Jest 33. minuta meczu Lech Poznań - Korona Kielce. 13 kwietnia 2018 roku. Gospodarze są liderem tabeli i właśnie mają idealną okazję, aby się na tej pozycji umocnić. Chwilę wcześniej sędzia Krzysztof Jakubik podyktował rzut karny za faul Elhadjiego Pape Diawa na Nikoli Vujadinoviciu. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Darko Jevtić, ale zamiast gola kibice zgromadzeni na stadionie zobaczyli dobrą interwencję Zlatana Alomerovicia.
Dwie minuty później to Korona Kielce cieszyła się z prowadzenia. Sanel Kapidzić strzałem zza pola karnego zaskoczył Jasmina Buricia. Jak się okazało, był to gol na wagę zwycięstwa, który był początkiem katastrofy Kolejorza.
Lech Poznań zainteresowany piłkarzem z ligi szkockiej
Sobota, 13 kwietnia 2019 roku. Minął rok od tamtego meczu. Lech zagra z Jagiellonią Białystok, stawką jest miejsce… w czołowej ósemce. Trudno o lepsze podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Poznaniacy mieli zostać mistrzem Polski, a stali się ligowym średniakiem.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Krzysztof Piątek przerósł AC Milan? "Trafił tam, aby im bardzo pomóc"
Gdyby wziąć pod uwagę mecze rozegrane przez ostatni rok, to Kolejorz jest dziesiątą drużyną Lotto Ekstraklasy. W 36 kolejkach zdobył zaledwie 48 punktów, co daje fatalną średnią 1,33 pkt na mecz. Dla porównania Legia Warszawa zgromadziła 73 "oczka".
Rok temu w Poznaniu panowała euforia, której trudno się było dziwić. Choć cały sezon nie był rewelacyjny, to dzięki znakomitej passie na koniec fazy zasadniczej Lech zdołał zapewnić sobie pozycję lidera i idealny terminarz. Poznaniacy świętowali wtedy rok bez porażki na własnym stadionie. I to właśnie na nim mieli rozegrać cztery spotkania rundy finałowej, w tym ostatni mecz z Legią Warszawa.
Coś się jednak posypało i Lech nie wygrał żadnego z tych spotkań, a jak zakończyła się potyczka z warszawskim zespołem, wszyscy pamiętają. Zamiast fety, była stypa. "Grobowa atmosfera, seryjnie pogrzebane marzenia" - taką sektorówkę wywiesili rozgoryczeni fani Kolejorza, którzy uniemożliwili dokończenie meczu, dając wyraz swojej frustracji.
Joao Amaral wraca do składu Lecha Poznań
Wydawało się, że mistrzostwo będzie formalnością. Pomimo kolejnych potknięć, rywale również zawodzili i dawali lechitom nadzieję na sukces. To nie mogło jednak trwać wiecznie i ostatecznie Legia zakończyła sezon z aż dziesięciopunktową (!) przewagą.
Ostatni rok to koszmar Lecha. Słabe wyniki, fatalna atmosfera i opustoszałe trybuny. Najbliższe tygodnie pokażą czy kolejne dwanaście miesięcy może być lepsze, czy degrengolada będzie nadal trwała. Kolejorz wciąż ma duże szanse na awans do europejskich pucharów, ale potknięcie z Jagiellonią Białystok może oznaczać grę w grupie spadkowej, co byłoby katastrofą.
Pewności nie ma, ale losy Lecha z pewnością potoczyłyby się inaczej, gdyby Darko Jevtić nie zmarnował rzutu karnego, a poznaniacy pokonaliby rok temu Koronę. Mieliby wtedy cztery punkty przewagi nad rywalami i dużo chłodniejsze głowy w kolejnych spotkaniach. Stało się jednak inaczej. Był to punkt kulminacyjny i moment, który poniósł za sobą spore konsekwencje. Lech nie poradził sobie z presją, za co ostatecznie zapłacił Nenad Bjelica, który stracił pracę na dwie kolejki przed końcem.
Chorwat rozpaczać jednak nie może. On okazał się zwycięzcą, a Lech przegranym. Bjelica osiąga historyczne sukcesy z Dinamem Zagrzeb, a Lecha w ciągu ostatnich dwunasty miesięcy prowadzili Ivan Djurdjević, Adam Nawałka, dwukrotnie Dariusz Żuraw oraz na samym początku trio: Rafał Ulatowski, Tomasz Rząsa, Jarosław Araszkiewicz. Żaden z nich nie potrafił odbudować zespołu. Pomóc może jedynie letnia rewolucja.