PKO Ekstraklasa. Korona Kielce w podwójnym kryzysie. Klub na wojnie z dziennikarzami i byłym pracownikiem

WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Suzuki Arena w Kielcach
WP SportoweFakty / Tomasz Fąfara / Na zdjęciu: Suzuki Arena w Kielcach

Korona Kielce znajduje się w dramatycznej sytuacji. Klub jest na dnie tabeli PKO Ekstraklasy, a działacze są skonfliktowani z miejscowymi dziennikarzami i byłym pracownikiem klubowej telewizji.

Korona jest w podwójnym kryzysie - sportowym i wizerunkowym. Zespół Mirosława Smyły ma tylko osiem punktów i jest na ostatnim miejscu w tabeli. Jakby tego było mało, klub jest na wojnie ze swoim byłym pracownikiem oraz dziennikarzami i notuje coraz gorszą frekwencję. Na ostatnim spotkaniu PKO Ekstraklasy było tylko 3621 osób.

Teraz kibice z utęsknieniem wracają do czasów, gdy byli dumni ze swojej drużyny. Kiedy Korona Kielce w zaskakujący sposób odwracała wyniki spotkań i zamiast dramatycznie walczyć o spadek, potrafiła atakować górę tabeli. Po wykańczających meczach piłkarze schodzili do niezbyt dużej, żółto-czerwonej szatni i świętowali zwycięstwa. "Banda Świrów! Chuligani! Koroniarze!" - wykrzykiwał wtedy cały zespół.

Z kamerą schodził do nich Michał Siejak, któremu jako jednemu z pierwszych w Polsce udało się rozkręcić telewizję klubową. Było to w 2011 roku.

Na czarnej liście

Po ośmiu latach Siejak został zwolniony z Korony. W specjalnym oświadczeniu wytłumaczył, że klub zaproponował mu nieodpłatne przeniesienie praw autorskich na klub. W odpowiedzi zaproponował dalszą współpracę na zasadzie umowy licencyjnej, która została odrzucona. Tak został zwolniony i stał się w Koronie persona non grata.

ZOBACZ WIDEO: Serie A. Juventus - Bologna: świetne interwencje Skorupskiego nie pomogły [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Potem Siejak nie został wpuszczony na teren klubu, gdy chciał nagrać "Mikrocykl", materiał wideo dla Canal+ Sport, stacji transmitującej PKO Ekstraklasę. Z kolei jako autor własnego kanału na YouTube nie dostał akredytacji na mecz z Wisłą Płock. Klub starał się to tłumaczyć, że powodem jest zgłoszenie przez Siejaka do sądu żądania zapłaty 250 tys. złotych.

-> Liga Młodzieżowa UEFA. Wypunktowani. Waleczna Korona Kielce odpadła z Realem Saragossa

Na skandaliczne zachowanie działaczy zareagowali lokalni dziennikarze. Trójka z nich zainicjowała list z protestem, razem z nim oddali swoje stałe akredytacje na mecze kielczan. Do akcji przyłączyli się inni, ale wyłącznie podpisali się pod listem, nie oddali swoich identyfikatorów.

Reakcja klubu ich zaskoczyła. Klub postanowił odebrać akredytacje nawet tym, którzy jedynie wyrazili swój protest.

- List z protestem oraz akredytacją swoją i dwóch pozostałych dziennikarzy oddałem rzecznikowi prasowemu. Zaznaczyłem mu bardzo wyraźnie, że reszta podpisanych ludzi jedynie podpisuje się w ramach poparcia protestu, ale akredytacji nie oddaje - tłumaczy Mateusz Żelazny, dziennikarz "Radia eM Kielce", jeden z inicjatorów listu. - Jak przyszliśmy na briefing przed meczem Ligi Młodzieżowej UEFA, zostało nam zakomunikowane, że nikt nie wejdzie na najbliższe mecze. Bo według klubu każdy, kto się podpisał pod protestem, stracił akredytację. Rzecznik tłumaczył pokrętnie, że prezes uważa, że jeśli ktoś się podpisał, to oddał akredytację.

Czytaj też: Kuriozalne zachowanie Salvadora Agry. Piłkarz Legii Warszawa dostał za to drugą żółtą kartkę

Żeby wejść na wtorkowy mecz młodzieżowej Korony z Realem Saragossa dziennikarze musieli napisać do rzecznika specjalne wnioski. Normalnie takie sprawy załatwia się przez zewnętrzny serwis "Accredito".

