Ekstraklasy, za którą tak tęskniliśmy. Mimo że doskonale wiedzieliśmy jakiego poziomu możemy się spodziewać. I poziom niestety "nie zawiódł", tyle że teraz wszystkie braki, wpadki i niedoróbki można przynajmniej zrzucić na ponad osiemdziesięciodniową przerwę w grze spowodowaną pandemią.

Brawa dla kibiców, że zostali w domach i nie wspierali swych drużyn gromadnie spod stadionów, czego wielu się obawiało. Na razie zastępuje ich sztucznie wygenerowany doping, który słyszą tylko widzowie przed telewizorami. Dla jednych to oszustwo i pierwszy krok do pełnej manipulacji meczami piłkarskimi przez telewizje - jak alarmuje Stefan Bielański. Korespondent "La Gazzetta dello Sport" w Polsce obawia się, że to dyktat telewizji, który doprowadzi do formatowania futbolu wyłącznie z telekibicami.

Inni narzekają, że w przeciwieństwie do Bundesligi, gdzie na relacje z pustego stadionu stacje nakładają autentyczny doping fanów gospodarzy z pełnego obiektu, meczom ekstraklasy towarzyszy nieznany jej odgłos trybun reagujących na aktualne wydarzenia na boisku. Nie ma co narzekać, wszystko lepsze niż niestrawne odgłosy echa pustych trybun.

ZOBACZ WIDEO: Zrobimy sobie w Polsce "drugie Bergamo"? "We Włoszech wszystko zaczęło się od meczu piłki nożnej!"

Za chwilę wszystko jednak wróci do normy, ponieważ rząd przyjął zaskakująco łaskawą dla środowiska piłkarskiego decyzję, by od 19 czerwca, czyli początku fazy finałowej rozgrywek Ekstraklasy, na trybunach mogło być zajęte przez kibiców do 25 procent pojemności stadionu. W przypadku Legii Warszawa, której obiekt ma 31 tys. miejsc, na żywo mecze będzie mogło oglądać 7 700 fanów. W przypadku Lech Poznań aż 10 tys. czyli frekwencja niewiele będzie się różnić od tej sprzed obostrzeń.

Przed klubami trudne decyzje, po pierwsze kogo z mających ważne karnety wpuścić na stadion, a komu odmówić. Następnie jak rozlokować szczęśliwców na trybunach w odpowiedniej odległości, a później wyegzekwować ją podczas spotkania (i co właściwie jeśli na jakimś sektorze zostanie złamana - przerwanie meczu, kara finansowa dla klubu, zamknięcie stadionu?).

Największe wątpliwości budzi jednak decyzja o tak szybkim przeskoczeniu z zamkniętych dla publiczności spotkań - przez krótką decyzje o 999 kibicach do otwarcia obiektu aż dla 25 procent jego pojemności. Pod tym względem Polska będzie absolutnym liderem w świecie futbolu. Bundesliga, która jako pierwsza z wielkich lig wznowiła rozgrywki, w ogóle nie bierze takiej możliwości pod uwagę. Organizacja imprez masowych jest nad Renem zabroniona aż do 31 sierpnia i kibice będą mogli wrócić na stadiony najwcześniej w nowym sezonie, który ma się rozpocząć 11 września. A i to dopiero po analizie rozwoju pandemii i pewności, że poziom nowych przypadków dziennie znacznie spadnie (obecnie średnia wynosi 423).

Także Czechy, które ze stłumieniem pandemii poradziły sobie bardzo dobrze, pozwalają by na stadionie mogło przebywać maksymalnie 300 kibiców.

Trudno nie zgodzić się z bon motem byłego trenera Barcelona, Luisa Enrique, że "oglądanie meczu bez kibiców jest smutniejsze niż taniec z własną siostrą". Jednak sami kibice mają wątpliwości, czy stadiony nie zostają dla nich otwarte za wcześnie. Podzielił się nimi ze mną kibic Śląska Wrocław, regularny bywalec meczów.

"Jestem przekonany, że żadna z osób odpowiedzialnych za odmrażanie polskich stadionów nie docierała na mecze w taki sposób jak ja. Czyli jak zwykły kibic. Wychodząc ze stadionu nie mieli na pewno okazji tracić oddechu w ścisku na mostku prowadzącym do ulicy Lotniczej. Podejrzewam, że nie sprawdzali również jak pojemny jest tramwaj, którym wracają kibice ze stadionów. Za każdym razem próbując do niego wejść miałem wrażenie, że tym razem padnie rekord Guinnessa. Bardzo prawdopodobne, że jeden z dni meczowych zakończył się pobiciem takiego rekordu.

Jako kibic nie rozumiem tych 25%. Jaki jest ich sens? Co to zmieni? Jeżeli jest już bezpiecznie to dlaczego się ograniczamy? Jeżeli bezpiecznie nie jest to dlaczego narażamy się na dodatkowe niebezpieczeństwo?" pyta.

Rozlokowanie na trybunach to jedno, ale bezpieczne dotarcie na stadion i powrót to drugie. Może to dmuchanie na zimne, może przesadna obawa. Nie wiem jednak czy bardziej rozsądne nie było spisanie tej końcówki sezonu na straty i dogranie jej bez kibiców? To tylko kilka spotkań ze sztucznym dopingiem, a nowy sezon zaczęlibyśmy z czysta kartą?

PZPN i rząd wbrew ekspertom - wpuszczą kibiców na trybuny

Maciej Bartoszek: Widać ogień

Źródło artykułu: