Państwo nie działa, bo stadiony stały się miejscem wyjętym spod prawa. A premier? Uznał, że to najlepszy moment, żeby pochwalić kibiców za... patriotyczne oprawy. Ręce i nogi opadają.
W niedzielę na stadionie Lecha kibole przepędzili z boiska piłkarzy i dali własny spektakl pt. Zniszczyć wszystko, zetrzeć z powierzchni ziemi. Raptem trzy tygodnie temu szalikowcy zepsuli finał Pucharu Polski, teraz zepsuli też finisz ligi. I co? I nic.
Właściciele klubów są sterroryzowani przez bandytów, są zakładnikami kiboli. Sami nic nie zrobią. Dają własną kasę na utrzymanie klubów i muszą tańczyć tak, jak im szalikowcy zagrają. Skoro honor kibola z Poznania nie pozwala, by medale za mistrzostwo Legia odebrała przy Bułgarskiej, to odbierze sobie w Warszawie.
Ekstraklasa musi się na to zgodzić, nie ma nic do gadania. W kolejnym kroku kibol uznaje, że jeśli mu się wynik meczu nie podoba, to może go przerwać. Co będzie w kroku trzecim? Strach myśleć. Może kibol będzie wbiegał na boisko, walił w łeb sędziego i dyktował karne dla swojej drużyny...
Futbol klubowy został w tym kraju oddany stadionowym bandytom. I to oddany walkowerem. Co z tym zrobić w kraju, w którym premier po takim skandalu pisze, że "oczekuje od stosownych służb podjęcia zdecydowanych działań wobec stadionowych chuliganów". Już widzę, jak ich szef rządu nastraszył, normalnie zes… się ze strachu. Dramat. I jeszcze jakieś brednie - nie na miejscu i nie o czasie - o patriotycznych oprawach.
Jak więc widać, futbolu w tym kraju nikt nam nie obroni, jeśli sami sobie go nie obronimy. Duży oddolny ruch musi wywrzeć presję na aparacie państwowym, żeby w końcu zaczął działać. Bo podstawą do zrobienia porządku z bandytami jest wola rozwiązania problemu. A tej na razie nie ma. Policja i służby specjalne nie działają, lub są zablokowane. Przecież akcja policji na stadionie to ostateczność. Służby specjalne mają swoich spotersów, czyli tajniaków, którzy infiltrują środowisko kiboli. Oni o zamiarach zrobienia zadymy wiedzą dużo wcześniej. A skoro nie informują, nie alarmują, nie zapobiegają, to jest tylko jedno wyjaśnienie: mają tego nie robić. Czy dlatego, że są w tym kraju politycy, którzy kokietują środowiska kibicowskie i używają ich do swoich rozgrywek? Każdy, kto ma rozum, potrafi sobie odpowiedzieć na to pytanie.
Nie możemy pozwolić, żeby ci, którzy chowają się pod sztandarami przestrzegania prawa, dopuszczali do łamania go w imię swoich doraźnych, politycznych interesów. Trzeba tę nikczemność pokazywać, piętnować, trzeba publicznie ganić aparat i konkretnych ludzi za bierność w sprawie chuligaństwa na stadionach. I lobbować.
Po raz kolejny na naszych łamach wzywam prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, żeby przestał udawać, że wyrwanie naszego futbolu z rąk chuliganów to nie jego problem. Jak najbardziej jego. To największy rak, który zżera polską piłkę.
Panie prezesie! To nie Rzym płonie! Proszę się wziąć do roboty, bo ten pożar mamy tu, u siebie, w Polsce! Proszę się nie chować. Nikt inny tego za pana nie zrobi. Nie jest metodą wlepienie wysokich kar finansowych klubom, jak to zrobił PZPN po - przez siebie zorganizowanym - finale Pucharu Polski. Te kluby - a w zasadzie ich właściciel - są i tak ofiarami kibolskiego terroru. Nakładanie kar jest najprostszym rozwiązaniem, ale kompletnie nieskutecznym, wręcz nonsensownym. Kara nie dotyka tego, kto zawinił. Nie o takie działania chodzi.
Rolą PZPN i jego prezesa jest stworzenie silnego lobbingu, który skończy z biernością państwa. Boniek ma znaną twarz, może ją wykorzystać nie tylko do promowania piwka. PZPN ma znakomicie opanowane media, ma bilety na mecze reprezentacji, ma mundial przed sobą. Dziesiątki polityków będą się łasić do Bońka jak kot z "Shreka", byle tylko dostać wejściówki. Trzeba to wykorzystać, trzeba uzyskać pomoc i sojuszników w walce o polską piłkę.
Niestety, póki co o żadnych działaniach PZPN i prezesa Bońka po finale Pucharu Polski się nie dowiedziałem. Ale może coś robi? Może zbroi podwodnego U-Boota i nas wszystkich pozytywnie zaskoczy.
Bo kiedy się polska piłka pali, prezesowi PZPN nie wolno się chować za reprezentację. Nawet jej ewentualny sukces na mundialu nic nam nie da, jeśli w kraju nie będziemy mogli chodzić na mecze, bo ligę ukradli nam szalikowcy. Polska piłka jest jedna, nie można jej dzielić na tę "cacy" od reprezentacji i na tę "be" od klubów.
Polska piłka została wzięta w jasyr. Na tę chwilę to jej największy problem, dużo ważniejszy od tego czy Lewandowskiego boli noga czy nie boli.
Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl
ZOBACZ WIDEO Jakie kary po skandalu w Poznaniu? Kołodziejczyk: Mam nadzieję, że Lecha zabraknie w europejskich pucharach
To teraz po rozrubach chuligańskich już wie.
Przecież jWięcej wydaje mi się, że więcej zwolenników wśród przedstawicieli PZPN, mają inne czołowe nasze drużyny z aktualnej końcowej tabeli ekstraklasy.
Nowe miasto, nowy region, ożywiłoby na pewno i podnisło, wymusiło by wyższy poziom ekstraklasy.
Zdobycie mistrzostwa przez, np. Lechię Gdańsk (najlepszy "świeży",potencjał, ale ciągle niespełniony - ale myślę do czasu!!!) Wisłę Kraków czy nawet Lecha, mogłoby to sprawić.
Choć nie jestem jakimś zagorzałym fanem Legii, to uważam, że tylko ona może coś więcej zdziałać "na teraz" w europejskich pucharach.
Jednak poziom naszej ekstraklasy jest tak niski, ( obniżył się znowu!) że i tak jak nie trafimy znowu na dodatek z dyspozycją i formą, to może być ponownie krótka "przygoda" w pucharach. Czytaj całość