Dariusz Żuraw: Wierzę, że będę trenerem Lecha Poznań na stałe

Newspix / Kamil Świrydowicz  / Na zdjęciu: Dariusz Żuraw
Newspix / Kamil Świrydowicz / Na zdjęciu: Dariusz Żuraw

Już drugi raz Dariusz Żuraw przejął Lecha Poznań w roli "strażaka", ale teraz jego ambicje rosną. 46-letni trener nie kryje, że chciałby poprowadzić zespół także w przyszłym sezonie.

Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Ostatnio powstał całkiem fajny dowcip. Kto jest najlepszym trenerem w Lotto Ekstraklasie? Odpowiedź: tymczasowy. Podoba się panu?

Dariusz Żuraw, trener Lecha Poznań: Druga podobna odpowiedź to pewnie "strażak". Sytuacja jest trochę inna niż jesienią. Wtedy z góry było wiadomo, że obejmuję zespół na dwa, może trzy mecze, bo klub przygotowywał już zatrudnienie innego szkoleniowca. Teraz wiem, że pozostanę na ławce co najmniej do końca sezonu. Osobiście wierzę, że potrwa to dłużej, ale decyzja należy do władz klubu.

Ma pan chyba znacznie mocniejszą pozycję niż przed przyjściem Adama Nawałki. Nawet prezesi Lecha otwarcie mówią, że ta współpraca może potrwać w następnej edycji. Do tego dochodzą okoliczności. Nikt w Poznaniu nie dąży na siłę do szukania szkoleniowca z zewnątrz.

Nie wiem co myślą prezesi. Dotychczasowy przekaz był jasny. Pracujemy i zobaczymy ile jeszcze uda nam się wyciągnąć z trwających rozgrywek. Szansa, że potrwa to dłużej jest i ja w nią wierzę. Czuję, że jestem w stanie z tą drużyną coś dobrego zrobić. Nie mówię od razu o wielkich osiągnięciach, ale przynajmniej zebraniu tylu punktów, by wszyscy byli zadowoleni.

->Lech Poznań dementuje. Nie ma rozmów z Henningiem Bergiem

Jak to jest być trenerem tymczasowym? Ma pan niemałe doświadczenie, a do tego dochodzi bardzo specyficzny moment ponownego objęcia Lecha w tym sezonie. Zastąpił pan Adama Nawałkę, nie mając nawet pełnego mikrocyklu do następnego spotkania. Z Pogonią Szczecin graliście przecież w środę.

Nie był to dla nas łatwy tydzień. Pokazaliśmy chłopakom pewne zachowania, które chcielibyśmy zobaczyć na boisku. Staraliśmy się też wyłapać istotne kwestie u przeciwników, do tego doszło trochę pracy nad stałymi fragmentami. Tylko tyle dało się zrobić, ale wydaje mi się, że w meczu z Pogonią stworzyliśmy sporo sytuacji. Prowadziliśmy już 3:0, nerwowa końcówka spowodowała, że mogły wrócić demony, lecz ostatecznie zdobyliśmy trzy punkty i to było najważniejsze. W Gdańsku natomiast do samego końca próbowaliśmy zmienić wynik. Niestety dla nas rywal pokazał, że nie jest liderem przez przypadek.

ZOBACZ WIDEO "Podsumowanie tygodnia". Kto zdobędzie mistrzostwo Polski? "Legia zyskała luz po zwolnieniu Sa Pinto"

Porażka z Lechią (0:1) chyba jednak udowodniła, że Lech ma problem...

Z Lechią problem ma każdy, nie tylko my. Brakowało nam ostatniego podania, strzału, lecz zespół próbował.

Tuż po objęciu drużyny stwierdził pan, że woli partnerstwo od dyktatury. Dla mnie przekaz był jasny: "Stawiam na inny styl pracy niż Adam Nawałka".

Ale skąd państwo wiedzą jaki jest styl pracy Adama Nawałki?

To nie jest wiedza tajemna. Poza tym skoro padło takie zdanie, do czegoś się ono odnosiło.

Znam trenera Nawałkę i w życiu bym nie powiedział, że to dyktator. Poza tym sam grałem w piłkę, siedem lat spędziłem w Niemczech, a tam dyscyplina to podstawa. Moje zdanie jest takie samo, tyle że nie jestem człowiekiem, który narzuca zawodnikom konkretne rozwiązania na boisku. W niektórych sytuacjach daję im wolną rękę.

Czy to właśnie nie jest tak, że trochę pan "uwolnił" piłkarzy Lecha?

O to trzeba pytać ich samych. Wtedy nie byłem tak blisko pierwszego zespołu, żeby móc to porównać.

Drugi raz w tym sezonie występuje pan w roli "strażaka". Gdyby teraz nie padła propozycja stałego kontraktu, z pewnością byłby pan rozczarowany.