Klub nie po raz pierwszy pogroził dziennikarzom. Kiedy w maju w Kielcach zabrał głos Dirk Hundsdoerfer, właściciel większości akcji, zarzucił im, że drużyna notuje słabe wyniki po części przez ich krytyczne teksty.

Bez przełomu

Obecny konflikt na linii klub - dziennikarze nabiera coraz większego rozgłosu. We wtorek doszło do jałowego spotkania z zarządem. Byli obecni m.in. prezes Krzysztof Zając i jego zastępca, Marek Paprocki. - Generalnie była kłótnia na przeróżne tematy, dużo ognia i jadu. Kilka razy próbowaliśmy wyrazić swoje zdanie, ale bez skutku - relacjonuje Żelazny.

- Wysunąłem kilka razy postulat, żeby wrócić do sytuacji sprzed tygodnia: klub odda nam akredytacje, odblokuje Siejaka a ich spór pracowniczy niech wyjaśni sąd. Wtedy zamkniemy temat i wrócimy do normalnej pracy. Zarząd odrzucił ten pomysł. Według nich można dojść do porozumienia tylko, gdy Siejak odda im prawa do kanału na YouTube, odblokuje filmiki i wycofa pozew. Z niektórymi dziennikarzami się dogadali, oddali im akredytacje. Ja się nie zgodziłem. To byłoby bez sensu, gdybym jako jeden z inicjatorów protestu po takim spotkaniu, które nic nie wniosło, poszedł na ugodę. Wytrzymałem godzinę i 40 minut Na koniec powiedziałem, że to nie jest rozwiązanie, to białoruskie standardy, żyjemy w wolnym kraju i dalej będę wnosił o akredytację jednorazową - dodaje.

W rozmowie z WP SportoweFakty Korona odniosła się do sporu z Siejakiem oraz do problemu z akredytacjami dziennikarzy.

Stanowisko Rafała Kielczyka, rzecznika prasowego Korony Kielce:

"W liście przekazanym przez dziennikarzy jest wyraźnie napisane, że zwracają akredytacje na sezon 2019/2020. Nie ma wymienionych poszczególnych osób i wszyscy, którzy podpisali się na tym dokumencie przekazanym do prezesa, zostali potraktowani jako osoby, które zwracają akredytacje. Jest to tam wyraźnie napisane, nie jest wyszczególnione, że chodzi tylko o trzech dziennikarzy, którzy fizycznie zwrócili identyfikator razem z pismem. Wiem, że próbowano to potem tłumaczyć, że to list poparcia. Nie mam z tym żadnego problemu, ale na piśmie jest napisane, że zwracają akredytacje. Klub fizycznie nikomu nie odebrał akredytacji. Jedynie Michałowi Siejakowi odmówiono akredytacji na spotkanie z Wisłą Płock. Jednak reszta podpisanych dziennikarzy sama zrzekła się podpisując dokument.

Dziennikarzom zostało przekazane, że według naszego zarządu akredytacje są traktowane jako zwrócone. Jeśli będą chcieli się pojawić na meczu, są zobligowani do wniosku o akredytację jednorazową. Według tego, co podpisali, zrzekli się akredytacji i nie posiadają do niej prawa.

W sprawie "Mikrocyklu" najpierw zadzwonił do mnie przedstawiciel telewizji z propozycją zrobienia materiału akurat w zeszłym tygodniu, przed meczem z Wisłą Płock. Było to dość późno, przekazałem sprawę dalej i oddzwonił do niego reprezentant zarządu. Poprosił o przełożenie nagrań z racji na niezbyt dobrą atmosferę w zespole, nie chcieliśmy rozpraszać zawodników. Bo w ramach produkcji dziennikarze muszą być z operatorami na wszystkich odprawach i uczestniczyć w życiu drużyny już 2-3 dni przed meczem. W żadnym wypadku nie odmówiliśmy nagrań. Aczkolwiek była prośba ze strony reprezentanta zarządu, że jeśli tylko można, wyznaczyć innego operatora ze względu na konflikt między Michałem Siejakiem a klubem Korona Kielce".

Źródło artykułu: