Polacy doznali pierwszej porażki w eliminacjach Euro 2020. W Lublanie przeciwko reprezentacji Słowenii zagrali fatalny mecz i nie zagrozili rywalom.
- Nie funkcjonowaliśmy dobrze w ofensywie i defensywie jako cała drużyna. W pierwszej fazie mieliśmy trzy okazje, gdzie zabrakło ostatniego podania. Potem zbyt często graliśmy przez środek, zbyt często szukaliśmy podcinek, długich piłek i napędzaliśmy rywali. Zabrakło dokładności i mądrego rozegrania piłki. A Słoweńcy wyjeżdżali z bardzo groźnymi kontratakami i stwarzali zagrożenie - powiedział Jerzy Brzęczek.
Dziennikarze zauważyli, że zawiodły też stałe fragmenty gry. - Na pewno przy stałych fragmentach źle to wyszło. Byliśmy przygotowani na rzut rożny (po którym padła bramka na 1:0), mówiliśmy, w który sektor najczęściej jest uderzana piłka i się z tego nie wybroniliśmy. A z naszej strony nie potrafiliśmy stworzyć zagrożenia ze stałych fragmentów gry - zaznaczył selekcjoner Polski.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Krystian Bielik z powołaniem do pierwszej reprezentacji. "Przeszedł olbrzymią przemianę"
Polska kadra straciła pierwsze bramki w eliminacjach. Tego się obawialiśmy po tym, jak ze składu wypadł Kamil Glik, lider naszej linii defensywnej.
ZOBACZ. Zasłużona porażka Polaków w Lublanie
- Jeśli chodzi o Kamila, jutrzejszy trening pokaże, czy zagra z Austrią - powiedział Brzęczek. Selekcjoner dodał, że Polacy zostali sprowadzeni na ziemię. - Wcześniej mówiliśmy, że długa droga przed nami. To może odpowiedni moment, by wylać kubeł zimnej wody na nasze głowy, zawodników, sztabu również.
ZOBACZ. Tak wygląda tabela polskiej grupy
Trener nie szukał wymówek. - Nie sądzę, żeby zawodnicy zlekceważyli rywala. Przegraliśmy tu zasłużenie - zakończył.