Tak jak mówiłem, obecnie sytuacja jest już inna. Moja praca nie została przewidziana tylko na okres do podpisania umowy z nowym szkoleniowcem. Są dwie opcje: zostanę, albo nie. Czas pokaże, która z nich się ziści.

Czy postawiono panu jakikolwiek cel?

Nie rozmawialiśmy nawet o awansie do ósemki. Mam przede wszystkim poprawić styl gry drużyny, w takim kierunku to poszło.

Mówił pan, że zejść do rezerw zbyt wiele nie będzie, tymczasem w spotkaniu z KKS 1925 Kalisz (4:1) wystąpiło dziewięciu zawodników pierwszej drużyny.

Nie miałem w planach wysyłać tam zawodników na każde spotkanie, lecz tym razem trafił się niezwykle istotny mecz i już w środku tygodnia przekazałem piłkarzom, że wzmocnimy drugą drużynę. Nie należy tego traktować w kategoriach zesłania, zresztą poziom zaangażowania tych graczy był bardzo zadowalający, a przecież część z nich wróciła z Gdańska nad ranem.

Adam Nawałka dostosowywał godziny spotkań rezerw do pierwszego zespołu. Czy ten zwyczaj będzie praktykowany nadal?

Tak. Terminarz będzie układany w ten sposób, żeby mecze rezerw odbywały się po występach pierwszej drużyny. Dzięki temu jakaś grupa zawodników będzie tam schodzić.

Rozmawiał pan z Adamem Nawałką, gdy było już wiadomo, że to pan go zastąpi?

Trener Nawałka dzwonił do mnie i rozmawialiśmy. Tak samo było z jego asystentem Bogdanem Zającem. Po zwycięstwie z Pogonią przysłano mi też gratulacje.

A czy nastąpiło swego rodzaju "przekazanie" zespołu?

Czegoś takiego się w klubach nie praktykuje.

Od dłuższego czasu mówi się o liście skreślonych zawodników. Bez względu na to, ile już zostało im przekazane oficjalnie, niektórzy z pewnością czują jaka czeka ich przyszłość, i że to niekoniecznie będzie przyszłość w Lechu. Jak pan sobie radzi z motywowaniem tych piłkarzy do dobrej gry w końcówce sezonu?

Każdy walczy o swoją przyszłość - albo w Poznaniu, albo gdzie indziej. Jeśli ktoś będzie odpuszczał, albo słabo grał, to wiadomo, że dobry klub się nim nie zainteresuje. Taki sam przekaz dałem chłopakom. Szanujemy się nawzajem, każdy pracuje też dla siebie. Bez względu na to co miałoby się wydarzyć po sezonie, ważne, żebyśmy mogli sobie spojrzeć w oczy, podać rękę i ewentualnie rozejść.

->Lech Poznań chce wybudować centrum badawczo-rozwojowe za 40 mln zł

Czy pan zna pełną listę skreślonych?

W mediach krążą różne nazwiska. W klubie takiej listy nie ma, są natomiast przymiarki. Gdy tylko zapadną decyzje, Lech będzie o tym oficjalnie informował. Wiadomo, że ja o pewnych sprawach wiem, ale równolegle toczą się rozmowy zawodników czy ich agentów z prezesami, więc nie ma sensu spekulować.

Gdy Ivan Djurdjević odchodził z Lecha, sporo mówiło się, że zabrakło mu doświadczenia, że przeskok z III ligi do Lotto Ekstraklasy jest jednak za duży. Pan ma chyba łatwiej, bo pracował choćby w Odrze Opole czy Zniczu Pruszków.

Każde doświadczenie pomaga. Wcześniej byłem asystentem Macieja Skorży w Lechu i to też był dla mnie cenny okres. Dzięki temu mogę wejść do szatni i w miarę szybko ocenić, kto na jakim jest poziomie emocjonalnym, piłkarskim, fizycznym czy taktycznym. Oprócz tego fajnie jest mieć dobry, duży sztab. Na razie radzimy sobie w trochę mniejszym, ale i tak myślę, że jesteśmy w stanie wyciągnąć z drużyny to, co ma najlepsze.

Jest możliwość, ze przy ewentualnej dłuższej pracy w Lechu będzie miał pan równie szeroki sztab jak Adam Nawałka?

Każdy trener wie kogo potrzebuje. Na pewno chciałbym mieć szerszy sztab niż ten obecny, ale czy aż tak szeroki jak trenera Nawałki? Nie sądzę.

Jak pan się czuje z tym, że starcie z Jagiellonią będzie tak naprawdę meczem o wszystko i to dla obu drużyn? Ciężar gatunkowy jest niewyobrażalny...

Cieszę się przede wszystkim z tego, że mam tydzień na pracę z drużyną. Wcześniej takich możliwości nie było. Uważam, że to niezwykle istotna kwestia. Przez ten tydzień będziemy w stanie przygotować się do tego spotkania na sto procent. Oczywiście wynik jest sprawą otwartą. Liczę na wsparcie kibiców, wtedy będzie łatwiej.

Źródło artykułu: