Piotr Malarczyk dobrze wszedł w niedzielny mecz. Na samym początku spotkania dwukrotnie zagroził Zagłębiu po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry i był bardzo blisko pokonania Martina Polacka, ale raz posłał piłkę tuż obok bramki, a raz słowacki golkiper lubinian popisał się świetną interwencją.
Niedługo później w powietrznej walce o piłkę Malarczyk zderzył się z jednym z rywali i potrzebował chwili, by dojść do siebie. 26-latek kontynuował występ, ale w 31. minucie został zmieniony przez Ołeksija Dytiatjewa i prosto ze stadionu Zagłębia udał się na badania do szpitala.
- Piotrek nie wiedział, co się wydarzyło i nie wiedział, gdzie jest. Trzymamy kciuki za to, żeby nic mu się nie stało - mówił na konferencji prasowej trener Michał Probierz.
Badania na szczęście nie wykazały niczego złego i Malarczyk wrócił z zespołem do Krakowa, ale w poniedziałek zostanie poddany kolejnym testom.
Listopad jest pechowy dla Malarczyka. Niemal dokładnie dwanaście miesięcy temu - 16 listopada 2016 roku - nabawił się poważnej kontuzji twarzoczaszki. W wyniku zderzenia z Bartoszem Szeligą z Piasta Gliwice doznał rozcięcia obu łuków brwiowych, złamania kości nosa i dwóch innych kości twarzoczaszki. Obrońca Cracovii musiał przejść operację i na boisko wrócił dopiero w rundzie wiosennej.
ZOBACZ WIDEO: Świeża krew w reprezentacji. Debiutanci zdadzą egzamin?